Rozdział #5

302 14 0
                                    

Z reszty z nich wyszedł Alan...

- O, cześć Kath - powiedział z dziwnym uśmiechem na twarzy.

Popatrzyłam na niego przez chwilę. Nie wiem dlaczego, ale przez chwilę myślałam, że jest pijany.

- Cześć. - odpowiedziałam.

- Co chcesz od mojej bandy?

- Przeprosić, tak jak wczoraj ciebie...

- Wiesz... tak poniekąd to my powinniśmy ciebie też przeprosić - powiedział Alan nieco poważnym tonem, jednak już po chwili chory uśmieszek znowu zagościł na jego twarzy.

- Co się szczerzysz jak głupi do sera? - powiedział Thomas, widocznie równie zdziwiony co ja.

- Dowiesz się w swoim czasie - odpowiedział lider grupy, którego można uznać za psychopatę.

- A więc jeśli to wszystko to może sobie pójdziesz? - powiedziała Miranda.

- Już sobie idę... - powiedziałam i odeszłam, ale uchwyciłam moment kiedy Alan skarcił czarną.

Kiedy byłam już przy klasie, gdzie miałam mieć lekcje, czekałam na dzwonek.

Po lekcjach wróciłam do domu, i pierwsze co to weszłam do kuchni, gdzie była mama.

- Cześć mamo - powiedziałam

- Cześć Kathleen... - odpowiedziała wyraźnie zmartwiona.

- Co się stało? - zapytałam

- Nic takiego.

Wiedziałam, że kłamie, była wyraźnie czymś zmartwiona, tylko czym?

- Mamo nie kłam, widzę, że coś jest nie tak...

- Posłuchaj... na razie nie mogę ci powiedzieć co się dzieje...

- No dobrze... - powiedziałam zrezygnowana i poszłam na górę do swojego pokoju.

Usiadłam do biurka, by potem zacząć odrabiać lekcje. Wciąż myślałam o tym czego mama nie chce mi powiedzieć. Po odrobieniu lekcji przebrałam się i postanowiłam, że pójdę sobie pobiegać po lesie. Zeszłam więc na dół, gdzie ubrałam buty do biegania, wyszłam z domu i popędziłam do lasu. Kiedy byłam w lesie to zrobiłam szybką rozgrzewkę i zaczęłam biec. Przebiegłam spory dystans i znalazłam się na polach za lasem, lubiłam tam chodzić na spacery. Stałam i wsłuchiwałam się w szum wiatru. Nagle usłyszałam piski, pobiegłam w stronę, z której dochodziły tajemnicze dźwięki, na miejscu zobaczyłam psa przywiązanego do drzewa, chciałam mu pomóc, więc do niego podeszłam, zwierzę zawarczało, ale to zrozumiałe, wyczuło kim jestem. Klęknęłam i próbowałam rozwiązać supeł, uważając przy tym na kły przestraszonego całym zdarzeniem kundelka, psiak bowiem uporczywie usiłował mnie ugryźć. Szarpałam się z kawałkiem grubego nylonowego sznura, gdy nagle poczułam uderzenie w głowę, padłam na ziemie, potem zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ostatnie co udało mi się zobaczyć to spadającą na ziemię belkę i ciężkie buty z typu oficerek. Przegrałam walkę i odpłynęłam.

Moonlight ShadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz