Rozdział #10

264 16 6
                                    

Reszta spaceru odbyła się w milczeniu, postanowiliśmy w końcu, że trzeba by już wracać. Droga powrotna nie zajęła nam długo, i już po kilku minutach byliśmy na miejscu gdzie przywitała nas Annie.

- I jak tam spacer? - zachichotała

- Nijak - powiedział Alan wymijając ją

- Gbur - odpowiedziała, gdy Alan zniknął w domu.

- Tja...

- Ale tak serio. O co mu poszło? Pokłóciliście się czy jak? - Amber uniosła brew pytająco

- Nie, ja chciałam żeby mi wytłumaczył jak mnie znalazł u tych porywaczy. Nie widzę w tym powodu do tego by się na kogoś obrazić

Nagle dziewczyna się zamyśliła. Ciekawiło mnie co jej chodziło po głowie.

- Wiesz... Ja chyba wiem czemu tak zareagował

- To może mnie oświecisz?

Nie dostałam żadnej odpowiedzi, a dziewczyna jedynie odwróciła się na pięcie i weszła do domu. Ja nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić więc stałam przed domem i wpatrywałam się sama nie wiem w co. Wtedy mój telefon zaczął wibrować, więc szybko wydostałam go z kieszeni bluzy i sprawdziła co było tego powodem, okazało się, że dostałam wiadomość od Lydi. No tak, przecież to bardzo normalne że nie ma mnie w szkole i nie wie o tym nikt oprócz bandy samozwańczego lidera watahy wilczych buntowników. Eh... No nic, trzeba by jej odpisać co nie? Jak powiedziałam tak zrobiłam, i dość szybko napisałam SMS.

Potem jeszcze chwile stałam przed domem sama jak palec, aż w końcu ktoś po mnie przyszedł, był to Seraphin, opiekun Dowell'a. Mężczyzna gestem ręki wskazał abym poszła za nim, zrobiłam to. Oboje weszliśmy z powrotem do domu. Skierowaliśmy się do salonu, gdzie było kilkoro wilków z watahy, oprócz tego gbura.

- No więc? Po co mnie pan tu przyprowadził? - zapytałam.

- Bo widzisz... Widzieliśmy Alan dość zmieszanego, dosłownie przed chwilą, więc domyśliliśmy się, że nie powiedział Ci tego co ukrywa przed tobą przez dłuższy czas... - odpowiedział blond włosy mężczyzna, który mnie tu przyprowadził.

- Ale co ukrywa?

- Tego Ci nie zdradzę, Alan sam musi to zrobić. - odpowiedział.

- Aha...

No nie powiem. Trochę się boje tego co on chciał mi powiedzieć, w końcu to buntownik, na dodatek nie obliczalny.

- Ale nie martw się. Raczej w najbliższym czasie dowiesz się o co chodzi. - powiedziała Annie, uśmiechając się do mnie lekko.

- Tja. Oby - powiedziałam, blado się uśmiechając.

- Teraz bądźcie cicho... Idzie - wyszeptał Thomas.

Miał racje, ponieważ nie długo po tym Alan stanął w wejściu do salonu. Bacznie się nam wszystkim przyglądał, a najuważniej, mi? O co mu chodzi?

- Dobra nie udawajcie, nie winnych.... Doskonale słyszałem o czym gadaliście - powiedział, a ton jego głosu przyprawiał o dreszcze.

- Alan my... - Annie próbowała nas tłumaczyć.

- Zamilcz... - powiedział tym samym chłodnym głosem co wcześniej.

Wtedy spojrzał na mnie. Z jego oczu ciężko było cokolwiek odczytać.

- Kathleen... Chodź ze mną. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Oczywiście poszłam za nim.

Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do lasu. Szliśmy sporo czasu lasem, aż w końcu znaleźliśmy się obok mojego domu...

- No to jesteśmy... - powiedział

- Alan... za nim pójdę... to chce cię o coś zapytać

- Wal śmiało...

- Co przede mną ukrywasz?...

- Leen... To jest zbyt skąplikowane... Nie dam rady ci tego teraz wytłumaczyć...

- To może mi chociaż powiesz dlaczego cały czas mi pomagasz? Dlaczego kiedy mam kłopoty to ty zawsze wyciągasz mnie z opresji? Dlaczego to robisz? Dlaczego akurat to ja jestem, tą której tak pilnujesz?

Chłopak przez dłuższą chwilę stał w bezruchu. Wyglądał, jak gdyby walczył sam ze sobą. Zaniepokoiło mnie to trochę, więc szturchnęłam go w ramię, wymawiając przy tym jego imię i pytając czy wszystko w porządku.

- Bo cie kurwa kocham! - krzyknął nagle, a mnie wbiło w ziemię, słysząc co powiedział...

- Ty co?!

- Kocham cie... teraz zrozumiałaś?

Zamurowało mnie, kiedy to powiedział... On mnie... Kocha?

- Nie mogę uwierzyć...

- To może kiedy zrobię to, to mi uwierzysz.

- Zrobisz, ale co? Alan co ty...

Nie dał mi skończyć. Podszedł i mnie... pocałował. To było cudowne. Oddałam pocałunek. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Niestety, nic nie trwa wiecznie, chociaż teraz chciałabym żeby było na odwrót. W końcu się od siebie oderwaliśmy, oboje dyszeliśmy po długim pocałunku.

- To tego... Do jutra - powiedział i poszedł w stronę lasu

- Do jutra... - odpowiedziałam i weszłam do domu.

Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami. Z kuchni wyszła mama.

- Wszystko widziałam. - zachichotała.

- Dosłownie wszystko?

- Tak. - znowu zachichotała.

- Nie ważne, mi wystarczy wrażeń na jeden dzień. - sapnęłam zmęczona tym wszystkim.

Poszłam na górę, weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Usiadłam na parapecie i patrzyłam w okno. Po chwili dostałam SMS'a, okazało się, że był od Alana. Uśmiechnęłam się i mu odpisałam.

Moonlight ShadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz