Rozdział #8

283 13 0
                                    

Gdy skończyłem to podałem dziewczynie posiłek, a ta od razu zabrała się za jedzenie. Musiała być naprawdę głodna bo zajadała się tak łapczywie, że po kilku kęsach się zadławiła. Stwierdziłem że dam jej zjeść i posprzątałem po sobie w kuchni, potem poszedłem sprawdzić czy moja "kochana" wataha zakończyła swoją dziwną dyskusję. Na szczęście już był spokój. Wszyscy siedzieli w telefonach, eh... normalka... Przewróciłem oczami i wróciłem do kuchni. Kathleen zdążyła skończyć posiłek i po sobie ogarnąć.

- Szybka jesteś. - zaśmiałem się.

- Dziękuje - odpowiedziała śmiejąc się - a tak w ogóle to...

- To? - powtórzyłem po niej.

- Moja mama wie, że tu jestem?

Gdy zadała pytanie popatrzyłem na nią przez chwilę. Oczywistym było, że jej matka nie miała pojęcia, iż Kath zamiast być w szkole siedzi w domu w środku lasu z bandą niebezpiecznych świrów.

- Wie. - Skłamałem.

- Aha... chwila... przecież dzisiaj szkoła! - krzyknęła. Nigdy nikt się tak nie przejmował szkołą.

- Spokojnie. Dzisiaj wolne, przynajmniej dla nas.

- Ale...

- Wolisz iść do szkoły i zwiększyć szanse na to, że coś Ci się stanie? Czy zostać z nami tu, gdzie jest bezpiecznie?

- Chyba tu, gdzie bezpiecznie. - Odpowiedziała i spuściła głowę w dół.

- To może chodźmy do reszty, co?

- Jasne. - podniosła głowę i się do mnie uśmiechnęła.

Potem oboje poszliśmy do salonu, gdzie teraz panował podejrzany spokój. Na serio siedzieli spokojnie, za spokojnie...

- Ok, czemu wszyscy siedzą, gapią się na siebie i co jeszcze dziwniejsze nic nie mówiąc, i się nie ruszając? - zapytał Thomas wchodząc do salonu.

- Sam się zastanawiam - Odpowiedziałem.

- To może się wycofajmy? - zaproponował chłopak.

- Dobry pomysł. - Rzekłem.

Cała nasza trójka powolnym krokiem wyszła z salonu i skierowała się na dwór, ale kiedy tylko ja i Thomas przestąpiliśmy próg to ni stąd ni zowąd, na głowę spadło mi wiadro pełne wody. Thomas i Kath wybuchnęli ostrym śmiechem, a mi wcale nie było do śmiechu.

- Jak dorwę to zabije! - krzyknąłem.

Z salonu dobiegły śmiechy. No to już wiem czemu ta banda siedziała tak cicho. Otarłem twarz z wody i ruszyłem z powrotem do salonu.

- Dobra przyznać się. Kto obmyślił ten "genialny plan"?

- Leo i Matt. - odpowiedziała mi Amber.

- Zaraz zobaczymy cwaniaki czy będzie sobie żarty robić jak wam wymyśle bardzo ciekawe zajęcie.

- Ty chyba nie chcesz...

- Oj tak, właśnie o tym myślę.

- Miej litość. - krzyknął Matt śmiejąc się.

- Nie zamierzam, a teraz jazda do roboty.

Po moich słowach obaj żartownisie wstali z kanapy i ruszyli w kierunku jednego z pomieszczeń.

- Yyy... szefie. - powiedział Thomas wskazując kciukiem za siebie.

Gdy się odwróciłem zobaczyłem Dylana, znalezionego przez nas ośmioletniego chłopca. Młody najprawdopodobniej stracił rodziców, chodź ja uważam, że po prostu się zgubił, a jego rodzice go szukają, ale ile w tym prawdy? Nie mam pojęcia, w każdym razie gdyby moje wilki go nie znalazły to mały pewnie by umarł, ponieważ gdy go tu sprowadzili to wyglądał tragicznie, był blady, chudy i strasznie słaby. Teraz jest lepiej, ale i tak jest ryzyko że chłopak może umrzeć w każdej chwili.

- Co tu robisz Dylan? - zapytałem odwracają się do chłopca.

- Bo ja nie mogłem spać i strasznie mnie wszystko boli.

- Idź się połóż, zaraz przyniosę Ci coś na uśmierzenie bólu, ok? - odezwał się do chłopca zielonooki.

- Dobrze. - chłopiec wrócił do swojego pokoju.

Gdy tylko siedmiolatek zniknął w swoim pokoju poleciłem Thomasowi, aby zadzwonił do swojego ojca. Jego tata był lekarzem, tak więc mógł bez problemu sprawdzić, co dolega małemu. Thomas przez chwilę protestował, wiedział z czym wiązała się wizyta jego taty, tak jak i ja, ale w tym momencie ważniejszy był dla mnie Dylan niż to, jak wielki opierdol dostaniemy.

- Co mu jest? - zapytała Kathleen.

- Nie wiemy, kiedy go znaleźli to cały czas się skarżył na to, że go wszystko boli.

- A wzywaliście lekarza?

- Nie, ale właśnie zagoniłem do tego Thoma.

- A co z jego rodzicami?

– Jest ryzyko, że ich stracił. – Westchnąłem.

- Czyli że jest sierotą?

- Najprawdopodobniej, znaleźliśmy go w starym domu przy pobliskiej drodze. Cały się trząsł, był zmarźnięty, na początku się nas bał, ale potem udało nam się go do siebie przekonać i zabrać tutaj, a resztą zajął się Seraphin. - wyjaśniłem.

Kathleen była serio przejęta, widziałem to po jej oczach, tak jakby go rozumiała.

Moonlight ShadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz