Rozdział #14

184 9 1
                                    

Wciąż trudno mi uwierzyć w to co powiedział mi Alan. Ale wiedziałam, że nie mogę dać się przestraszyć, chociaż wizja tego że ktoś na mnie czyha nie jest za ciekawa. Nieważne. Teraz przynajmniej wiem, że muszę bardzo uważać.

Chłopak stanął przede mną, ja spojrzałam mu w oczy i się do niego uśmiechnęłam, odwzajemnił tym samym. Potem mnie przytulił. Wtuliłam się w niego.

- Kocham Cię i nigdy nie pozwolę cie skrzywdzić - wyszeptał mi do ucha, na co ja się uśmiechnęłam - Chodź wracamy - wyszeptał po chwili ciszy

Puścił mnie i zaczął zmierzać w kierunku domu watahy. Dwa razy nie myśląc poszłam za nim. Sama droga powrotna nie zajęła nam dużo czasu. Przestąpiliśmy próg i skierowaliśmy się do salonu. W owym pomieszczeniu panował chaos, a sprawcami tego całego zamieszania byli Matt i Thomas. O coś się kłócili, jednak nie mam pojęcia o co i tak szczerze mówiąc nie chce wiedzieć. Wtedy do salonu wpadł ostro wkurzony lider tej szajki.

- O co wam znowu poszło do cholery?! - wrzasnął brunet.

- To on zaczął! - Matt wskazał na Thomasa.

- To nie prawda! - bronił się czarnowłosy.

- Zamknijcie się obaj! - krzyknął Alan- zachowujecie się, jak jakieś pierdolone bachory! 

Na jego słowa obaj ucichli. Chłopak mimo to wręcz mordował ich wzrokiem.

- A teraz może mi ktoś powiedzieć o co poszło?

- Tak. - wtrąciła Annie.

- No to słucham  - Alan założył ręce na piersi i spojrzał na wilczyce, dziewczyna popatrzyła natomiast na chłopaków, równocześnie otwierając usta aby coś powiedzieć, ale wtrącił się Matt.

- Poszło o to, że Thomas krzyknął na Dylana, a ja tylko stanąłem w jego obronie... - odpowiedział i spuścił głowę na dół

Wściekły wzrok Alana przeniósł się na Thomas'a. Owy chłopak jedynie wzruszył ramionami i opuścił salon. W tym momencie usłyszałam ciche warknięcie i doskonale wiedziałam do kogo ono należało.

Wyszłam z salonu nie chcą słuchać tego jak za chwilę mój chłopak zruga Thomas'a za to co zrobił. Ten czyn wydaje się błachostką lecz sądządz po reakcji lidera, wcale tak nie jest. Może tu chodzić o stan chłopca. Jest duża obawa że mały umrze. Jest mi go strasznie szkoda, ale nie umiem mu pomóc. Nienawidzę tej bezsilności w niektórych przypadkach.

Wyszłam przed dom i głośno westchnęłam. A potem spojrzałam się w niebo.

Moonlight ShadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz