Oczami Jordana #27

258 25 2
                                    

Nie daruję tego tym wampirom. Zadarli ze mną i tego pożałują. Kiedy wyszedłem z gabinetu nauczycielki udając skruszonego ruszyłem do wyjścia ze szkoły. Musiałem znaleźć alfę i poprosić o pomoc. Andre siedział przy drzwiach wejściowych szkoły z resztą naszego stada i jakby wręcz ucieszył się, że do nich idę. - Cześć, mam sprawę - odparłem, a stado spojrzało na mnie z zaciekawieniem. - Mów - odparł Andre - Nie tutaj - odparłem widząc mnóstwo ludzi wychodzących i wchodzących do szkoły.

Grupa widząc moją powagę ruszyła wprost za szkołę. Tam rzadko ktoś zaglądał. - Mów - odparł Andre, a ja odetchnąłem dwa razy i zacząłem- Chcę policzyć się z wampirami - odparł. Stado spojrzało po sobie - Jordan coś ci się pomyliło, my nie chcemy wojny z zimnymi, nasza rasa nie jest tak silna jak wilki. Gdy zaatakujesz wampira ten cię zabije- odparł alfa. Zaciskając dłonie w pięści starałem się ich wysłuchać, choć wciąż pragnąłem zemsty. - Są szybkie i bardzo silne, sprytne i często wyszkolone- odparł Kevin, jeden ze starszych członków stada. - Nie chcę walczyć, chcę tylko kogoś nastraszyć - odparłem. - Nie mów, że chodzi o tego kurdupla, jak jej tam... Alice? - zapytał Asher, młodszy ode mnie o rok. Spojrzałem na niego gniewnie. - Stary? Jak się zakochałeś to w ten sposób jej serca nie zdobędziesz - odezwał się Andre. - Upokorzyła mnie - odparłem- I nie jedna jeszcze to zrobi, wiem z doświadczenia, olej to i tyle - odparł, a ja chcąc nie chcąc musiałem się zgodzić, nie wolno stawiać się alfie. Wściekły ruszyłem do szkoły. Jednak, gdy dotarłem prawie pod klasę Asher, Tom i Henry dogonili mnie - Chcesz ją nastraszyć? Wchodzimy w to - odparł Tom i uścisnęli mi dłoń. - Nie boicie się Andre? - zapytałem, a oni zaśmiali się - Czas na zmiany, prawda? - zapytał Henry, a ja uśmiechnąłem się i skinąłem głową. Ruszyłem do wyjścia ze szkoły. Nie miałem ochoty iść już na kolejne lekcje. Musiałem się wybiegać.

Angel.

Nie mogłam tego dnia pójść do szkoły. Ojciec znowu się napił. Odkąd mama od niego odeszła całkiem się załamał. - Tato chodź, położysz się - szarpnięciem chciałam pociągnąć go do jego sypialni. Zamachnął się z zaskoczenia. Popchnął mnie, a ja upadłam uderzając głową o stół. - Zostaw mnie bękarcie - krzyknął bełkotliwie. Łzy napłynęły mi do oczu. Podniosłam się z ziemi i wybiegłam z domu. Ruszyłam w stronę lasu. Tam zawsze znajdowałam spokój. Kręciło mi się w głowie. Po lewym policzku płynęła krew. Czułam się samotna. Matka porzuciła mnie wraz z ojcem, choć zawsze mówiła jak bardzo mnie kocha. Usiadłam w środku lasu pod jednym z drzew i zaczęłam płakać.

Jordan.

Przemieniłem się jak tylko dotarłem do lasu. Biegałem między drzewami czując powracający spokój i wtedy poczułem to. Krew. Jeszcze ani razu nie poczułem czegoś tak silnego jak moje pragnienie w tamtej chwili. Pędziłem jak oszalały w stronę tego cudownego zapachu. Kiedy dotarłem po tropie pod drzewem siedziała Angel. Była pobita? Jej płacz mnie otrzeźwił, ale tylko na moment. Potem znów poczułem krew. Podbiegłem do niej w swej tygrysej postaci. Przewracając na ziemię wydałem z siebie ryk dzikiej bestii. Patrząc na mnie przerażona szukała możliwej ucieczki. Ja zaś starałem się opanować. W końcu zmusiłem się do ponownej przemiany. To było jedyne wyjście, by... Jej nie zabić. Kiedy znowu byłem człowiekiem spojrzałem na nią. - Jordan? - wyszeptała zasłaniając usta dłonią. - Nie... Nie bój się - odparłem. - Stoisz przede mną nagi jak mam się nie bać?! - krzyknęła. - Zmieniłem się przed tobą z tygrysa w człowieka, a ciebie bardziej razi to, że nie mam ubrań? - zapytałem nieco rozbawiony. Choć moja nagość nie była dla mnie komfortowa. Angel zdjęła bluzę i rzuciła mi ją. - Masz, chociaż jakoś trochę się zakryj- odparła. Związałem bluzę na biodrach. - lepiej? - zapytałem z uśmiechem - Jak się nie będziesz odwracać- odparła i sama się zaczęła śmiać. - Nic ci nie zrobiłem? - zapytałem niepewnie przybliżając się do niej. - Nie, nic mi nie jest, poza tym, że właśnie poznałam tygrysołaka? Tak was nazywają? - zapytała - Właściwie to zmiennokształtnymi, ale tygrysołak brzmi nieźle- stwierdziłem. Angel wstała i odrzuciła lekko swoje blond włosy do tyłu. - Co ci się stało? - zapytałem podchodząc bliżej i dotykając rozciętego łuku brwiowego. Syknęła.- Półka na mnie spadła - odparła szybko. Spojrzałem na nią wymienie- W lesie? - zapytałem ironicznie. - Nie twoja sprawa! - krzyknęła i ruszyła ścieżką w stronę wyjścia z lasu. - Hej, poczekaj - odparłem łapiąc ją za rękę i przyciągając ją lekko do siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy i milczeliśmy przez chwilę. Ogarnąłem włosy z jej twarzy i uśmiechnąłem się - Wiesz, że mi możesz powiedzieć - odparłem szczerze. - Ty mi lepiej powiedz, kiedy wyrwiesz tą Alice? - zapytała.

Skrzywiłem się nieco słysząc jej imię. - Oho, znam tą minę, pogoniła cię, co? - zapytała, a ja lekko skinąłem głową. - Nie mówmy o tym, chcę wiedzieć kto cię uderzył- odparłem- Mój... Tata - wyszeptała patrząc w ziemię. Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Objąłem ją więc i mocno przytuliłem. W końcu sama lekko się odsunęła. - No, nie ma co się rozczulać, nie musisz się bać, nikomu o tym - odparła zginając palce w pazurki jak kot i machając nimi w moją stronę jakby coś drapała- Nie powiem - dokończyła, a ja zaśmiałem się - Do zobaczenia w szkole - krzyknąłem jeszcze, a ona pomachała mi i odeszła. Po chwili zdałem sobie sprawę, że wciąż mam jej bluzę. Cóż, będzie pretekst do kolejnego spotkania.

# Od Autorki

Kolejny rozdział.

Może trochę wolno piszę, ale staram się, by wszystko było idealnie.

Taka wada.

Dobra. Piszcie jak się podoba
Możecie też rzucić parę gwiazdek

Pozdrawiam

Roxi

Kołysanka Alice Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz