Rozdział 31

223 20 16
                                    

Uwięziona przez tygrysy. Do czego tu doszło? Przywiązały mnie do wielkiego słupa ze stali. Wokół mnie rozchodził się dziwnie czarny krąg, a obcy dla mnie mężczyźni krążyli po kole rozlewając jakiś płyn. Nagle jedna zapałka uruchomiła na powrót moją wizję. Tylko teraz była rzeczywistością. Nie wiedziałam co się działo. Nigdy nie widziałam wizji z sobą samą. Ogień. Jedyna rzecz, której naprawdę się bałam.
-Nie róbcie mi krzywdy, proszę!!!
- Siedź cicho pijawko!- warknął jeden.
- Dlaczego to robicie?
-Pozdrowienia od Jordana!- kiedy to usłyszałam opadłam na kolana. Sznury zerwały się uwalniając mi ręce. Nie były w stanie na długo mnie zatrzymać. Jednak wokół płonął ogień i tego nie dało się pokonać. Bałam się, że już nigdy nie zobaczę Jaspera. Chciałam jakoś uratować się, ale nie wiedziałam jak. Klęcząc próbowałam dostrzec cokolwiek przez wysoką ścianę ognia. Czułam nieprzyjemne ciepło, wręcz gorąco. Zaczynałam panikować. Jasper gdzie jesteś? Siedząc na ziemi zaczynałam przypominać sobie najgorsze chwile w życiu. Przemiana. Samotność. Zagubienie. Mordowanie niewinnych. Strach. Wizje. Kolejne i kolejne. Ogień. W końcu widziałam tylko ogień. Straszny. Nieskończony.

Jasper

Jordan zmieniając postać nieco mnie zaskoczył. Jako tygrys wyglądał imponująco. Ogromne łapska zabijały pewnie w mgnieniu oka. Wyczuwałem obecność innego wampira. Mój instynkt od razu wziął górę. Jordan też to wyczuł. To był jego teren, więc ruszył jeszcze szybciej ode mnie i po chwili przyciskał do ziemi swoją ofiarę. Miałem mu nie przeszkadzać, kiedy rozpoznałem wampira.

-Michael?-zapytałem, a Jordan wydał z siebie ryk i odsunął się od wampira.

-Jasper? Co ty tu robisz? I gdzie twoja ultramarynka, co?-zapytał, a ja od razu wiedziałem, że pyta mnie o Alice.

Kiedy między mną i moją miłością nie układało się za dobrze i myślałem, że to będzie koniec coś było między Al, a Michaelem. Wiem to. Jednak ona dała mi szansę i chyba złamała serce temu wampirowi. Nie przepadam za gościem i tyle, no, ale go rozumiem. Jak możnaby nie pokochać Alice?

- Porwały ją tygrysy, zaraz może dojść do tragedii- odparłem już całkiem nie rządząc sobie z emocjami.

-Tygrysy? Jak ten tu?!-krzyknął Michael i doskoczył do Jordana.

-Tak, ale ten oberwie potem, teraz trzeba ją ratować

-Jasne, idę z Tobą- odparł zdecydowanym głosem i wspólnie ruszyliśmy przez las.

Tygrys wyznaczał nam drogę. W pewnym momencie poczułem dym i nie potrzebowałem już przewodnika wraz z Michaelem wpadłem na polanę i zaatakowaliśmy tygrysy teraz stojące w ludzkiej postaci. Zaskoczeni nie zdołali się obronić w porę.
Zabiłem dwa, a Michael trzeciego.

-Alice?!!!!-krzyknąłem ledwo dostrzegając ukochaną za ścianą ognia.

Michael nie zamierzał patrzeć. Zdjął swój płaszcz i pobiegł w głąb lasu. Gdy wrócił płaszcz wręcz ociekał z wody. Szybkimi ruchami uderzał w ogień mokrym materiałem. Nie chciałem stać i patrzeć, więc zrobiłem to samo. Zdjąłem bluzę i odnajdując w pobliżu wodę zanurzyłem ją i wyjąłem, biegiem wracając na polanę. Powoli zagasiłem w jednym miejscu z Michaelem wystarczająco ognia, by Al mogła wyjść. Jednak nie ruszyła się z miejsca.

-Alice?- odparłem cicho, a ona tylko kiwała się w przód i tył.

-Alishia?-odparł cicho Michael z tym swoim włoskim czy hiszpańskim akcentem.

Dotknąłem delikatnie jej ramienia i drgnęła nareszcie. Spojrzała na mnie z niedowierzaniem i wręcz zawiesiła się na mojej szyi jak małpka. Michael uśmiechnął się delikatnie. Byłem mu wdzięczny za pomoc. Sam nie wiem co bym zrobił będąc samemu na polanie.

Alice odsunęła się ode mnie i spojrzała na niego oniemiała.

-Michael?-jej głos zadrżał odrobinę, a zaraz potem rzuciła mu się na szyję witając jak dawną miłość.
Poczułem maleńkie ukłucie zazdrości. Wiedziałem, że coś między nimi było i zazdrość wręcz paliła w gardle.

-Witaj bambino- szepnął do niej czule, a ja stojąc czekałem na to co się wydarzy.

Odwróciłem się słysząc z oddali szelest liści. Jordan stał przy ścianie lasu całkowicie przerażony. Alice nagle znalazła się w moich ramionach i tak jak ja patrzyła na zarośla zza których słychać było już tygrysi pomruk. Mieliśmy problem. Wiedziałem to doskonale patrząc na ciała martwych tygrysów. Gdy za plecami Jordana stanęło całe stado w ludzkiej jak na razie postaci wyszedłem przed ukochaną momentalnie zasłaniając ją całym ciałem. Michael stanął obok mnie gotowy tak jak ja bronić malutkiej przed tymi wściekłymi bestiami. Teraz wszystko zależało od Jordana.

# Od Autorki

Wciąż mam problem z tym rozdziałem. Jeśli brakuje fragmentu proszę napiszcie to w komentarzu.

Pozdrawiam

Roxi

Kołysanka Alice Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz