9.

5.6K 287 99
                                    

Marta

Kawiarnia " Family Cafe", była prawie pusta, kiedy spóźniona wbiegłam do środka,  zajmując jeden ze stolików na piętrze.  Rozpięłam przemoczony płaszcz i odwiesiłam go, przy stojącym nieopodal wieszaku,  w lustrze poprawiając czarny wełniany sweter. Usiadłam przy stoliku i w oczekiwaniu na Luizę,  przyglądałam się wiszącym na ścianie rysunkom. Lokal był duży, przestronny i urządzony raczej skromnie: kilkuosobowee stoliki, w jasnych kolorach, bez dziecinnych akcentów i  podobnie jak większość kawiarnii o tej porze roku - przystrojony zgodnie, lekko z świątecznym przepychem.  Z głośników sączyły się  dzwięki kolęd a na stołach leżały kolorowe serwety z motywem gwiazdek, reniferów i choinek.  W powietrzu unosił się zapach cynamonu i pomarańczy. Wzięłam do ręki menu, kiedy przyszła Luiza. Przeraźliwie chudą sylwetkę,  starała się ukryć pod puchową kurtką,  a na  resztki ciemnych włosów   nałożyła bawełniany turban.

- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała słodko,  kładąc nosidełko ze śpiącym  chłopcem na stole. - Kuba  - spojrzała z czułością na niemowlę - miał dzisiaj ciężki poranek. - Chyba powinnam iść jutro do pediatry i zmienić mleko - powiedziała siadając - to mu chyba nie służy.. - Jest marudny, ma wzdęcia.. Boję się, żeby kolki nie wróciły. .

- A kiedy Ty pójdziesz do lekarza? - spytałam, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od siostrzeńca, głaszcząc jego ciemne włosy i pucołowate policzki.

- Właśnie o tym chciałam porozmawiać - powiedziała poważnie biorąc głęboki wdech,   a ruchem ręki przywołując kelnerkę.

-(...) - dwie kawy i jeśli mogłabym prosić to szklankę przegotowanej wody - mówiła w kierunku kobiety, a  z podręcznej  torby przewieszonej przez odrapane oparcie krzesła -  wyciągała butelkę.

Przypatrywałam się jej prawie przeźroczystej skórze,  którą nieudolnie  próbowała ukryć pod mocnym makijażem i kościstym lekko pożółķłym dłoniom, na których  wisiały tandetne, chińskie bransoletki. Zmrużyłam oczy, powstrzymując powoli napływające łzy.

- (...) tylko nie becz - rozkazała, patrząc na zegarek. - Za dwie godziny mam pociąg do Kalisza  i nie mogę sie spóźnić - poprawiła się na krześle i uśmiechnęła krzywo, w kierunku kelnerki, która przyniosła nasze zamówienie. Luiza postawiła przede mną ciemną filiżankę i odwróciła fotelik z synkiem w swoim kierunku.

- Zatem? - spytałam spokojnie, drżącymi rękami , rozdzierajac torebkę z brązowym cukrem.

- Byłam u profesora Kulczyńskiego - odpowiedziała znów szukając czegoś w torebce.  - Podjęłam decyzję - powiedziała spokojnie - przerwałam leczenie - dokończyła jednym tchem, jakby powierzała mi jakąś tajemnicę, a ogromny kamień spadał z jej serca.

- Co? - dopytywałam jakbym nie dosłyszała, tego, co powiedziała wcześniej.

- Zrezygnowałam z leczenia - powtórzyła, podając mi do rąk paczkę husteczek. - Długo rozmawialiśmy..

- Luiza! - krzyknęłam w bezsilności.

- Moje leczenie nie ma sensu. Wiemy to obie - chwyciła mnie za rękę - wie to profesor. I ty też to wiesz - uspokojająco gładziła moją rękę - dajmy już temu spokój.

- A terapia w Chinach? - rzuciłam z nadzieją.

- Terapia w Chinach jest eksperymentalna  - ucięła chłodno - nie przeżyłabym pierwszego cyklu - jestem za słaba, poza tym - zawiesiła głos w zamyśleniu - brakuje mi środków..dwa dni temu zakończono zbiórkę.  Pomóż mi godnie umrzeć - poprosiła szeptem, ocierajac łzy.

- Ale..

- Nie ma żadnego "ale" Marta - powiedziała stanowczo - Ty jedna masz łeb na karku w tej rodzinie, więc musisz mi pomóc - dokończyła wyciągając z torby - białą kopertę - Nie pozwól, by matka pochwała mnie w sukni ślubnej - wybuchła śmiechem.

- (...) otwórz - rozkazała  łagodnie wkazujac na list - to do Ciebie..kiedy - urwała - po prostu mam plan..

Posłusznie otworzyłam zalakowaną kopertę, a łzy,  które spływały po moich policzkach otarłam rękawem swetra. Obróciłam w palcach, kartkę papieru, wzrok zatrzymując na pierwszym punkcie.

-  Mam zaadoptować Kubę? - spytałam niedowierzając, temu co przed chwilą przeczytałam - przecież on ma ojca! - fuknęłam.

- Fryderyk nie jest wymieniony, nawet w akcie urodzenia - odpowiedziała spokojnie Luiza, upijajac kawę. - Poza tym, on już dawno - znacząco spojrzała na syna - z nas zrezygnował.

- Czy on w ogóle wie, o jego istnieniu?

Luiza się zmieszała. Nerwowo sukubała rękaw bluzki, a później poprawiła kocyk na śpiącym chłopcu.

- (...) więc? - nie odpuszczałam,  chcąc dowiedzieć się prawdy.

- Fryderyk wybrał żonę - powiedziała z żalem w głosie.

- Ale czy wie? - dopytywałam.

- Teraz to nie jest istotne - ucięła, wyrwała  z moich  rąk kartkę i czytała dalej:

-(..) - zostawiam Ci mieszkanie.. może nie jest to apartament - zaśmiała się - ale Tobie i Kubie na jakiś czas wystarczy. Do jego pełnoletności - znów spojrzała na synka - dysponujesz jego majątkiem: tantiemy,  prawa autorskie, wpływy z publikacji.. dwie książki są w druku - wymieniała - Nic więcej nie mam - powiedziała z jakimś żalem - to wszystko - znów wsunęła kopertę w moje dłonie.

- To twoja ostateczna decyzja - powiedziałam przez łzy.

- Tak.

- Rodzice wiedzą?

- Powiem im po świętach. Nie chcę psuć  Wigilii.

- Przecież mamy jeszcze szansę - probowałam ją przekonać - masz dla kogo żyć..

- To stadium terminalne - odpowiedziała twardo, wstając od stołu - dla mnie nie ma   ratunku. 

Chciałam jeszcze coś powiedzieć, kiedy mój telefon zapiszczał jakąś wesołą melodię. Odczytałam wiadomość i mimo wszystko, uśmiechnęłam się przez łzy, czytając wiadomość od Michała:

Kup karmę dla FigiPaskuda zjadła mi obiad;-( Kiedy będziesz?

- (...) - powinnaś mu odpisać - z uśmiechem wtrąciła siostra, wlewając już letnią wodę do butelki.

- Skąd wiesz, że to on? - zapytałam z ukrywaną powagą w głosie. Wyobrażając  sobie, jak mój biszkoptowy labrador,  porywa jedzenie ze stołu.

- Oczy Ci się śmieją - odpowiedziała,  biorąc Kubę na ręce i podając przygotowane mleko. - Zaprosisz go na święta?

- Nie - odpowiedziałam szybko, co tylko wzbudziło jej  ciekawość, bo odłożyła butelekę na stół i podeszła bliżej, podając mi do rąk uśmiechniętego Jakuba. Przełożyła mi przez ramię, tetrową pieluszkę i instruowała:

- (...) - Poklep, go po plecach. Musi mu się odbić.

- Co robisz?! - zapytałam oburzona, tuląc malucha, kiedy Luiza z tajemniczym uśmiechem, przeglądała mój telefon.

- Zaprosiłam - próbowała sobie przypomnieć imię - Michała - na randkę - zaśmiała się wesoło,  odkładając aparat. 

- Ale to tylko kolega - próbowałam się bronić, jednocześnie  starając się w jakikolwiek sposób,  zablokować wysyłaną wiadomość.

- Kolega?- spytała z błyskiem w oku - i mieszkasz u kolegi? I z kolegą sypiasz? - dopytywała.

- Kolega - powtórzyłam pewnie.

- Oszukujesz. Siebie. Mnie. I tego biednego faceta - znów się zaśmiała, spogladając na podświetlony ekran:

To ja zapraszam Ciebie. Dziękuję za poranek..

Dziękuję za 1 miejsce w kategorii;-)
Za 2 i 3 też!!;-)
I za cierpliwość. .
I szczególne podziękowania dla mojej siostry- MartaWygralak której bohaterka zawdzięcza nie tylko imię:-)

W połowie drogi do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz