Marta
Kawiarnia " Family Cafe", była prawie pusta, kiedy spóźniona wbiegłam do środka, zajmując jeden ze stolików na piętrze. Rozpięłam przemoczony płaszcz i odwiesiłam go, przy stojącym nieopodal wieszaku, w lustrze poprawiając czarny wełniany sweter. Usiadłam przy stoliku i w oczekiwaniu na Luizę, przyglądałam się wiszącym na ścianie rysunkom. Lokal był duży, przestronny i urządzony raczej skromnie: kilkuosobowee stoliki, w jasnych kolorach, bez dziecinnych akcentów i podobnie jak większość kawiarnii o tej porze roku - przystrojony zgodnie, lekko z świątecznym przepychem. Z głośników sączyły się dzwięki kolęd a na stołach leżały kolorowe serwety z motywem gwiazdek, reniferów i choinek. W powietrzu unosił się zapach cynamonu i pomarańczy. Wzięłam do ręki menu, kiedy przyszła Luiza. Przeraźliwie chudą sylwetkę, starała się ukryć pod puchową kurtką, a na resztki ciemnych włosów nałożyła bawełniany turban.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała słodko, kładąc nosidełko ze śpiącym chłopcem na stole. - Kuba - spojrzała z czułością na niemowlę - miał dzisiaj ciężki poranek. - Chyba powinnam iść jutro do pediatry i zmienić mleko - powiedziała siadając - to mu chyba nie służy.. - Jest marudny, ma wzdęcia.. Boję się, żeby kolki nie wróciły. .
- A kiedy Ty pójdziesz do lekarza? - spytałam, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od siostrzeńca, głaszcząc jego ciemne włosy i pucołowate policzki.
- Właśnie o tym chciałam porozmawiać - powiedziała poważnie biorąc głęboki wdech, a ruchem ręki przywołując kelnerkę.
-(...) - dwie kawy i jeśli mogłabym prosić to szklankę przegotowanej wody - mówiła w kierunku kobiety, a z podręcznej torby przewieszonej przez odrapane oparcie krzesła - wyciągała butelkę.
Przypatrywałam się jej prawie przeźroczystej skórze, którą nieudolnie próbowała ukryć pod mocnym makijażem i kościstym lekko pożółķłym dłoniom, na których wisiały tandetne, chińskie bransoletki. Zmrużyłam oczy, powstrzymując powoli napływające łzy.
- (...) tylko nie becz - rozkazała, patrząc na zegarek. - Za dwie godziny mam pociąg do Kalisza i nie mogę sie spóźnić - poprawiła się na krześle i uśmiechnęła krzywo, w kierunku kelnerki, która przyniosła nasze zamówienie. Luiza postawiła przede mną ciemną filiżankę i odwróciła fotelik z synkiem w swoim kierunku.
- Zatem? - spytałam spokojnie, drżącymi rękami , rozdzierajac torebkę z brązowym cukrem.
- Byłam u profesora Kulczyńskiego - odpowiedziała znów szukając czegoś w torebce. - Podjęłam decyzję - powiedziała spokojnie - przerwałam leczenie - dokończyła jednym tchem, jakby powierzała mi jakąś tajemnicę, a ogromny kamień spadał z jej serca.
- Co? - dopytywałam jakbym nie dosłyszała, tego, co powiedziała wcześniej.
- Zrezygnowałam z leczenia - powtórzyła, podając mi do rąk paczkę husteczek. - Długo rozmawialiśmy..
- Luiza! - krzyknęłam w bezsilności.
- Moje leczenie nie ma sensu. Wiemy to obie - chwyciła mnie za rękę - wie to profesor. I ty też to wiesz - uspokojająco gładziła moją rękę - dajmy już temu spokój.
- A terapia w Chinach? - rzuciłam z nadzieją.
- Terapia w Chinach jest eksperymentalna - ucięła chłodno - nie przeżyłabym pierwszego cyklu - jestem za słaba, poza tym - zawiesiła głos w zamyśleniu - brakuje mi środków..dwa dni temu zakończono zbiórkę. Pomóż mi godnie umrzeć - poprosiła szeptem, ocierajac łzy.
- Ale..
- Nie ma żadnego "ale" Marta - powiedziała stanowczo - Ty jedna masz łeb na karku w tej rodzinie, więc musisz mi pomóc - dokończyła wyciągając z torby - białą kopertę - Nie pozwól, by matka pochwała mnie w sukni ślubnej - wybuchła śmiechem.
- (...) otwórz - rozkazała łagodnie wkazujac na list - to do Ciebie..kiedy - urwała - po prostu mam plan..
Posłusznie otworzyłam zalakowaną kopertę, a łzy, które spływały po moich policzkach otarłam rękawem swetra. Obróciłam w palcach, kartkę papieru, wzrok zatrzymując na pierwszym punkcie.
- Mam zaadoptować Kubę? - spytałam niedowierzając, temu co przed chwilą przeczytałam - przecież on ma ojca! - fuknęłam.
- Fryderyk nie jest wymieniony, nawet w akcie urodzenia - odpowiedziała spokojnie Luiza, upijajac kawę. - Poza tym, on już dawno - znacząco spojrzała na syna - z nas zrezygnował.
- Czy on w ogóle wie, o jego istnieniu?
Luiza się zmieszała. Nerwowo sukubała rękaw bluzki, a później poprawiła kocyk na śpiącym chłopcu.
- (...) więc? - nie odpuszczałam, chcąc dowiedzieć się prawdy.
- Fryderyk wybrał żonę - powiedziała z żalem w głosie.
- Ale czy wie? - dopytywałam.
- Teraz to nie jest istotne - ucięła, wyrwała z moich rąk kartkę i czytała dalej:
-(..) - zostawiam Ci mieszkanie.. może nie jest to apartament - zaśmiała się - ale Tobie i Kubie na jakiś czas wystarczy. Do jego pełnoletności - znów spojrzała na synka - dysponujesz jego majątkiem: tantiemy, prawa autorskie, wpływy z publikacji.. dwie książki są w druku - wymieniała - Nic więcej nie mam - powiedziała z jakimś żalem - to wszystko - znów wsunęła kopertę w moje dłonie.
- To twoja ostateczna decyzja - powiedziałam przez łzy.
- Tak.
- Rodzice wiedzą?
- Powiem im po świętach. Nie chcę psuć Wigilii.
- Przecież mamy jeszcze szansę - probowałam ją przekonać - masz dla kogo żyć..
- To stadium terminalne - odpowiedziała twardo, wstając od stołu - dla mnie nie ma ratunku.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, kiedy mój telefon zapiszczał jakąś wesołą melodię. Odczytałam wiadomość i mimo wszystko, uśmiechnęłam się przez łzy, czytając wiadomość od Michała:
Kup karmę dla Figi. Paskuda zjadła mi obiad;-( Kiedy będziesz?
- (...) - powinnaś mu odpisać - z uśmiechem wtrąciła siostra, wlewając już letnią wodę do butelki.
- Skąd wiesz, że to on? - zapytałam z ukrywaną powagą w głosie. Wyobrażając sobie, jak mój biszkoptowy labrador, porywa jedzenie ze stołu.
- Oczy Ci się śmieją - odpowiedziała, biorąc Kubę na ręce i podając przygotowane mleko. - Zaprosisz go na święta?
- Nie - odpowiedziałam szybko, co tylko wzbudziło jej ciekawość, bo odłożyła butelekę na stół i podeszła bliżej, podając mi do rąk uśmiechniętego Jakuba. Przełożyła mi przez ramię, tetrową pieluszkę i instruowała:
- (...) - Poklep, go po plecach. Musi mu się odbić.
- Co robisz?! - zapytałam oburzona, tuląc malucha, kiedy Luiza z tajemniczym uśmiechem, przeglądała mój telefon.
- Zaprosiłam - próbowała sobie przypomnieć imię - Michała - na randkę - zaśmiała się wesoło, odkładając aparat.
- Ale to tylko kolega - próbowałam się bronić, jednocześnie starając się w jakikolwiek sposób, zablokować wysyłaną wiadomość.
- Kolega?- spytała z błyskiem w oku - i mieszkasz u kolegi? I z kolegą sypiasz? - dopytywała.
- Kolega - powtórzyłam pewnie.
- Oszukujesz. Siebie. Mnie. I tego biednego faceta - znów się zaśmiała, spogladając na podświetlony ekran:
To ja zapraszam Ciebie. Dziękuję za poranek..
Dziękuję za 1 miejsce w kategorii;-)
Za 2 i 3 też!!;-)
I za cierpliwość. .
I szczególne podziękowania dla mojej siostry- MartaWygralak której bohaterka zawdzięcza nie tylko imię:-)
CZYTASZ
W połowie drogi do szczęścia
Chick-LitMarta i Michał poznają się na erotycznym portalu. Ona szuka zabawy, on chce udowodnić, że mimo swojej niepełnosprawności jest wciąż mężczyzną. Czy seksualny eksperyment przyniesie im coś więcej niż przelotną znajomość? - Mamy tylko dziewiętnaści...