Rozdział dedykowany Fallen_Angel745 za radość i entuzjazm, jaki okazuje przy powiadomieniu o nowym rozdziale.
Z sztucznym uśmiechem na ustach i fałszywą pewnością siebie , przekroczyłam próg oddziału onkologicznego szpitala im . Św Anny. Usiadłam na jednym z wolnych krzeseł przestronnej poczekalni, między oddziałami i na ubłocone buty, założyłam foliowe ochraniacze. Ręką przetarłam mokrą twarz i w myślach podziękowałam Bogu - za deszcz - który doskonale maskował moje łzy. Poprawiłam zwichrzone włosy , a czarny płaszcz spryskałam resztką waniliowych perfum nim nacisnęłam dzwonek interkomu. Cisza po drugiej stronie aparatu była nieznośna i lawinowo uruchamiała w mojej głowie - najgorszy scenariusz. Kolejny raz nacisnęłam zaśniedziały przycisk aparatu, gdy nagle drzwi się otworzyły, a w progu stanął mój ojciec. Siwe i przerzedzone włosy miał zaczesane do tyłu, twarz opuchniętą , a pod oczami - ciemne bruzdy. W ręku kurczowo trzymał czarny kaszkiet, a drugą podtrzymywał ledwo stojącą matkę .
— Czeka na ciebie — odezwała się jako pierwsza matka, zapłakaną twarz chowając w rękaw ojcowskiego płaszcza — jak zwykle o czasie — dodała kąśliwie podnosząc zaszklone oczy ,i z pogardą w spojrzeniu lustrując całą moją sylwetkę - wzrok zatrzymując na czerwonej apaszce owiniętej wokół mojej szyi.
— Przecież nie umarła!— syknęłam przez zaciśnięte zęby, ledwo powstrzymując narastającą we mnie złość i jeszcze bardziej eksponując czerwony materiał.
— Co ja takiego zrobiłam?! — powiedziała z żalem , rozmazując starannie wykonany makijaż wokół oczu— Gdzie popełniłam błąd?— pytała retorycznie spoglądając na moje zziębnięte palce prawej dłoni, na których nie dostrzegła obrączki.
— Życie — odpowiedziałam z bezczelnym uśmiechem na ustach.
— Wcale się nie dziwię Dominikowi — syknęła po raz kolejny w bezsilnej złości, wpatrując się w zmęczoną twarz ojca i szukając w nim sojusznika w naszej prywatnej wojnie — jesteś....
Wpatrywała się we mnie z nieskrywanym żalem , albo rozgoryczanie. Nerwowo poprawiała rzadkie i czarne włosy, które wysuwały się z nędznego upięcia , a ręką gładziła czarny materiał swetra, który marszczył się wokół szerokiej linii bioder. Zacisnęła wąskie usta, lekko przygryzając ich dolną wargę i głośno westchnęła, by na powrót wymownie spojrzeć na mój strój.
— Pytała o ciebie — wtrącił spokojnie tato, biorąc głęboki wdech i siłą powstrzymując kolejne łzy — chyba chce się z tobą pożegnać — dodał łamiącym się głosem, posyłając matce pełne dezaprobaty spojrzenie.
Przytrzymał mi drzwi i zanim te zamknęły się za mną na dobre, rzucił krótkim:
— Przyjdziemy jutro.
Założył czapkę na głowę, szepnął jeszcze coś płaczącej w głos matce i powolnym krokiem ruszyli w kierunku windy. Stałam tak jeszcze chwilę, nim obydwoje nie zniknęli za skrzydłem dźwigu. Wierzchem dłoni przetarłam załzawione oczy i kolejnym tego dnia, pozorowanym uśmiechem na siłę przyklejonym do ust, ruszyłam w kierunku sali na której leżała moja siostra.
Sala była jasna i mała. Z starannie zaścielonymi łóżkami - z których jedno zajmowała Luiza - bardziej przypominała akademik niż salę chorych. Na wprost wejścia znajdowało się duże okno, które mimo wczesnej pory zasłonięte było roletą. Na przeciw łózek znajdował się mały odbiornik telewizyjny z włączonym programem muzycznym. Sięgnęłam po leżący na pustym łóżku pilot i wyłączyłam telewizor. Spojrzałam na śpiącą siostrę, podłączoną do kroplówki i aparatu z tlenem, zagryzając wierzch dłoni, by nie obudzić jej swoim krzykiem. Pogładziłam ręką jej łysą głowę, pełną strupów i usiadłam na łóżku.
— Nie gap się — wysapała z trudem łapiąc oddech z lekkim grymasem na spierzchniętych wargach, poprawiając wąż z tlenem. Próbowała się podnieść , jednak kiedy wsparła się na łokciach , jej wątłe ciało bezwiednie opadło na jasną pościel — Cholera! — przeklnęła pod nosem — po tylu latach ćwiczeń z Chodakowską , powinnam być bardziej gibka — zażartowała — a tu kurwa człowiek sika przez rurkę — dokończyła , odkrywając pościel i wskazując na założony cewnik, którego pusty wąż, łączył się z workiem tuż przy tylnym oparciu szpitalnego łózka.
— Jak się czujesz? — zapytałam całując jej blady policzek i poprawiając wciąż osuwającą się poduszkę.
— Ja umieram — odpowiedziała spokojnie, spoglądając na wkłuty w lewy nadgarstek wenflon i z pewnego rodzaju czułością obracając igłę wkłutą pod przeźroczystą już skórę, pełną wybroczyn.
— Luiza — próbowałam zaprotestować, by chyba bardziej siebie niż ją przekonać, do tego,że to co widzę, nie jest tym na co wygląda — jesteś po prostu słabsza— wciąż przekonywałam — wyjdziesz z tego — zawiesiłam głos — zobaczysz — dodałam z pewnością.
— Do Świętego Piotra — przerwała nagle — spójrz — wskazała kolejny raz na cewnik, który tylko w jednej trzeciej swojej wielkości był zapełniony moczem— nerki już nie pracują..
— Ale ...
— Za chwilę będę miała problem z oddychaniem .. będę się dusić albo spać, a i mój oddech będzie płytki — tłumaczyła nienaturalnie spokojnym głosem , gładząc moją rękę zaciśniętą wokół metalowej barierki łóżka — później krew przestanie krążyć . Już teraz są jakieś problemy, bo na przemian mi zimno i gorąco — dodała na okrywając się kołdrą — szczególnie źle znoszę kroplówki . Jak myślisz, może im powiem, żeby mi ich nie podłączali? — spytała z retorycznie z nadzieją wpatrując się w moje oczy.
— Ja... nie wiem — powiedziałam łamiącym się głosem, nie mogąc opanować łez i wybuchając głośnym spazmatycznym płaczem.
— Nie płacz — wydusiła przez łzy Luiza — wybrańcy bogów umierają młodo — dokończyła przytulając mnie do siebie.
Tuliła mnie do siebie w milczeniu. Obie płakałyśmy, świadome końca, który zbliża się nieubłagalnie. Trwałyśmy tak dłuższą chwilę, kiedy Luiza gwałtownie odepchnęła mnie od siebie i ocierając łzy powiedziała:
— Mam do ciebie trzy prośby — zaczęła , kiedy ja oszołomiona jej nagłą zmianą zachowania — ocierałam łzy, kiwając tylko mimowolnie głową. — Po pierwsze : dopilnuj bym przyjęła ostatni sakrament. Nie chcę by Bóg patrzył na mnie krzywo, kiedy w końcu tam dotrę.
Kiwnęłam głową i roześmiałam się na słowa siostry, która również śmiała się już teraz w głos.
— Po drugie — kontynuowała już leżąc i znów ciężko oddychając — przywieź mi Kubę. Chcę się z nim pożegnać.. nie zdążyłam— urwała nagle się krztusząc i próbując podnieść z niewygodnej pozycji. — Nie wiem czy przepisy na to pozwalają, ale...
— Obiecuję — tym razem to ja przerwałam, z czułością poprawiając zawinięty koc , wokół opuchniętych nóg, by znów usiąść na wcześniejszym miejscu.
— Nie chce umierać sama— powiedziała twardo— boje się śmierci — powiedziała szeptem spod półprzymkniętych powiek — obiecaj, że będziesz przy mnie — prosiła, chociaż ton był bardziej rozkazujący niż błagalny, coraz silniej ściskając mi rękę — Marta ...urwała nagle zmęczonym głosem i zamknęła oczy.
— Obiecuję — dokończyłam ostatkami sił powstrzymując się od kolejnego wybuchu płaczu, kiedy do sali wszedł Fryderyk..
Kochani..
Bardzo dziękuję za Waszą obecność. Rozdział smutny, ale w książce tak jak w życiu, mam jednk nadzieję, że mimo wszystko Was nie zawiodłam i wciążż pozostaniecie z Martą i Michałem.
Pozdrawiam ciepło
oxygen_word
CZYTASZ
W połowie drogi do szczęścia
ChickLitMarta i Michał poznają się na erotycznym portalu. Ona szuka zabawy, on chce udowodnić, że mimo swojej niepełnosprawności jest wciąż mężczyzną. Czy seksualny eksperyment przyniesie im coś więcej niż przelotną znajomość? - Mamy tylko dziewiętnaści...