30.

2.6K 137 11
                                    

Marta

Leżała nieprzytomna na szpitalnym łóżku, a wychudzone ciało do połowy okrywała biała , wykrochmalona pościel z logo szpitala. Oczy miała półprzymknięte, a pod opuchnięte powieki powolnym krokiem wdzierała się śmierć. Z trudem oddychała. Klatka piersiowa nieznośnie unosiła się do góry w nierównych i szarpanych oddechach. Usta miała  otwarte i popękane, a w kącikach ust zajady, z których spływała cienka struga wciąż świeżej krwi. Wbrew zaleceniom pielęgniarek, usiadłam na szpitalnym łóżku i chwyciłam jej drobna i ciepłą dłoń, która instynktownie zacisnęła się wokół moich palców. Wybuchłam głośnym , spazmatycznym płaczem. Rozdzierała mnie bezradność. Zagryzłam zęby wokół zaciśniętej pięści i z obojętnością patrzyłam na odciśnięty ślad zębów. Ból przynosił chwilową ulgę. Z torebki rzuconej na podłogę wyciągnęłam pomięty dziecięcy kocyk w niebieskie misie i ulubioną maskotkę Kuby - białego szmacianego kotka, pachnącego mlekiem i dziecięca oliwką. Położyłam go na zapadniętej klatce piersiowej, pełnej kolorowych kabli i w milczeniu spoglądałam na tykający tuż nad głową Luziy plastykowy zegar w czerwonej oprawie. Chciałam ją położyć na boku - wciąż bałam się odleżyn, które pojawiły się poniżej pasa po lewej stronie tułowia, jednak nie miałam siły. Zrezygnowana usiadłam i znów chwyciłam jej dłoń. Z czułością gładziłam prawie łysą głowę i opuchnięta twarz. Nieznośną ciszę przerywał jedynie gardłowy i ciężki oddech siostry. Rozpłakałam się po raz kolejny, kiedy w drzwiach stanęła pielęgniarka. Ciemne krótkie włosy szczelnie okrywał biało - czarny welon, a ciemne oczy pełne były  szczerego współczucia i żalu. Podłączyła kolejną kroplówkę w posiniaczoną dłoń i westchnęła głośno z kieszeni fartucha wyciągając spray do gardła.

- Proszę jej tym psikać jamę ustna. Zewnętrzna strona języka jest przesuszona - wręczyła kolorowe pudełko - od rana nic nie pije - spojrzała na Luizę - i na dowód podała do jej ust szklankę z wodą, która wymieszała się z krwią i wypływała z ust. Monika - jak wskazywał szpitalny identyfikator - położyła pulchna dłoń na moim ramieniu i z pokrzepiającym uśmiechem na ustach - ruszyła w kierunku wyjścia.

- Gdyby potrzebowała pomocy proszę przyjść do dyżurki pielęgniarek - dziś nikt nie będzie Państwu przeszkadzać - powiedziała półszeptem stojąc w progu  - chora - spojrzała na Luzie, której ciało zaczęło niebezpiecznie dygotać , a ona sama majaczyć i wyciągać ręce przed siebie - potrzebuje spokoju - i w milczeniu opuściła sale.

- Babcia - majaczyła urywanym oddechem pełnym bólu, na powrót się krztusząc i opadając na poduszkę.

- Jestem przy Tobie - wyszeptałam spokojnie - chwytając dłoń zaciśniętą wokół brzegów kołdry - Przepraszam - powiedziałam przez łzy z trudem łapiąc oddech. - Będzie dobrze - powtarzałam na głos - nie jesteś sama.
Zaczęłam się modlić. Uklękłam przed łóżkiem i głośno zaczęłam wypowiadać słowa modlitwy:

- Zdrowaś Mario, łaski pełna.. Głos mi się załamał, kiedy obok mnie uklęknął Fryderyk. Z kieszeni czarnej tweedowej  marynarki wyciągnął drewniany różaniec i z czułością pocałował metalowy krzyż. Wierzchem dłoni przetarł zapłakane oczy i łamiącym się głosem szeptał:

- Święta Mario, Matko Boża..
Fryderyk znów przetarł oczy i zrezygnowany opadł na podłogę. Leżał tak dłuższą chwilę: masywne ciało złożyło się w kłębek niczym dziecko w łonie matki. Płakał głośno.

- Boże proszę - błagał - mówił przez łzy wstając z podłogi i wycierając zasmarkany nos w rękach wciąż trzymając różaniec - nie pozwól jej umrzeć! Wskrzesiłeś Łazarza! Córkę Jaira - sznatażował Boga jakby chciał w ten sposób ugrać życie Luizy - proszę ...- znów upadł na podłogę. Próbowałam go podnieść, kiedy ciałem Luizy targnął kolejny spazm. Ciało nienaturalnie się wygięło, klatka piersiowa uniosła do góry i zapadła przytłaczająca cisza. W pośpiechu oboje wstaliśmy z kolan. Chwyciłam bezwładną dłoń w której wciąż tkwiła wbita igła i spojrzałam na Fryderyka.

- Pomocy - krzyknął  w rozpaczy na całe gardło i chwycił  drugą rękę Luizy. Uklęknął przy łóżku i podobnie jak ja zagryzł w rozpaczy pięść.

Pielęgniarka, która jeszcze przed chwilą zapewniała o spokoju stanęła w progu szpitalenej sali i wybiegła z niej w milczeniu.

- Zdrowaś Mario - zaczęłam po cichu, kiedy Fryderyk włożył w rękę umierającej gromnicę i zapadł w letarg. Patrzył na powoli zanikające szyjne tętno.

- Czekaj na mnie - wyszeptał i opadł na brzeg łóżka.

Przyszła śmierć. Monitor podłączony do ciała, wydał jeden przedłużający się dźwięk, który teraz echem odbijał się w mojej głowie. Zegar przestał tykać, a hałas dobiegający zza okna - ucichł. Świeca zgasła. Obojętnym wzrokiem patrzyłam na unoszący się dym i próbowałam go rozegnać. Otworzyłam okno.

- Ciężko jej będzie oddychać - powiedziałam naturalnym tonem, jakby to co się stało przed chwilą nigdy nie miało miejsca.
Podeszłam do łóżka, poprawiłam mokrą poduszkę i pogniecioną pościel.
Do sali wszedł lekarz. Wzrok miał obojętny, ton wyniosły a niebieskie oczy utkwił początkowo w martwym już ciele, a później w na nowo bijącym zegarze.

- Czy Pani jest kimś z rodziny? - zapytał chłodnym tonem, poprawiając kitel.

- Siostrą.

- A pan? - spytał kierując wzrok na wciąż klęczącego przy łóżku - Fryderyka.

- Mężem - odparł bez zastanowienia, wracając do wcześniejszej pozycji.

- Proszę wyjść. Muszę potwierdzić zgon - powiedział głośno i wyczekująco spojrzał w kierunku Fryderyka do którego słowa lekarza nie docierały.
Podeszłam do szwagra i chwyciłam go za dłoń:

- Oszukał mnie.. rozumiesz?- powiedział głosem pełnym rozpaczy i gniewu - Bóg mnie oszukał - dodał znowu, wstając z trudem z kolan - Frajer! - odgrażał się , wzrok kierując na śnieżnobiały sufit - Oszust! - krzyknął .

- Z wami - wyspał w kierunku lekarza o aryjskich rysach i chłopięcym wyglądzie - też się policzę! - i splunął lekarzowi w twarz.

Doktor przetarł zaplutą twarz. Spojrzał w trzymany w dłoni dokument i potwierdził:

- Stwierdzam zgon Luziy Maj dnia dwudziestego szóstego grudnia o godzinie dziesiątej - spojrzał na zegarek na ręce - dwie - dokończył, sprawdzając puls na pokłutej dłoni-  Można zawiadomić rodzinę, gdyby ktoś chciał się pożegnać - urwał i spojrzał w moim kierunku - ciało pozostanie tutaj jeszcze przez trzy godziny..

Wtedy zrozumiałam, że Luiza nie żyje. W oczach mi pociemniało, ciało osunęło się na białe gumoleum,  a w powietrzu wyczułam zapach cygara..

Kochani!
Stało się to co nieuniknione.
Pewnie wielu z Was się spodziewało.
Do końca pozostały 3- 4 rozdziały.
Pozdrawiam ciepło
Oxygen_word

W połowie drogi do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz