13

4.6K 264 29
                                    

Marta

Siedziałam na niewygodnym plastykowym krześle i z niepokojem wpatrywałam się w drzwi pokoju lekarskiego szpitala " Przemienienia Pańskiego". W powietrzu unosił się zapach wybielacza, przemieszany z środkiem do dezynfekcji - którego pusta butelka - walała się bezwiednie między krzesełkami. Wzrokiem przebiegłam po olejowych ścianach, z których miejscami odpadał już tynk. Spojrzałam na zegar wiszący tuż nad wejściem, gdy z dyżurki wyszedł młody lekarz. Chwilę wpatrywał się w trzymane w dłoni dokumenty, mimowolnie poprawiając stetoskop, wiszący na chudej szyi.

- Pani Pogodzinska? - zapytał niskim głosem, wzrok kierując na kurczowo trzymaną w ręku kulę ortopedyczną Michała.

- Lager - sprostowałam, wstając z krzesła i odstawiając na bok kulę, która z hukiem upadła na ziemię.
Chciałam ją podnieść, jednak nim zdążyłam się schylić, młody lekarz z uśmiechem hollywoodzkiego amanta, oparł sprzęt ortopedyczny Michała , o jedno z wolnych krzeseł poczekalni.

- Czy jest pani kimś z rodziny? - zapytał powtórnie, a duże , zielone oczy utkwił w nerwowo wertowanych kartkach, których szelest działał na mnie drażniąco.

Mimowolnie wyprostowałam zgarbioną sylwetkę, a wierzchem dłoni potarłam ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka.

- Jestem jego partnerką - wyjaśniłam, jedynie częściowo nie mijając się z prawdą.

- Czyli nie żoną - sprostował z kpiącym uśmiechem, wzrok zatrzymując na rozpiętej kurtce, spod której prześwitywał muślinowy szlafrok, dłonią dotykając nieogolonego podbródka.

- Ale... - próbowałam coś wtracić ledwo słyszalnym głosem, przez zaciśnięte zęby, poprawiając rozpięte okrycie.

- Wciąż jesteś mi winna lody - powiedział dwuznacznie, choć żartobliwy ton głosu, idealnie zdradzał jego intencje.

Milczałam. Z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami, wpatrywałam się w jasną i podłużną twarz lekarza, wzrok zatrzymując na roześmianych, jasnych oczach, w których pojawił się błysk rozbawienia. Przysunał się bliżej, a dużą i szczupłą dłonią, delikatnie dotknął mojego policzka, szeptając niskim głosem, wprost do mojego ucha:

- Szkoda, że mnie nie pamiętasz Marto - powiedział z uśmiechem na pełnych ustach, dłonią drapiąc nieoogolony policzek.

- Widocznie ta noc nie była tego warta - wyszeptałam czule z drwiną w głosie, zapinając kurtkę, tuż pod brodą.

- Mówiłaś co innego - zakpił.

- Niby? - zapytałam ze złością.

- Że życie ci ratuje... czy coś - wtrącił poważnie, oglądając słuchawki stetoskopu, które trzymał w dłoni - zapisałaś mi w testamencie Bezę - zaśmiał się po raz kolejny.

- Figę - ucięłam, czując jak że wstydu robię się czerwona na całej twarzy, ze zdenerwowania wpatrując się w czerwone futerko, którym obszyte były bambosze na moich stopach.

Zaśmiałam się nerwowo, czując jak lekarz pogotowia, z uśmiechem lustruje moją sylwetkę : czerwone bambosze na nogach, wytarte jeansy i czarną puchową kurtkę, pod którą miałam jedynie czarny szlafrok.

- Ciekawie wyglądasz - wtrącił przerywając ciszę jako pierwszy.

Chciałam coś powiedzieć, jednak nim zdążyłam otworzyć usta na korytarz z impetem wbiegła starsza kobieta. Puszystą sylwetkę niewysokiej kobiety, nieudolnie maskował długi szary płaszcz, a różowy szal, jedynie podkreślał zmęczoną twarz.

- Przepraszam - wyspała biorąc głęboki wdech, a dłoń kładąc na brzuchu - przywieziono tu mojego syna.. podobno coś przedawkował - mówiła z trudem, ocierajac łzy, spływające po zarozowiałych od wysiłku policzkach.

W połowie drogi do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz