Początek/A

1.5K 116 51
                                    

Od razu po wyjściu ze szkoły dało się zauważyć, że coś jest nie tak. Szare niebo i huki wystrzałów nasuwały tylko jedno słowo: wojna.

Alya i Nino zgubili się gdzieś w ogólnym zamieszaniu. Nie miałem czasu ich szukać. Miałem tylko nadzieję, że razem we dwoje przeżyją.

Z placu przed szkołą zaczęły dochodzić różne dźwięki. Strzały, krzyki,  stukot butów, głuchy dźwięk i od początku strzały.

Zerwałem się do biegu. Lawirowałem między krętymi uliczkami Paryża, drzewami w parku i wąskimi korytarzami rozwalonych budynków.

Starałem się przeżyć. Dobrze wiedziałem, że teraz, każdy oddech może być moim ostatnim tchnieniem. Dlatego robiłem wszystko by nie dać się zauważyć.

Po parunastu minutach, dobiegłem do swojego domu. A raczej do tego, co z niego pozostało.

Zamiast pięknej rezydencji Agreste'ów wszędzie walały się teraz kawałki starych, zabytkowych kolumn, pozostałości złoconych ram od obrazów i szczątków mebli.

Oszołomiony stałem tam i patrzyłem na to co zostało z miejsca, które do niedawna nazywałem swoim domem. Pustym i zimnym, ale nadal domem.

Gdy tak stałem oniemiały z nieba rozległ się chłodny, dobrze znany mi głos.

- Wszystkie jednostki do bazy. Powtarzam! Wszystkie jednostki do bazy.

Nathalie. Nie wiem skąd to nadawała, ani o co chodziło z tymi jednostkami, ale może ona mogłaby mi pomóc. Ale wtedy usłyszałem następny głos. Bez uczuciowy, twardy, nie przyjmujący odmowy. Kojarzyłem go, ale nie pamiętałem skąd.

Mówił i mówił, a ja stałem jak wryty pośród guzów.

Głos już dawno umilkł, lecz ja nie umiałem ruszyć się z miejsca. Dopiero dźwięk równych kroków sprawił, że odzyskałem kontakt z rzeczywistością.Rzuciłem się w prawo, chowają się za jedyną ocalałą kolumną w ostatniej chwili. Odetchnąłem z ulgą, gdy kroki zaczęły się oddalać.

Moja radość okazała się troszeczkę przedwczesna.

Równy rytm dalej cichł w oddali, ale ktoś jednak postanowił wyłamać się z szeregu. Pogwizdując powoli chłopak w szarym mundurze przeszedł przez gruzy, podnosząc z ziemi wszystko co ocalało i mogło się okazać choć trochę wartościowe. Gdy wszedł w zasięg mojego wzroku przyjrzałem się mu dokładnie. Był jeszcze młodszy ode mnie, blond włosy lśniły w południowym słońcu. Miał może z czternaście lat. Przy pasku miał przypięty karabin, a ciężkie buciory wydawały głuchy dźwięk za każdym razem gdy dotknęły podłogi.

W końcu zatrzymał się. Wychyliłem się lekko, by sprawdzić co go tak zainteresowało.

Kurde.

Szybko znowu schowałem się za kolumnę przeklinając się w duchu.  Nastolatek stał nad moją torbą, którą położyłem tam parę minut temu. Zapomniałem jej zabrać.

Rozejrzałem się. Sytuacja do luftu. Ta kolumna była jedynym tak dużym przedmiotem za którym mogłem się schować, a nastolatek stał tak blisko, że wystarczyło by przekręcił głowę, a już by mnie zauważył. Szczególną inteligencją to ja nie grzeszę, ale jednak domyśliłem się, że nie wróżyłoby to niczego dobrego.

Znowu nieśmiało wyjrzałem zza kawałka marmuru. Chłopaczek w jednej ręce trzymał mój telefon, a w drugiej tablet i podręcznik z historii. Odwrócił się do mnie z uśmieszkiem pełnym satysfakcji. Nie zdążyłem się schować. Zobaczył mnie.

Gdy tylko zobaczyłem jego twarz, nie mogłem się ruszyć. Wyglądał dokładnie tak jak ja gdy miałem 14 lat.

W jego zielonych oczach błysnęło zdumienie. Jego twarz przybrała zacięty wyraz. Wsunął moje rzeczy do plecaka, który zauważyłem dopiero teraz. Wyjął zza paska pistolet i podszedł do mnie bliżej. Dzieliły nas może z dwa metry.

Wojna to wojna || miraculous✔Where stories live. Discover now