Plany matrymonialne

969 92 15
                                    

- To jest nie fair!

- To umocni naszą pozycję.

- Co z tego? Ja jej nie kocham i ona mnie też nie. Nie będziemy razem szczęśliwi.

- Słuchaj mnie, gówniarzu. Musimy dać ludziom pozory, że doskonale idzie nam układanie sobie życia i że wkrótce ich własne też zostanie ułożone. Nie chce żadnych rebelii!

- Ale...

- Nie ma żadnych "ale". Masz się z nią ożenić, rozumiesz?

- Dlaczego nie Felix? Miałbyś synową i dziedzica.

- Bo Felix...Jest za młody.

- Jestem tylko dwa lata starszy.

- Więc ona jest w twoim wieku. Bez dyskusji. Nie po to ją ratowałem, żeby sczezła jako strażnik. Ma potencjał. Tak samo jak ty.  A wiesz co ja robię z ludźmi, którzy mają potencjał?

- ...

- Wykorzystuję ich. A teraz wynocha stąd!

------------------------------------

Wszystkie dźwięki dochodzą jakby z daleka. Czuję się, jakbym dryfowała tuż pod powierzchnią wody, która tłumi bodźce z otoczenia. Pomału, pomału wynurzam się na powierzchnię, biorę głębszy oddech i otwieram oczy.

- Obudziła się! Doktorze Cassimiro! Obudziła się! - damski głos wwierca mi się w czaszkę. Staram się wstać, ale głowa okropnie mi ciąży, a z każdym najmniejszym napięciem mięśni ramię pali żywym ogniem.

Po chwili czuję, jak łóżko na którym leżę podnosi się tak, że siedzę jak w fotelu. Przed sobą dostrzegam zamazane twarze i zarys sali szpitalnej.

- Wszystko dobrze panno Dupain - Cheng - wszystko nagle się wyostrza. Przede mną stoi wysoki mężczyzna, chudy, jak patyczak, a za nim stoi krępy blondwłosy chłopak z rekrutacji - trafiłaś do nas po walce na szczęście uszkodzenia nie były trwałe. Pamiętasz wszystko? - zapytał uprzejmie lekarz.

Pokiwałam głową nie ufając własnemu głosowi. To wszystko działo się tak szybko.

- Świetnie. Katie zrobi Ci jeszcze podstawowe badania i możesz iść - Cassimiro odwrócił się i odszedł. Skrzywiłam się widząc, kiedy podstarzała pielęgniarka z powykręcanymi reumatyzmem rękami i wąsem podchodzi do mnie ze stetoskopem. Mimo tego grzecznie dałam się zbadać, ale i tak odetchnęłam z ulgą, kiedy kobieta wyszła.

Zaledwie po paru sekundach drzwi otworzyły się z hukiem, a próg przekroczył nie kto inny, jak Michael Grand.

- O Jezu, Marinette obudziłaś się - chłopak uśmiechnął się, ale nie udało mu się ukryć pobladłej twarzy i zdenerwowania wymalowanego w oczach. Zmarszczyłam brwi - maczuga Omara była zatruta i nikt z nas nie wiedział. Na szczęście pomylił on trucizny i był to tylko niegroźny środek usypiający...

Michael paplał jak najęty, a ja przypatrywałam mu się podejrzliwie. Wrażenie, że brunet coś ukrywa nie chciało mnie opuścić.

-... no, ale Cassimiro zareagował dość szybko. Dobrze się czujesz? - zapytał zakłopotany, widząc, że nie jestem za skora do rozmowy.

- Tak, tak - pokiwałam głową. Mój głos był ochrypły, jakbym darła się z całych sił przez dłuższy czas.

- To dobrze - zdenerwowany Miacheal przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę i zaczął wyginać palce we wszystkie strony - już jutro możesz wrócić na służbę. A właściwie to dzisiaj, bo jest pierwsza w nocy - dopowiedział zerkając na zegarek.

Wojna to wojna || miraculous✔Where stories live. Discover now