Ślub, Akcja( Coś Idzie Nie Tak)

1K 93 7
                                    

Staję na końcu ścieżki. Przede mną czerwieni się posypana płatkami róż droga, a na jej końcu czeka na mnie  mlecznobiały ołtarz. Michael stoi na samym końcu w całkowicie czarnym garniturze i czarnej koszuli. Po prawej stronie, w rzędach, ustawione są miękkie, obite pluszem fotele na których siedzieli ważne osobistości państwowe - urzędnicy, wysokiej rangi żołnierze i inni doradcy, czyli po prostu goście zaproszeni przez Pappilona. Po drugiej stronie na grubo ciosanych ławach drżą z zimna zwykli ludzie w obszarpanych ubraniach - ludzie, którzy muszą tu dzisiaj być, nawet jeżeli niekoniecznie chcą.

Stawiam pierwszy krok. Ściska mnie w żołądku, a długa, wyszywana perłami suknia staje się nagle ciężka i niewygodna. Materiał obija mi się o nogi, wchodzi między uda i przeszkadza. Wysokie buty na obcasie, które mają za zadanie korygowanie mojego niskiego wzrostu uwierają i denerwują, czuję, że zaraz się przewrócę. Moje ręce niebezpiecznie się trzęsą, bukiet białych konwalii zaraz wypadnie mi z dłoni.

Staram się patrzeć prosto przed siebie, na Michaela i na Pappilona, który ma prowadzić ceremonię, jednak mimowolnie rozglądam się na boki. Wypatruję w tłumie jasnych blond włosów i hipnotyzujących, zielonych tęczówek, ale nigdzie ich nie widzę.

Nie przyjdzie.

Podnoszę nogę i staję na podwyższeniu. Wzruszony Michael chwyta mnie za wolną dłoń i splata nasze palce. Chcę wyrwać dłoń i uciekać, uciekać jak najdalej stąd, ale tkwię na swoim miejscu.

Nie przyjdzie.

- Drodzy obywatele - Pappilon ze swoim kamiennym wyrazem twarzy zaczyna przemowę - zebraliśmy się tutaj, aby połączyć tych młodych ludzi węzłem małżeńskim....

W oczach zebrały mi się łzy. Czułam jak Micheal mocniej ściska moją dłoń, myśląc, że to że wzruszenia.

Nie przyjdzie.

Po tym, jakim tchórzem się okazałam też bym nie przyszła.

---------------------

***
Wpadam do swojego pokoju jak tornado i potykając się o próg jak poparzony doskakuję do łóżka.

Tym razem naprawdę rozrywam poszewkę i wyciągam spomiędzy strzępów mały, czarny telefon. Mam gdzieś wszystkie zasady i to, że to ona powinna dzwonić pierwsza, jeżeli nie chce zostać odkryta. Mam gdzieś to, że najprawdopodobniej teraz się przebiera, albo jest zajęta przyjmowaniem gratulacji. Po prostu muszę ją usłyszeć, muszę z nią porozmawiać i wyjaśnić wszystko, zanim będzie za późno.

Przykładam telefon do ucha. Pierwszy sygnał urywa się w połowie.

- Marinette, ja...

- Przepraszamy, abonament jest tymczasowo niedostępny. Prosimy spróbować później.

Z niedowierzaniem odsuwam aparat od twarzy. To nie tak, że nie odbierała. Ona po prostu nie chciała odebrać, rozłączyła się. Zdenerwowany wybieram numer jeszcze raz.

Znowu odrzuciła połączenie.

Już coraz bardziej wkurzony klikam w małe okienka na ekranie i dzwonię.

Pierwszy raz, drugi, dziesiąty.

Dzwonię bez przerwy, cierpliwie dzwonię całą noc.

Ani razu nie doczekałem się odpowiedzi.
***

- Myślisz, że to będzie bezpieczne? - zapytał Nino z powątpiewaniem. Mulat zajął miejsce obok mnie, wysunął głowę za gzyms chcąc zobaczyć nieco więcej. Położyłem mu dłoń na czubku głowy i popchnąłem z powrotem tak, by nie było go widać.

Wojna to wojna || miraculous✔Where stories live. Discover now