Kolejny Zwiad Oraz Zdjęcie

1.1K 103 12
                                    

Rano blondwłosy chłopak zwlokł się z łóżka ledwo żywy.

Całą noc nie spał myśląc o tym co zastanie, jak dojdzie już do małego mieszkanka zajmowanego przez jego najlepszych przyjaciół.

W szafie znalazł swoje zwyczajowe ciuchy. Czarny T-shirt, czarne spodnie i czarna, skórzana kurtka. Rutyna.

Zanim wyszedł z pokoju założył jeszcze na twarz czarną maskę, a za pasek wsunął pistolet.
Sala treningowa jak zwykle była pusta. W boksach stały martwe przedmioty i po raz pierwszy zabrakło mu czyjejś obecności od Początku.Trening rutynowo zaczął od rzucania nozami

Długi, srebrny nóż poleciał w kierunku tarczy.Wbił się w sam skraj. Adrien złapał kolejny i rzucił, tym razem w inną tarczę. Nóż poleciał gdzieś w bok i wbił się w cienką ściankę pomieszczenia.

Po jakimś czasie znudziło mu się rzucanie nożami. Postanowił poszukać tajemniczego Płaszczaka. Wyszedł z sali treningowej i skierował się do czarno-czerwonego pokoju, który odkrył wczoraj.

Po otwarciu drzwi w oczy od razu rzuciła mu się w czarna skórzana kurtka, dokładnie taka sama jaką miał w tej chwili, tylko pare rozmiarów mniejsza.

Podszedł ostrożnie do szafy. Pusta Przekopał łóżko. Nic. Podszedł do biurka. Leżała na nim czarna komórka. Wziął ją do ręki. Nie chroniło jej żadne hasło. Usiadł na twardym stołku i wszedł w kontakty

----------------------------------------

Biegła wąskimi uliczkami Paryża. Przed nią widniały szare mundury, podążała za głośnym stukotem ciężkich butów.

Co najmniej 5 mundurowych maszerowało jakieś 10 metrów przed nią.

Jeden niósł na rękach na oko dwudziestoparoletnią kobietę. Jej brudne kasztanowate włosy zwisały luźno, a z drobnych zadrapań na twarzy i przedramionch kapały kropelki krwi.

Marinette nie wiedziała kim jest ta kobieta. Nie widziała jej nigdy wcześniej. Widziała tylko jak słudzy Pappilona wyszarpują ją za włosy z małego mieszkania i wyrzucają jej malutkie, brudne i przygłodzone dzieci na chodnik.

Tego było dla niej za dużo.

Już od dwudziestu minut szła cicho za żołnierzami starając się znaleźć dogodny moment, by uwolnić tą kobietę. Na razie taki się nie pojawił. Ani na horyzoncie, ani za.

Jednak po kolejnym kwadransie szczęście chyba zaczęło jej sprzyjać. Mundurowi zatrzymali się na postój, na jednej z głównych ulic. Nieprzytomną kobietę oparli o ścianę, a sami zajęli się pałaszowaniem świeżego mięsa i chleba, upieczonego najwyżej parę godzin temu.

To tylko spotęgowało wściekłość fiołkowookiej. Ok. 97% kraju głodowało, a oni jak gdyby nigdy nic wyciągają dobre jedzenie na samym środku ulicy.

Podkradła się bliżej. Brązowowłosa leżała tuż przy rogu, więc dziewczyna delikatnie zbadała jej puls. Żyła, ale jeśli czegoś nie zrobi, to już niedługo.

Podniosła z ziemi kawałek gruzu i ostrożnie zważyła go w dłoni. Za pierwszym razem zadziałało, dlaczego miałoby nie zadziałać teraz?

Rzuciła kawałkiem bruku najdalej jak umiała. Wszyscy żołnierze jak na zawołanie odwrócili się w tamtym kierunku i wyjęli pistolety. Jeden z nich dalej przeżuwał mięso, a z ust kolejnego wystawała pojedyncza skórka od chleba.

Marinette korzystając z okazji złapała kobietę za nogi i zaczęła ciągnąć ją za róg. Okazała się o wiele cięższa niż dziewczyna z początku myślała, więc przenoszenie jej szło dwa razy wolniej niż powinno. Jeśli chce bezpiecznie się stąd wydostać, musi się pośpieszyć.

W tym momencie jej biedronkowe szczęście znowu postanowiło wziąść sobie urlop.

- Hej, ty! - zawołał ten, co przed chwilą grubiańsko przeżuwał świeży chleb - to nasz więzień.

Ciemnowłosa nie czekając na nic złapała kobietę jak pannę młodą i zaczęła, odwróciła się i zaczęła biec.

Za nią Rozległ się stukot kilku par butów i krzyki. Wiedziała, że musi uciekać. Żołnierze mieli pistolety, ona; ranną, nieprzytomną kobietę na rękach.

- Uważajcie - krzyknął jakiś mężczyzna w pościgu - to Ladybug! Ta, co pokonała oficera

"Jeszcze tego mi brakuje, by być powszechnie znaną w wrogim wojsku"

Po paru minutach dziewczyna skręciła nagle w jeden z zaułków, a potem otworzyła zielone drzwi i wpadła do środka. Zatrzasnęła za sobą drzwi i przyłożyła do nich ucho. Po chwili dźwięk ciężkich kroków oddalił się.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą, następnie ostrożnie podeszła do kobiety.

Były bezpieczne.

--------------------------------

Już od pół godziny siedziałem na twardym stołku w czarno czerwonym pokoju i patrzyłem na swoje własne zdjęcie na ekranie.

Pod idealnie wyretuszowaną twarzą Adriena Agreste widniało jego nazwisko i ciąg liczb. Czytałem to wszystko z dwadzieścia razy, wyłączyłem, a potem znowu włączyłem telefon i nic. Moje dane osobowe nadal tam były razem z cholernie idealnym zdjęciem.

Chociaż...

To zdjęcie nie było aż tak sztuczne jak większość. Nie pochodziło z jednej z moich sesji. Pamiętam ten dzień.

***

Wyszedłem z domu i zatrzasnąłem drzwi. Mocno. Uderzyły we framugę z całej siły i odbiły się od niej.

Nie obchodziło mnie to jednak. Chciałem się znaleźć daleko od tego domu, od mojego ojca, od Natalie, od złotej klatki w której mnie trzymali.

Wściekły szedłem przez park, kopiąc pojedyncze patyki i kamyki stające mi ją drodze.

W końcu zrezygnowany opadłem na jedną z ławek. Zakryłem twarz dłońmi i po prostu siedziałem. Starałem się nie myśleć o niczym i na nic nie zwracać uwagi.

- Adrien? - jednak na ten cichy, zatroskany głos zwróciłem uwagę.

Podniosłem głowę i napotkałem zmartwione spojrzenie niebieskich oczu.

- Marinette?

- W.. Wszystko w...w po... p... porządku? - zająknęła się.

- Tak jakby - skrzywiłem się. Dziewczyna skuliła się w sobie. Wygładziłem twarz i starałem się do niej uśmiechnąć. Ku mojemu zdziwieniu nie było to wcale takie trudne.

Poklepałem miejsce obok siebie.

Niepewnie usiadła, jak najdalej ode mnie.

- Po prostu - zacząłem - mam dość swojego ojca. Czuję się jak w klatce. I to chyba na tyle - zawstydzony odwróciłem wzrok. Marinette była moją przyjaciółką, ale w rzeczywistości rzadko rozmawiałem z nią sam na sam. I to w dodatku o tak poważnych sprawach.

- Na pewno cię kocha - spojrzała na mnie ciepło. Całe jej zakłopotanie gdzieś nagle zniknęło. Została chłodno myśląca, odważna Marinette. Rzadko miałem okazję oglądać ją od tej strony - po prostu ma problem z okazaniem tego.

Uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością.

- Ładnie się uśmiechasz - wypaliła nagle, a potem zrobiła się czerwona jak burak.

- Może zdjęcie na pamiątkę? - zapytałem robiąc dzióbek.

Marinette zaśmiała się i wyjęli telefon. Uśmiechnąłem się i zobaczyłem błysk flesza.

To był jedyny moment w życiu gdy widziałem rozgarnietą Marinette, chłodno myślącą i rozluźnioną.

Był to chyba też mój najszczerszy uśmiech w życiu.

***

Wsunąłęm telefon do tylnej kieszeni spodni. Następnie odwróciłem się i wybiegłem z pokoju.

Wojna to wojna || miraculous✔Where stories live. Discover now