Mieszkanie Josepha nie było za duże. Nie widziałam całego, ponieważ Miller zaprowadził mnie od razu do swojej sypialni, aby opatrzeć tę moją pożal się Boże ranę. Jak ja się pokaże z tym paskudztwem dziś na kolacji?!
- Zaczekaj chwilę, pójdę po apteczkę - powiedział spokojnie, jakby chciał mi przekazać, że panuje nad sytuacją.
Ja zaraz ocipieję! Ona mi się wykrwawi! Miller udawaj opanowanie! Szybko poszedłem po apteczkę, aby nie zauważyła jak trzęsą mi się dłonie.
Joseph wyszedł z pokoju, a ja ciężko wstałam z łóżka, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Pokój sprawiał wrażenie niewielkiego, które potęgowały różne graty, które były porozrzucane wszędzie i zajmowały sporo miejsca. W sypialni nie było okna, obok łóżka przy ścianie stała szafa, a część ubrań leżała beztrosko na krześle, które stało przy biurku. Na biurku stał laptop i kilka brudnych kubków. Nad biurkiem wisiała półka, którą obstawiały puchary i medale. Nie powiem, trochę się zdziwiłam. Nie pomyślałabym, że Joseph brał udział w jakichś zawodach. Jakim cudem trafił do więzienia?
Gdzieś w kącie dostrzegłam ciężarki, sztangę i stare wydanie CKM... Faceci. Ściany były pomalowane ciemnozieloną farbą, która w niektórych miejscach już odłaziła. Mój wzrok przykuło nagle czarno-białe zdjęcie starszej kobiety stojące na biurku. Początkowo go nie zauważyłam bo na blacie było dużo śmieci.
- Dlaczego wstałaś? Powinnaś siedzieć - powiedział zirytowanym tonem Joseph wchodząc do pomieszczenia i lekko popchnął mnie z powrotem na łóżko.
- Rana wcale nie jest głęboka, to ledwie draśnięcie - rzuciłam od niechcenia.
- Draśnięcie? - zapytał i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Prawie rozerwało ci ramię! Ta dziura jest większa niż ta u prostytutki.
Oboje patrzyliśmy na moje zakrwawione ramię, a ja podśmiewałam się cicho z jego ostatniej uwagi.
Joseph przemywał właśnie ranę wodą utlenioną na co skrzywiłam się, bo poczułam piekielne pieczenie.
- Przestań się wiercić jakbyś miała robaki - rozkazał Joseph z poważną miną i zaczął nakładać na moje ramię opatrunek.
Przewróciła oczami. Jaka ona jest irytująca! Posłałem jej zirytowane spojrzenie, ale widocznie strasznie ją to rozbawiło bo zaraz na jej ustach pojawił się wielki banan, którego próbowała zakryć dłonią. Właściwie nie wiem dlaczego, przecież ma piękny uśmiech.
Zdążyłam tylko przewrócić oczami, a on rzucił mi mordercze spojrzenie na co zakryłam usta dłonią, aby opanować śmiech.
- Musisz pojechać na pogotowie, bo rana dalej krwawi.
- Nie mogę, mam dziś kolację z Louisem i jego dziewczyną - powiedziałam w geście protestu.
- Chyba zgłupiałaś - powiedział robiąc minę jakby zobaczył ufoludka. - Nawet ten frajer nigdzie cię nie puści z krwawiącym ramieniem!
- Kim jest ta starsza kobieta ze zdjęcia? - zapytałam szybko, aby zmienić temat.
Chłopak odwrócił się w stronę biurka i spojrzał na zdjęcie po czym powrócił do poprzedniego zajęcia.
- To moja babcia – powiedział ostrożnie.
- To urocze, że trzymasz zdjęcie babci - powiedziałam i posłałam mu delikatny uśmiech. - Widujesz się z nią jeszcze?
CZYTASZ
Czarna Orchidea
ActionCharlotte, dziewczyna, która dowiedziała się zbyt wiele. Gnana niebezpieczeństwem musi uciekać z rodzinnej Francji do San Jose w USA. Ale nawet wyjazd za granice nie pomaga jej uniknąć zagrożenia. Postanawia, więc wziąć sprawy w swoje ręce. Wydawało...