Jadąc windą do recepcji juz powoli zaczynałem obmyślać plan jak zdobyć dziesięć tysi. Oczywiście mógłbym poprosić kogoś o pożyczkę, chociaż nie jestem w stanie stwierdzić kto byłby aż takim idiotą aby mi jej użyczyć. Jestem dłużny większości nadającym się do tego osobom. Nie mogę o nią prosić Charlotte,ma już wystarczająco dużo problemów. Mimo że to dotyczy bezpośrednio jej, nie chcę jej martwić. Spojrzałem na zegarek. Druga w nocy, a pieniądze mają być na dwudziestą.
Przetarłem dłońmi zmęczoną twarz, aby obraz przede mną przestał się rozmazywać po spożytym alkoholu i odetchnąłem głęboko. Muszę to przemyśleć. Kto byłby w stanie dać mi na rękę dziesięć tysięcy, za drobną usługę?
Zacząłem powoli kierować się w stronę mojego domu. Zimne, rześkie, nocne powietrze umożliwiało mi trzeźwiejsze myślenie. Nie zdążę niczego obrabować bez sprzętu i przygotowania, jedyną sensowną opcją wydaje się znaleźć osobę prywatną skorą do współpracy.
Zatrzymałem się przed przejściem dla pieszych. Czy ulice w tym mieście kiedyś stają się puste? Korzystając z postoju podniosłem wzrok z chodnika i wtedy dostałem olśnienia. Dosłownie, bo ta pizda z naprzeciwka świeciła mi reflektorami prosto w oczy. Ale ja wszędzie rozpoznałbym to auto. Gdy tylko światło na przejściu zmieniło się na zielone niemal przez nie przebiegłem, po czym skierowałem się na pas ruchu po mojej prawej stronie. Nie czekając, aż okazja ucieknie po prostu wszedłem na ulicę i szybko wskoczyłem do czarnego mercedesa.
- Co jest kur... - warknął wściekły kierowca rzucając w moją stronę skonsternowane spojrzenie.
- Jedź Marta, bo na ciebie trąbią. - Zaśmiałem się i spojrzałem we wsteczne lusterko.
- Cholera - mruknęła kobieta zdając sobie sprawę ze zmiany świateł.
Samochód ruszył, a już po chwili mknęliśmy przed siebie, ze sporą prędkością mijając budynki i inne auta.
- Nie mów, że się nie cieszysz z naszego spotkania - zażartowałem i obdarzyłem ją szerokim uśmiechem.
- Zapnij pasy pajacu, nie zamierzam za ciebie płacić - powiedziała a jej usta ułożyły się w wąską kreskę.
- Dlaczego jeszcze nie śpisz słońce? Grzeczne dziewczynki już dawno powinny leżeć w swoich łóżeczkach.
Złapałem za pas i próbowałem trafić w jego zapięcie obok fotela, ale w tych grobowych ciemnościach można było tylko usłyszeć szczęk metalu o metal. W końcu o dziwo udało mi się zapisać ten szatański pas, a kiedy podnioslem wzrok z powrotem na Martę, ona już patrzyła się na mnie z uniesionymi brwiami, gotowa do zgryzliwego komentarza. Ostatecznie się powstrzymała, ale jej postawa i tak lekko mnie rozbawiła.- Myślałam,że kto jak kto, ale ty doskonale powinieneś wiedzieć, że nie należę do gatunku z tych grzecznych. Jose jestem zajęta i spieszy mi się. - Spojrzała na mnie kątem oka, cały czas skupiając się na drodze.
- Oh widzę. Ładna kamizelka. Kuloodporna?
- Do sedna Joseph - ścięła naszą pogawędkę, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Weź mnie ze sobą. Na co się wybierasz? - zapytałem odkręcając się w jej stronę na tyle, na ile pozwalały mi zapięte pasy.
- Nie.
- Nie? Jak to nie?! - rzuciłem zaskoczony. - Od kiedy nie chcesz ze mną współpracować?
- Od kiedy siedziałeś w więzieniu. Nie pamiętam, żebyś po powrocie imał się jakiejś hmm... pracy. - Jej oceniający wzrok ponownie na mnie spoczął, a ja poczułem się jakby mnie skanowała. Czułem się obdzierany ze skóry.
- Marta, to jest jak jazda na rowerze! Nie da się zapomnieć w jaki sposób powinno się dokonywać rabunku! - krzyknąłem zirytowany. Ona ma mnie za jakiegoś ułomnego?
- Wypadłeś z rytmu, jesteś nie przygotowany, zawaliłbyś mi cała akcję - powiedziała niemal przyjacielskim tonem. Niemal.
- Przestań, potrzebuję gotówki.
Niepostrzeżenie w moich ustach pojawił się błagalny ton, który Marta od razu podchwyciła. Szybkie spojrzenie w moją stronę, na ulicę i ostry zakręt w lewo. Zapewne poleciałbym na jej kolana gdyby nie pasy, które szybko zareagowały zaciskając się na mojej piersi, przez co zachłysnąłem się powietrzem.
- Jose nie odzywałeś się kilka lat, nie pomogę ci dziś. - Opadłem zrezygnowany na siedzenie w momencie kiedy zajechaliśmy na jakiś pusty parking pod Walmartem. Marta zwróciła się w moją stronę zakładając czarną kominiarkę i skrupulatnie chowając pod nią płomienno rude włosy. - Siądź na miejsce kierowcy, wracam za dwadzieścia minut.
Kiwnąłem głową i w milczeniu obserwowałem jak Marta wysiadła z samochodu, otworzyła tylne drzwi i wyjęła skórzaną aktówkę. Drzwi się zatrzasnęły a kobieta pomaszerowała na tyły marketu.
Na pewno nie jest na tyle głupia, aby próbować się włamać do Walmartu i stawać pod nim autem. W każdym razie postanowiłem wykonać jej polecenie. Wysiadłem z auta i oparłem się pewnie o drzwi. W kieszeni wymacałem paczkę papierosów, którą następnie wyjąłem razem z benzynową zapalniczką. Odpaliłem papierosa pogrążając się w myślach o dawnej przyjaciółce.
To fakt długo nie mieliśmy kontaktu. Po ostatnim wspólnym skoku trochę się posprzeczaliśmy, ale widzę, że już nie chowa urazy. Sprzeczka, jak to niewinnie brzmi. Ta diablica mnie postrzeliła w udo podczas jednego z ataków wściekłości.
Zaśmiałem się pod nosem rzucając peta na ziemię. Ruszyłem na miejsce kierowcy, a kiedy opadłem na miękkie skórzane siedzenie w aucie, znowu złapałem się na myśleniu o Marcie. Jak to możliwe, że dziewczyna o wzroście sto sześćdziesiąt pięć zupełnie mną zawładnęła te parę lat temu. Taka drobna, a bez skrupułów strzeliła do mnie. Mimo wszystko lubiłem z nią współpracować. Chociaż teraz zawładnęła mną chyba inna kobieta. Potrząsnąłem głową na tę absurdalną myśl.
Z rozmyślań wytrącił mnie dźwięk otwieranych drzwi. Marta wrzuciła aktówkę na tylne siedzenie, po czym umiejscowiła się na miejscu pasażera. Delikatnie zdjęła kominiarkę z wdziękiem uwalniając długie, kręcone włosy.
Nagle usłyszałem alarm mocno raniący bębenki. Podniosłem wzrok i ujrzałem strużkę dymu uwalniającą się gdzieś zza Walmartu, ale nie z jego budynku. Sprawnie przekręciłem kluczyk w stacyjce i wyjechałem na ulicę kierując się do mieszkania Marty. Nie zadawałem pytań. Nigdy się tego nie robi, takie zasady pracy. Nie należy się interesować żadnymi zleceniami oprócz tych, które bezpośrednio dotyczą ciebie.
- Jedź do mnie. Może będę w stanie ci pomóc - powiedziała z delikatnym uśmiechem, który natychmiast mi się udzielił.

CZYTASZ
Czarna Orchidea
ActionCharlotte, dziewczyna, która dowiedziała się zbyt wiele. Gnana niebezpieczeństwem musi uciekać z rodzinnej Francji do San Jose w USA. Ale nawet wyjazd za granice nie pomaga jej uniknąć zagrożenia. Postanawia, więc wziąć sprawy w swoje ręce. Wydawało...