Rozdział 7.1

9 2 0
                                    

     Matka Louisa przyjęła nas z otwartymi ramionami. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg jej domu powitała nas uściskiem. Podała herbatę i uważnie wypytywała Louisa o pożar. Sama również była zszokowana tym wypadkiem i drżącym z przejęcia głosem poinformowała nas, że możemy się u niej zatrzymać tak długo jak potrzebujemy. 

     Aby zmienić temat pani Navier przypuściła na mnie atak pytań i nie będę ukrywała, zupełnie mi się to nie podobało. Wolałam milczeć, tak jak dotychczas.

     - Charlotte skarbie opowiedz mi teraz co ostatnio działo się we Francji. - Matka Louisa uśmiechnęła się życzliwie. Ale ja nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę.

     - Muszę panią zasmucić, nie interesowałam się zbytnio polityką. Wiem to o czym mogła się pani dowiedzieć z telewizji czy gazet. - Jednym łykiem dopiłam herbatę i wstałam od stołu. - Przepraszam, ale jestem zmęczona. Za dużo emocji jak na jeden dzień.

     - Och, no pewnie. Chodź dziecino, pokażę ci gdzie będziesz spała.

     Matka Louisa wzięła mnie pod ramię i zaprowadziła w głąb domu. Szłyśmy bardzo powoli, bo pani Navier okrutnie powłóczyła nogami, a moje natomiast zaczynały drżeć. Doszłyśmy w końcu do starego pokoju Louisa.

     - Możesz spać tutaj, Lou prześpi się w salonie. Potrzebujesz czegoś? - Uśmiechnęła się. Matka Louisa ciągle się uśmiechała.

     - Nic konkretnego, chciałabym tylko wziąć prysznic - mruknęłam nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.

     - Łazienka jest tam. - Kobieta kiwnęła głową w stronę samotnych drzwi na końcu korytarza. - W razie czego budź Louisa.

     Powiedziała po czym zeszła po schodach na parter. Pewnie miała tam sypialnię. Zostawiłam plecak w pokoju Louisa i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic, aby się otrząsnąć po dzisiejszym dniu i owinięta w ręcznik ruszyłam do tymczasowego pokoju.

     Usiadłam na łóżku i szybko narzuciłam na siebie ubranie. Kiedy byłam gotowa, postanowiłam się chwilę przespać. Nie wiedziałam kiedy znowu zmrużę oczy. Kiedy tak leżałam zaczęłam się przyglądać ścianie naprzeciwko. Było na niej mnóstwo plakatów znanych bokserów, ale też raperów amerykańskich. Louis od zawsze uwielbiał sport, lubił chodzić na różne walki, a kiedy nie było żadnych w pobliżu to chodził ze znajomymi na koncerty. Zasnęłam mając w głowie ostatni koncert, na który zabrał mnie Louis.

***

     Obudziłam się o czwartej nad ranem. Zaspana, najciszej jak mogłam zatoczyłam się do drzwi wyjściowych. Nie wiem jakim cudem, ale nikogo nie obudziłam, chociaż mimo starań zachowywałam się okropnie głośno. Po cichu przekręciłam zamek, otworzyła drzwi i już mogłam delektować się chłodnym powietrzem na zewnątrz.

     Włożyłam berettę za spodnie, aby mieć do niej łatwiejszy dostęp. Tak rano nie jeździły żadne autobusy, a wolałam nie jeździć samotnie na stopa, musiałam więc iść pieszo z powrotem do San Jose. Droga zajmie mi jakąś godzinę, więc aby umilić sobie czas włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam muzykę na telefonie. Energiczne piosenki Arctic Monkeys sprawiały, że szło mi się lżej i jakby szybciej. 

     Nie zauważyłam jak ta godzina szybko minęła. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero kiedy znalazłam się pod blokiem Josepha. Zdziwiło mnie, że nie spotkałam nikogo ani niczego podejrzanego na drodze. Zadzwoniłam do mieszkania Josepha, po kilkunastu sekundach odebrał.

      - Widziałem cię przez okno - wymamrotał. - Padło ci na mózg? Wiesz, która jest godzina?!

     - Tak wiem, jest jakaś piata. Wpuść mnie.

Czarna OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz