Rozdział 7.2

17 2 0
                                    

*JOSEPH*

     Przyłapałem się na tym, że z nerwów zacząłem strzelać stawami w palcach. Okropny nawyk, którego ledwie się pozbyłem na drugim roku studiów. Szybko więc położyłem dłoń na kolanach i spokojnie czekałem, aż Derrick przerwie palącą ciszę.

     - Miller, kopę lat. Powiedz mi skarbie, czego dusza zapragnęła? - zapytał i wybuchł ochrypłym od cygar śmiechem.

     - Potrzebuję broni. Małej poręcznej, ale mocnej. Do tego zapas magazynku i najlepiej mini kamera i słuchawki bluetooth - wymieniłem mając w głowie moją ostatnią nielegalną akcję i nasłuchiwałem stukania klawiatury Derricka.

     - Dzisiaj o dziewiątej wieczorem, bądź sam.

     - Jasne, pogadamy o tym dlaczego znowu zmieniłeś imię i nazwisko? - zapytałem na pół żartem pół serio, aby trochę rozluźnić atmosferę.

     - Pogadamy o wszystkim, ale dopiero jak się spotkamy. Jestem na widoku. - powiedział, a ja mimowolnie obejrzałem się za plecy. To niedorzeczne, przecież jestem sam w domu.

     - Dobra, to do zobaczenia - rzuciłem do telefonu i rozłączyłem się.

     Zerknąłem na zegarek wiszący na ścianie. Dochodziła szósta, zostało mi masa czasu do spotkania z Derrickiem, więc postanowiłem spożytkować go na sen. 

***

     Wysiadłem z Taksówki i skierowałem się wzdłuż najbardziej ruchliwej ulicy w San Jose. Dochodziła godzina dwudziesta, duszne powietrze zelżało dzięki czemu dało się jakoś oddychać. 

     Szedłem powoli, nonszalancko trzymając dłonie w kieszeniach spodni. Garnitur, to najbardziej znienawidzone przeze mnie ubranie. Chociaż muszę przyznać, że wyglądałem zniewalająco i mina tych wszystkich panien, które mijałem jasno dawała mi to do zrozumienia.

     Dźwięk moich idealnie wypolerowanych pantofli głucho roznosił się po kostce, do póki coś mnie nie zatrzymało. Coś, a dokładnie malachitowy Bentley, który zatrzymał się obok mnie lekko najeżdżając na chodnik.

     Okno od strony pasażera otworzyło się powoli, ale żeby coś zobaczyć musiałem podejść do samochodu. Tak więc zrobiłem i bezceremonialnie oparłem się o drzwi, aby dobrze ujrzeć kierowcę.

     - Witam uprzejmie - rzucił do mnie młody brunet, po tym jak wyjął papierosa z ust.

     Palić w takim aucie to grzech, ale te rozpieszczone bachory tak mają.

     - Może trzeba cię gdzieś podrzucić co? - posłał mi fałszywy uśmiech, a ja już wiem, że go nienawidzę.

     Zacisnąłem usta w wąską linię i zanim włączyłem się do rozmowy instynktownie rozejrzałem się dookoła.

     - Czy my się znamy? - zapytałem wysoko unosząc brwi.

     - Wsiadaj chyba jedziemy nawet w to samo miejsce - powiedział bez emocjonalnie i z powrotem włożył papierosa do ust.

     Ten typ mnie wkurwiał, ale z doświadczenia wiem, że to nie może być przypadek. Pewnie przysłał go po mnie Derrick.

     Wsiadłem do samochodu od razu zapinając pas, po czym bez skrępowania zacząłem się przyglądać temu dzieciakowi. Chociaż właściwie wyglądał na jakieś dwadzieścia cztery lata, i tak byłem od niego starszy. Ubrany był również w garnitur ale o wiele droższy niż mój co było widać na pierwszy rzut oka.

     - Więc? Czekam na jakieś wyjaśnienia - powiedziałem nie ukrywając tego, że nie darzę chłopaka zbytnim szacunkiem i zaufaniem.

     Chłopak rzucił mi przelotne spojrzenie aby później wybuchnąć śmiechem.

     - Gavin Johnson, jedziemy do HighClub'u - rzucił od niechcenia i zaczął postukiwać pierścionkiem o kierownicę w rytm jakiegoś rapu.

     To był chyba Eminem, ale nie jestem pewny bo rzadko mam czas słuchać muzyki. Pierścionek był srebrny z wyrzeźbionymi gadzimi łuskami. Ciekawe.

     - Po co tam jedziemy? - zapytałem zerkając na swój markowy zegarek, który zwinąłem jakiemuś gościowi w tamtym tygodniu na ulicy.

     - Jedziesz na spotkanie.

     Ostatni raz spojrzałem na Gavina po czym przeniosłem wzrok na ulicę. Gnaliśmy jakieś 150km/h ale chłopak wydawał się niewzruszony. Po paru minutach zajechaliśmy na parking przed klubem. Gavin zaciągnął ręczny i zakręciliśmy kółko na prawie pustym parkingu aby następnie zaparkować samochód na miejscu dla vip-ów. 

     Kto to jest do diabła?

     Wysiadł z samochodu kiedy ja dopiero odpinałem pas. Chłopak wyjął paczkę papierosów i benzynową zapalniczkę, odpalił i zaciągnął się dymem. Stałem chwilę i przez zmrużone oczy przyglądałem się chłopakowi. Dochodziła dwudziesta trzydzieści, więc postanowiłem wejść już do środka.

     - Dzięki za podwózkę - rzuciłem do chłopaka podchodząc i podając mu dłoń.

     Uścisnął ją i kiwną głową na znak, że nie ma za co.

     Ruszyłem przed siebie. HighClub był to postawny budynek. Cały szklany. To ciekawy plan jak na klub nocny. Wszedłem do środka i uderzył mnie ciemny wystrój sali. Gdyby nie szklane ściany do pomieszczenia prawie w ogóle nie dochodziło by światło. Bordowe akcenty takie jak kanapy czy chociaż dywan idealnie współgrały z czarną podłogą wylożoną połyskującymi kafelkami oraz z szarymi ścianami.

     Rozejrzałem się dookoła i dopiero wtedy spostrzegłem recepcję, przy której stała piękna brunetka. Ubrana była w bordowy uniform ze sporym dekoltem. 

     Moje usta w jednej chwili rozciągnęły się w zawadiackim uśmiechu, a dłoń odruchowo przeczesała moje włosy. Ruszyłem powoli w stronę recepcjonistki, a ta odwzajemniła mój uśmiech i szybko wyprostowała plecy.

     - Dobry wieczór - przywitałem się kiedy w końcu znalazłem się przy blacie, który sięgał mi do piersi. - Poszukuję wejścia do HighClub, może mogłaby mi pani pomóc? - zapytałem unosząc delikatnie prawą brew.

     - Proszę pojechać tamtą windą na piętro -1 - powiedziała z uśmiechem po czym nachyliła się do mojego ucha przez blat, tak, że widziałem jej piersi przez dekolt. - A kiedy skończysz, zapraszam na piętro -2.

     W odpowiedzi tylko się uśmiechnąłem i puściłem jej oko. Ruszyłem w stronę windy kiedy drzwi do budynku otworzyły się. Do windy zmierzał Gavin tym swoim powolnym krokiem, a recepcjonistka od razu obdarzyła go ciepłym powitaniem i uśmiechem na co on tylko skinął głową i po chwili dołączył do mnie.

     - -1 - powiedział chłopak wpatrując się w jeszcze zamknięte drzwi windy.

     - -1 - odpowiedziałem badawczo przyglądając się Johnsonowi, bogatemu dupkowi.

Czarna OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz