Rozdział 4.3

27 4 3
                                    


     Dwa dni później nadal leżałam w szpitalnym łóżku, do którego przygwoździło mnie czujne spojrzenie policjanta. Oni byli wszędzie, nawet przy drzwiach do mojej sali. I niech ktoś mi teraz powie, że Louis nie przesadza!

     - Dobrze, a może domyśla się pani kto może stać za tą napaścią? - zapytał Ben Smith, policjant, który przyjechał na moje wezwanie do Hotelu Royale.

     - Nie mam pojęcia, to się zdarzyło pierwszy raz. Nigdy nie dostałam nawet pogróżki - powiedziałam z kamiennym wyrazem twarzy zerkając na Louisa, który stał pod ścianą.

     Wyglądał okropnie, całymi dniami przesiadywał ze mną bo obwiniał się o całe to zajście. Stwierdził, że nie powinien mnie zostawiać, no ale przecież to by było niewykonalne. A gdyby musiał psi-psi?

     Teraz Louis mierzył mnie ostro zdenerwowanym wzrokiem. Przed przesłuchaniem powiedziałam mu, że nie zamierzam wspominać o Wilsonie i nie powiem prawdy. Oczywiście Lou mnie opieprzył i uznał, że dostałam wstrząsu mózgu podczas napaści, ale ostatecznie uszanował moje zdanie. A tak naprawdę, to po prostu kazałam mu zamknąć gębę na kłódkę bo w nocy ogolę go na łyso. Czasami trzeba zastosować szantaż. Właściwie to chyba nie znam mężczyzny, który miałby większego bzika na punkcie swoich włosów niż Louis.

     - Dostałem informację, że we Francji zgłaszała pani na policję działalność niejakiego Michaela Wilsona - oznajmił wyczytując nazwisko ze swojego notesu, a mnie przeszedł autentyczny dreszcz. - Myśli pani, że to może mieć związek z napaścią? Może ten - otworzył notes. - Wilson się mści?

     O ile czułam ulgę, że przysłano do mojej sprawy akurat Smitha, o tyle teraz czułam strach. Po prostu nie byłam gotowa na to pytanie.

     Zaczęłam wodzić wzrokiem, który nagle spoczął na Louisie, który od razu go podłapał.

     - Smith, Charlotte jest zmęczona - rzucił Lou odbijając się od ściany i podchodząc do łóżka.

     - Sierżancie - zaczął odwracając się w stronę Louisa. - Louis, rozumiem, że to twoja przyjaciółka, ale muszę dokończyć spisywanie zeznań. Taka nasza praca, a ty to chyba wiesz najlepiej - dokończył i odwrócił się ponownie w moją stronę. - Więc?

     - Nie, wątpię żeby to miało związek - rzuciłam krótko, starając się opanować drżenie warg.

     Smith zadał jeszcze kilka pytań, pożegnał nas grzecznie i wyszedł. Na krześle obok mnie usiadł teraz Louis i złapał mnie za rękę.

     - Louis, jakby to łagodnie ująć? Wyglądasz i śmierdzisz jak gówno - powiedziałam z mega poważną miną, na co on wybuchł śmiechem i przetarł swoje zmęczone oczy.

     - Uwielbiam kiedy prawisz mi komplementy Bergeon, ale ja już jestem zajęty - odpowiedział i uśmiechnął się szelmowsko.

     - Louis mówię poważnie, wyglądasz okropnie. Gorzej niż ja.

     - Nie da się wyglądać gorzej niż ty - prychnął, a ja uderzyłam go z pięści w ramię.

     - Odszczekaj to złamasie - warknęłam.

     Louis w tym momencie wydał z siebie dwa niezidentyfikowane odgłosy mające imitować szczekanie psa i oboje zaczęliśmy się dusić ze śmiechu.

     Przetarłam łzy z policzków i spojrzałam na Lou z uśmiechem.

     - Stary, idź do domu, weź prysznic i się prześpij. Powiem więcej! Zobacz się z Lilian.

Czarna OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz