Wyszłyśmy na spacer. Ja z mamusią. Kierujemy się do parku, bo jest taka piękna pogoda.
Szłyśmy ścieżką dla pieszych, powoli, bo moje nóżki są krótkie i ciężko mi się szybko przemieszczać. Ale mamie to nie przeszkadza.
Lekki letni wiaterek rozwiewał moje kruczoczarne włoski, więc mamusia przystaneła aby zawiązać mi chustkę na głowie.
Po chwili ruszyłyśmy dalej, a mama cichutko zaczęła sobie podśpiewywać. Słowa wydają mi się odległe, trudno uchwytne. Muszę się mocno skupić aby coś zrozumieć. Tak to chyba Michael Jackson - You are not alone.
Doszłyśmy do placu zabaw a ja pędem pognałam na huśtawki, to moje ulubione miejsce na placu zabaw.
Mamusia stanęła za mną i popchnęła mnie lekko. Poczułam zapach jej perfum od Channel. Przymknęłam oczka, a kiedy ponownie je otworzyłam na niebie zaczęły się pojawiać ciemne chmury.
Temperatura powietrza spadla o kilkanaście stopni. Moja letnia sukienka i włosy zaczęły mocno łopotać na zimowym wietrze. Musiałam zmróżyć oczy, bo wiatr wiał tak mocno, że nic nie widziałam. Moja chustka spadła i poleciała w siną dal.
Mama huśtała mnie coraz mocniej. Huśtałam się bardzo wysoko, a strach przed upadkiem rósł wraz z wszechotaczającym mnie zimnem.
Zaczęłam krzyczeć i piszczec, błagać i skomleć aby mama zatrzymała huśtawkę.
Nagle usłyszałam strzał, spojrzałam w dół. Stał tam wysoki i szczuply mężczyzna, miał czarne włosy i bandanę na twarzy. Opadłam i zatrzymałam się w miejscu. Mężczyzna strzelił jeszcze trzy razy, raz za razem. Czułam jak strzały mnie przeszywały ale nie czułam bólu.
Odwróciłam się szybko i zobaczyłam jak mama upada na ziemię, wokół niej rosła ogromna karmazynowa plama krwi. Zeskoczyłam z huśtawki i zaczęłam biec w stronę mojego mieszkania. Wiatr rozwiewał moje łzy a z nieba zaczął spadać krwisto-czerwony śnieg.
Moje nogi raniły się o krzewy, które nagle wyrosły na drodze do mojego domu. Ale musze biec, schronić się, bo ON zaraz mnie zabije.
Słyszałam dźwięk wystrzeliwanego pocisku, który to rozpraszał się w mojej głowie, ranił bębenki i kaleczył zmysły.
Wbiegłam na klatkę schodową mojego bloku. Musiałam przeskakiwać schodki bo były dziurawe, ale było to trudne bo miałam takie krótkie nóżki.
Biegałam w nieskończoność, byłam wyczerpana, a moje mieszkanie jest na pierwszym piętrze!
Ściany w bloku były pozdzierane, farba poodklejana a lampy potłuczone.
W końcu dotarłam na piętro, ale zlękłam się kiedy usłyszałam okopny grzmot. Skuliłam się w kącie a po chwili dach budynku i pozostałe piętra oderwały się jak za sprawą ogromnej eksplozji. Cegły i szyby porozpadały się na drobne kawałki. Spadały we wszystkie strony, poraniły mi plecy. Zaczęłam Piszczeć wiatr podrywał mnie do nieba. Załapałam się poręczy przy schodach ale jestem za słaba. Długo nie wytrzymam.
Nagle z hukiem otworzyły się drzwi do mojego mieszkania, w których pojawił się moj tatuś.
Tatuś mnie uratuje!!
Oh nie, ale on znowu ma butelkę whisky w dłoni, znowu ma przekrwione oczy i podarte ubrania.
Zbliża sie do mnie, bierze zamach.
Krzyczę, błagam, jestem twoją córką!
Jego dłoń razem z butelką szybko opadają, a butelka już ma się roztrzaskać o moją głowę...- Charlotte cholera obudź się już!
- ... Jestem twoją córką! Nie możesz mi tego zrobić! Chroń mnie!
- Skończ wymachiwać rękami!
Złapałem ją za nadgarstki i skrzyzowalem jej ręce mocno przyciskając ją do siebie. Nagle poczułem silne szarpnięcie. A dziewczyna ciężko zaczęła dyszeć. Poluźnilem uścisk i odwróciłem ją do siebie twarzą. Była cała zapłakana i spocona, a ja zupełnie nie wiedziałem co powinienem zrobić.
- Już ciiii, skarbie spokojnie. - przytuliłem ją do siebie i zacząłem głaskać ją po głowie. - To tylko zły sen. Jest dobrze, jesteś tu bezpieczna.
-Jjjja się boję. Jose nnnie zostawiaj mnie samej - wyjąkała przez łzy.
-Nie zostawię Cię głuptasie - wyszeptałem jej do ucha. - Ani teraz, ani we Francji - ani nigdy, pomyślałem.
Wstrząsały nią konwulsje i napady płaczu, a ja czułem sie bezsilny. Mogłem ją tylko przytulać i starać się uspokoić.
Zasnęła po około 30 minutach, ułożyłem ją na łóżku i chciałem położyć się obok na podłodze, bo kto wie co by zrobiła rano gdyby mnie zobaczyła koło siebie. Może znowu uznałaby że się do niej przystawiam? Ale Charlotte złapała mnie za rękę, otworzyła oczy. Te piękne dwukolorowe cuda, spojrzała na mnie sarnimi oczami i poprosiła abym został.
Więc zostałem, na noc z nadzieją że spędzę z nią jeszcze więcej nocy.

CZYTASZ
Czarna Orchidea
AkcjaCharlotte, dziewczyna, która dowiedziała się zbyt wiele. Gnana niebezpieczeństwem musi uciekać z rodzinnej Francji do San Jose w USA. Ale nawet wyjazd za granice nie pomaga jej uniknąć zagrożenia. Postanawia, więc wziąć sprawy w swoje ręce. Wydawało...