Rozdział 6.2

32 5 0
                                    

     Wyszłam z łazienki po porannym prysznicu owinięta ręcznikiem i skierowałam się do kuchni w poszukiwaniu Josepha. Po moim nocnym koszmarze obudziłam się cała spocona, więc musiałam wziąć prysznic. Stał przy blacie kuchennym i zalewał właśnie wodę na herbatę. Odchrząknęłam aby zwrócić na siebie jego uwagę.

     - Nie mam co założyć - powiedziałam starając się ukryć rumieńce. Mam nadzieję, że ukryłam je lepiej niż Jose. - Bo nie chciałabym zakładać brudnych ubrań, zwłaszcza, że na sukni są ślady mojej krwi - dodałam, bacznie przyglądając się Josephowi.

     - A, tak jasne. - mrugnął kilka razy jakby chciał się doprowadzić do porządku i ponownie spojrzał na mnie. - Chodź do sypialni dam ci jakąś koszulkę.

     Przeszliśmy do pokoju, Jose otworzył szafę i rozpoczął poszukiwania koszulki, która by się dla mnie nadawała. Wyjął z dna szafy jakiś granatowy t-shirt i bacznie mu się przyglądał. Była to koszulka z jego nazwiskiem i liczbą jedenaście na plecach, i na lewej piersi. Cała była biała, ale rękawy, szwy i liczba były granatowe. Spojrzał na mnie, wstał i podał mi t-shirt wraz z jakimiś spodenkami.

     - Trzymaj, powinna być dobra. Na mnie jest trochę za mała.

     - Dzięki - powiedziałam z zainteresowaniem przyglądając się koszulce.

     Ruszyłam z powrotem do łazienki, aby się ubrać. Kiedy wyszłam Jose od razu rzucił mi pytanie.

     - Teraz mi powiedz co ci się stało, że masz rozcięte usta. Wczoraj od razu zasnęłaś i niczego się nie dowiedziałem - rozkazał Jose stukając się po dolnej wardze i biorąc łyk herbaty.

     - No więc napadnięto mnie w toalecie, w restauracji i musiałam się wybronić. - Ja również wzięłam łyk świeżo zaparzonej kawy i spojrzałam Josephowi prosto w oczy.

      Kiedy to powiedziałam Joseph właśnie połykał herbatę, słysząc to udławił się i zaczął kaszleć. Nie wieży mi, czy jest zszokowany? Na każdym kroku ktoś chce mnie zabić, a on doskonale o tym wie.

     - Opowiadaj od początku do końca - nakazał. Postawił łokcie na stole, splótł palce u dłoni i podparł sobie na nich głowę. Właściwie wyglądał uroczo.

     Pokrótce opowiedziałam mu o zaręczynach Louisa i o uzbrojonym napadzie w toalecie. Kiedy mówiłam miałam wrażenie, że Jose spija z moich ust każde słowo. Przynajmniej jest ktoś kto mnie słucha.

     Kiedy skończyłam Joseph pokręcił głową z niedowierzaniem. Czy po tym wszystkim zdołam go jeszcze czymś zaskoczyć? 

     - A co z tym tatuażem, który masz na plecach? - zapytał i kiwnął głową w moją stronę.

     - Jak to co? - Spojrzałam na niego udając, że nie wiem nic o żadnym tatuażu.

     - Pokaż go. Chcę zobaczyć cały. - Uśmiechnął się uroczo i spojrzał na mnie wyczekująco.

     Wstałam powoli od stołu nieco nieśmiało i odwróciłam się tyłem do Josepha. Podwinęłam koszulkę i zasłoniłam piersi dłońmi. Teraz Jose mógł zobaczyć tatuaż w całej jego okazałości. Przyglądał mu się jakby ten tatuaż był zaczarowany. Chyba mu się spodobał. Wzmianka o tatuażu przywołała mi namyśl wspomnienia o ciotce.

     - Piękny jest - mruknął. Patrzył się na mnie dziwnym wzrokiem, lekko nieobecnym. - Dlaczego orchidee? - zapytał.

     - Emm, nie wiem. Moja ciotka miała mnóstwo storczyków i bardzo mi się spodobały. - Opuściłam koszulkę, westchnęłam i odstawiłam kubek po kawie do zlewu. - Chyba powinnam już wracać do domu - powiedziałam posyłając Josephowi lekki uśmiech. Było około dziesiątej, jeszcze trochę i Louis zacznie się niepokoić. Podeszłam do drzwi, oparłam się o futrynę i spojrzałam na Josepha. - W ogóle się nie wyspałam

     - Nic dziwnego. Spałaś okropnie - powiedział i wstał z miejsca aby podejść bliżej mnie. - Co ci się śniło? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy, tak, że po chwili musiałam odwrócić wzrok.

     - Nic ważnego - rzuciłam obojętnie i ruszyłam w stronę drzwi.

     - Nic ważnego? Prawie wybiłaś mi zęby łokciem, tak się rzucałaś.

     - To nic Jose, już nawet nie pamiętam co mi się śniło - powiedziałam zupełnie na odwrót z prawdą. Wizje z mojego snu nadal mnie prześladują, ale Joseph chyba nie jest odpowiednią osobą na zwierzanie się.

     - Jak uważasz.

     Jose przeczesał włosy palcami i oparł się o ścianę. Zaczęłam zakładać buty, zbierać swoje rzeczy i szykować się do wyjścia. Chyba czeka mnie piesza wycieczka do domu.

     - Dzięki za nocleg - rzuciłam lekko z uśmiechem i już miałam wyjść ale nagle Jose złapał mnie za nadgarstek.

     - Charlotte, proszę cię, zapomnij o tym co się stało wczoraj. Albo chociaż nie miej mi za złe.

     Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, bo zupełnie się tego nie spodziewałam.

     - Nie jestem zła na ciebie, tylko na siebie. - Jose pokręcił z rezygnacją głową i puścił moją rękę.

     - Zadzwoniłem po Louisa, powinien już na ciebie czekać.

     - Okay. - Położyłam rękę na klamce i uchyliłam drzwi, ale chciałam jeszcze coś powiedziec. Cokolwiek. - I jeszcze raz dzięki za wszystko - powiedziałam i posłałam mu ostatni uśmiech.

     Wyszłam zamykając za sobą drzwi a Louis faktycznie już stał na podjeździe.

Czarna OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz