Rozdział 2.2

45 5 7
                                    


     Posłusznie poszłam za Louisem i po chwili znaleźliśmy się w holu.   

     Najbardziej poszkodowany był recepcjonista. Był w szoku kiedy zobaczył policjantów, którzy bez powodu chcieli przeszukać hotel akurat na jego zmianie. Mentalnie uderzyłam się w czoło, zapomniałam go zawiadomić o zwłokach.    

     Z Louisem staliśmy przy schodach, podczas kiedy policja zadawała recepcjoniście pytania. Chłopak był tak przestraszony, że miał już całe plecy mokre od potu.   

     - Zaczekaj tu na mnie. A kiedy cię zapytają nie mów o tym co wydedukowałaś, bo zaczną rozprawiać o tym, że nie powinnaś ruszać ciała. - powiedział Louis zostawiając mnie samą przy schodach.    

     Louis zbliżył się do policjantów i przywitał się z każdym po kolei. Po ich zachowaniu poznałam, że się znają. Nic dziwnego, że się znali bo pracowali pewnie na jednej komendzie. 

     Rozmawiali żywo, a recepcjonista cieszył się, że nikt już nie zadręcza go pytaniami, na które nie zna odpowiedzi. Nagle Louis kiwnął głową w moją stronę i policjanci wlepili we mnie spojrzenia dalej rozmawiając. Zakłopotałam się, nie wiedziałam o czym między sobą rozmawiali, ale czułam się okropnie ze świadomością, że jestem tematem ich rozmowy.   

     W końcu Louis i trójka policjantów podeszli do mnie.   

     - To jest Charlotte Bergeon. - Louis przedstawił mnie policjantom. - A to jest Ben Smith - powiedział wskazując na najwyższego z policjantów i zarazem chyba najstarszego. - Ten w środku to Jhon Rose i Albert Hudson. Wejdziemy na piętro - to Louis powiedział do mnie, a ja cieszyłam się, że znowu zyskałam jego uwagę.   

     Weszliśmy po schodach z powrotem na piętro, później zaprowadziłam policjantów do apartamentu dwieście trzy.   

     - Proszę nam opowiedzieć jak to było - poprosił Ben spokojnym, wręcz pokrzepiającym głosem.    

     Miał na nosie okulary a nad ustami, nieco siwy już wąsik. Na jego mundurze dumnie spoczywała srebrna odznaka. W ręku trzymał dyktafon i czekał, aż rozpocznę zeznania. Strasznie się bałam, ale czego?   

     - No więc... - zaczęłam słabym głosem, więc odchrząknęłam i starałam się mówić dalej. - Poszłam na piętro, znalazłam drzwi do swojego apartamentu. W drzwiach był już jakiś kluczyk, więc weszłam do środka. Zapaliłam światło i zapytałam czy ktoś jest w pokoju. Nikogo nie było, ale drzwi na balkon były otwarte, więc podeszłam je zamknąć. I wtedy zobaczyłam ciało.   

     Policjanci przeszli przez pokój pod drzwi balkonowe, zupełnie mnie olewając. Wszyscy troje w tym samym momencie zobaczyli zwłoki. Ben przyklęknął przy nich i zaczął je oglądać, Jhon zrobił się okropnie blady. Czuję, że zostanie policjantem nie było jego priorytetem. Miałam wrażenie, że to jego pierwsza poważna sprawa. Nie zdziwiłoby to mnie, bo chłopak wyglądał na młodego, więc pewnie miał krótki starz. Albert zaczął się rozglądać po pokoju i oglądał uważnie drzwi balkonowe.    

     Po chwili stanęli razem, wymienili spostrzeżenia i podeszli do mnie i Louisa. Opowiedzieli nam okrojoną wersję wydarzeń. Widocznie uznali, że nie trzeba nam zdradzać za wielu szczegółów. Tak właśnie policja traktuje cywilów. Przewróciłam oczami na tę myśl.   

     - Jutro przyjedzie tu ktoś aby zabezpieczyć ślady i poszukać odcisków, a za chwilę zabiorą zwłoki - oznajmił Ben i zwrócił się bezpośrednio do mnie. - Proszę podać mi swój numer telefonu i prosiłbym aby pani nie wyjeżdżała ze stanu. Wezwiemy panią na spisanie zeznań. 

Czarna OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz