#6

219 16 7
                                    

Dlaczego ja zawsze muszę być taki głupi?! Jak mogłem się nie domyślić?!

Uciekła... Super. Mogę śmiało powiedzieć, że przyczyniłem się do śmierci młodej dziewczyny z depresją. RANNEJ I CHOREJ dziewczyny.

*Perspektywa Angeliki*

Wyjęłam z kieszeni tabletki nasenne. Robiłam to pierwszy raz bez żadnego picia. Wysypałam sporą ilość na rękę i połknęłam, nie myśląc o konsekwencjach. Nareszcie będą mieli spokój: wszyscy. Włącznie ze mną..

Przytrzymałam się klamki. Zakręciło mi się w głowie i straciłam czucie w zranionej nodze. Po chwili jednak przeszło, a ja poczułam potworny ból, jakby ktoś włożył w środek rany rozgrzane żelazo, rób coś równie gorącego. Nogę uniosłam lekko do góry, żeby dodatkowo jej nie obciążać., jednak to nie pomogło. Ból się nasilał i w końcu (nie wiem dlaczego) krzyknęłam: ,,Pomocy!". Mój krzyk był cichy, ale być może ktoś go usłyszy.

Usłyszałam trzask szła i nic już nie widziałam.

*Perspektywa Remka*

Upuściłem szklankę z herbatą... Jednak nie uciekła, nie zdążyła. Coś jej nie pykło...

Szybko pobiegłem do holu, bo stamtąd dobiegał krzyk. Zobaczyłem dziewczynę, która jeszcze przed chwilą siedziała na mojej kanapie. Teraz zasypiała na podłodze. Z jej rannej nogi płynęła ropa połączona krwią... Skrzywiłem się na ten widok. Żal mi było dziewczyny, a ból musiał być potworny. Podbiegłem do niej i uklęknąłem przy jej głowie. Pochyliłem się nad nią i upewniłem się, że oddycha.  Delikatnie uniosłem ją do góry, podłożyłem pod nią ręce i zacząłem powoli wstawać. Jest taka lekka... 

W pewnym momencie usłyszałem dźwięk, tak jakby dziewczyna coś upuściła. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem jakieś opakowanie. Zaniosłem dziewczynę do pokoju, delikatnie ułożyłem ją na kanapie i wróciłem do pokoju sprawdzić zawartość opakowania.

Ukucnąłem i podniosłem pudełko do góry ,,Tabletki nasenne"

Kurwa, niedobrze. Co jej odwaliło?! Potrząsnąłem opakowaniem. Pusto...

Szybko się ogarnąłem: jeśli chcę uratować jej życie, muszę jak najszybciej zadzwonić po pogotowie. Tylko... no właśnie. Na pewno zauważą ślady po żyletkach i ranę na nodze. Będą ją straszyć zagrożeniem ciąży i psychologiem. Będą ją męczyć, wypytywać. Nie mogę na to pozwolić. I tak jest mocno zestresowana.

Wróciłem do pokoju. Muszę sam jakoś uratować jej życie. Kiedy ona to wzięła? Jakieś 5 minut temu. Może jeszcze zdążę coś wykombinować.

Szybko pobiegłem do kuchni i wysypałem na blat wszystkie moje "leki". Kiedyś miałem tabletki, które wywoływały wymioty. Może to pomoże?

Szukałem, szukałem, i w końcu znalazłem: ostatnia tabletka. 

Upewniłem się, że to właściwa tabletka i pobiegłem do pokoju. Po drodze wziąłem jeszcze stającą na komodzie butelkę z wodą...

-Masz, połknij to - podałem jej tabletkę i wodę. Nigdy jeszcze na nikim mi tak nie zależało...

-Co to jest?

-Nie pytaj, tylko jedz! - krzyknąłem.

Niepewna połknęła tabletkę. Popiła wszystko wodą. Zrobiła się blada, energia momentalnie jej wróciła. Wydukała tylko: ,,Gdzie jest toaleta?"

-Tam - wskazałem palcem lekko się uśmiechając. Mój plan podziałał.

Dziewczyna pobiegła do toalety. Mam nadzieję, że tabletki się nie rozpuściły...

10 minut później

Wyszła z toalety białą jak ściana. Zacząłem się martwić, czy takie mieszanie nie zaszkodzi dziecku.

-Wszystko okej? - spytałem z troską w głosie.

-Chyba tak - odpowiedziała i zemdlała.

Hej!

Dzisiaj kolejny rozdzialik ;)

Jak Wam się podoba? Widzę, że 5 Was ucieszył :D 

Dziękuję za kolejne głosy i komentarze. Jesteście wielką motywacją! :)

Ja spadam tworzyć, cześć :D




REZIsz mnie... [Wracamy do żywych!]Where stories live. Discover now