#7

195 14 4
                                    

*Perspektywa Angeliki*

Jakiś czas później...

Obudziłam się na kanapie. Próbowałam wstać, żeby zobaczyć, gdzie jestem, ale nie miałam siły się podnieść. Bardzo bolała mnie głowa i noga. W pewnym momencie usłyszałam głos chłopaka:

-Hej. Nareszcie się obudziłaś.

Głos był miły i... ciepły. Nigdy wcześniej nie słyszałam tak przyjaznego głosu, miałam ochotę słuchać go godzinami. 

-Jak widać... - odparłam i się uśmiechnęłam.

-Widzę, że humorek dopisuje - zaśmiał się

-Tak. Ile już tutaj leżę? Wszystko pamiętam, ale całkowicie straciłam rachubę czasu.

-4 dni - odpowiedział zatroskany chłopak.

Spojrzałam na niego. Jest cholernie przystojny i taki... inny.  Pogodny i wesoły. Wie o moich ranach.

-Co będzie z tą nogą? - spytałam, kierując wzrok na wyżej położoną, ranną nogę.

-Yyy.... nie chcę Cię straszyć, ale powinienem to odkazić i zaszyć. Niestety nie mam tabletek przeciwbólowych, ty zapewne też nie... - odparł smutny.

-Niestety...

-Zgadzasz się? Stan nogi się pogarsza, coraz częściej z rany płyną dziwne substancje, których nawet ja nie znam. Mój ojciec był lekarzem, czegoś tam mnie nauczył. Jeśli nie pozwolisz mi opatrzyć rany będę musiał zadzwonić na pogotowie, a to...

Nie dałam mu dokończyć.

-Tak, tak. Wiem. Zagrożenie ciąży, psycholog, powiadomienie znajomych. Wcale nie chcę ich widzieć. Na początku, w lesie, bardzo za nimi tęskniłam. Nie wiem, co się wtedy ze mną działo. Przecież mojej mamy przez 2/3 roku nie ma w domu, a jak już jest nie ma dla mnie czasu, a tata jest uzależniony od alkoholu i tylko mnie bije i poniża. Mimo, iż mam 19 lat nie potrafię się przed nim obronić... Kiedy jest schlany nawet matka ucieka z domu. Nie są idealnymi rodzicami, ba, nie są rodzicami w ogóle. Nie nadają się na nich! - trochę się zdenerwowałam i poczułam ukłucie w brzuchu.

-Hej! Spokojnie... Nie możesz się denerwować... - odparł zaniepokojony. Ukucnął obok mnie i okrył mnie szczelniej kocem. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Jego uśmiech jest taki... cudowny. A jego spojrzenie takie... z jednej strony pełne smutku, z drugiej żalu. 

Kiedy mnie przykrywał zauważyłam jego poranione nadgarstki. On też... W takim razie witaj Angela wśród swoich! O jezuuu o czym ja myślę? Przecież powinnam teraz odpoczywać i się martwić o życie moje i dziecka, a nie robić sobie jakieś żarty...  

-Dobrze, dobrze. W takim razie: zgadzam się. 

-Okej, jak mam na Ciebie mówić?

-Mam na imię Angelika, ale może być Angela - powiedziałam. - A ty?

-Remigiusz, ale wolę Remek - zaśmiał się.

-Dobrze, panie Remku, proszę przystąpić do operacji. Chcę mieć to już za sobą.

-Odpocznij jeszcze chwilę, a ja pójdę po apteczkę i potrzebne rzeczy.

*Perspektywa Remka*

Boję się, że nie wytrzyma bólu. Sam nie chciałbym, żeby ktoś operował mnie na żywo. Ale cóż... skoro woli domowe sposoby niż pogotowie, okej.

Poszukałem jodyny, wacików, wody utlenionej, igły, nitki i bandaża oraz porządnych rękawiczek, żeby nie zabrudzić rany.

*5 minut później*

Dobra, wszystko znalazłem. Wyszedłem z kuchni, a kiedy wszedłem do salonu uśmiechnąłem się. Angela leży na kanapie i śpi. Jest taka piękna... 

Odłożyłem wszystko na stolik i podszedłem do niej.

-Nawet nie masz pojęcia, jak mi na tobie zależy... - powiedziałem i pocałowałem ją w policzek.


Hej!

Kolejny rozdział. Chyba nadrobiłam braki, c'nie? 

Być może jeszcze dzisiaj kolejny, ale nic nie obiecuję ;) Mam dużo zadania i nauki :D

Trzymajcie kciuki, jak się odkopię z książek to wrzucę kolejny rozdział :)
Komentujcie i gwiazdkujcie :*

Kocham Was! 



REZIsz mnie... [Wracamy do żywych!]Where stories live. Discover now