#10

206 12 2
                                    

*Perspektywa Remka*

Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Boże... jakie to było cudowne uczucie (<3) 

Zupełnie siebie nie poznaję... Przecież dopiero byłem załamany, wmawiałem sobie, że już żadnej dziewczyny więcej, że nigdy nie będę szczęśliwy, nigdy się nie ożenię, nigdy nie będę miał dzieci, ani nic z tych rzeczy. Oczywiście nie mówię, że poślubię Angelę, ale wszystko się może zdarzyć...

Po chwili przypomniałem sobie coś, co całkowicie popsuło mi humor... Angelika chyba domyśliła się, o co chodzi bo powiedziała:

-Wiem, nie możemy zwlekać. Idź po potrzebne rzeczy i do dzieła - uśmiechnęła się smutno.

-Okej

Wstałem z kanapy i podszedłem do stolika, na którym wcześniej zostawiłem opatrunek i "narzędzia zbrodni".

-Mogę przenieść Cię na stół do kuchni? Będzie nam wygodnie.

-Jasne, ale myślę, że poradzę sobie sama.

-Spoko, jak uważasz.

*Perspektywa Angeliki*

Wstałam powoli z kanapy. Na te kilka minut zapomniałam o bólu, ale teraz wrócił i to z podwójną siłą. Może jednak nie dam sobie rady?

-Możesz mnie asekurować? - spytałam i spojrzałam na chłopaka.

-Oczywiście, księżniczko - zaśmiał się i puścił do mnie oczko.

-Dzięki

Już prawie dotarliśmy do kuchni, kiedy przez nogę przeszła fala bólu. Tak mocna, że nie potrafiłam ustać już na nogach. Upadłam. A nie, sorry. UpadłaBYM, gdyby nie Remek, który mocno złapał mnie w pasie i wziął na ręce.

-Pozwolisz, że Cię poniosę, chociaż te kilka metrów.

Pytanie retoryczne...

Nie odpowiedziałam, tylko cmoknęłam go w policzek.

-A za co to? - spytał zaskoczony.

-Y....  bez okazji?

Nawet nie zauważyłam, kiedy weszliśmy do kuchni i Remek położył mnie delikatnie na stole.

-Wygodnie? Będę Cię "operował" godzinę, lub nawet dłużej. Nie będziesz mogła się ruszać...

Teraz się zaniepokoiłam. Wytrzymam? Przecież dziecku może się coś stać... To już 5 miesiąc Godzina, albo dłużej? Poza tym przestraszyła mnie wizja, że ponad godzinę nie będę mogła się ruszać. Jestem strasznie ruchliwa, nie umiem usiedzieć na miejscu. A jak już muszę, macham nogami... No cóż... Life is Brutal... 

Chłopak powiedział, żebym się odwróciła. Lepiej, żebym na to nie patrzyła. Ale nie jestem takim mięczakiem. 

-Nie, chętnie popatrzę - zaśmiałam się ironicznie. Chyba stres wziął nade mną górę i zaczęło mnie bawić wszystko, co mnie otacza. Dostałam głupawki.

-Angela, uspokój się i odwróć głowę! - krzyknął. Chwycił mnie za ramiona i delikatnie potrząsnął. - Ogar, dziewczyno!

-Okej, okej. Rób, co masz robić. A ja będę już grzeczna.

-Dziękuję...

Odwróciłam się.

*Perspektywa Remka*

Okej... Muszę jakoś zacząć. Przeanalizowałem dokładnie wszystko co i jak i wlałem do środka rany jodynę.

Dziewczyna krzyknęła z bólu. Widziałem, że nie potrafi wytrzymać. Rana zaczęła się pienić. Naturalna reakcja... 

Angela odwróciła się, zerknęła szybko na ranę. Zrobiła się blada jak ściana, uniosła lekko głowę i spojrzała mi w oczy wzrokiem który mówił ,,Zrób coś, to boli!"

Niestety już zacząłem i chociaż chcę nie potrafię teraz wcisnąć pauzy.

Angela z powrotem odwróciła głowę. Widziałem, jak zaciska ręce na krawędzi stołu. Boże, pomóż jej. Tak strasznie mi jej szkoda...

Hej!

Mówiłam, że rozdział będzie dłuższy. Nie wiem, czy się do takowych zalicza, ale w każdym razie nie jest krótki. Mam nadzieję, że się Wam podoba.

KRÓTKIE INFO!

Zadałam ostatnio pytanie odnośnie tego, czy Angela ma stracić to dziecko, czy też je urodzić. Ja już postanowiłam, dowiecie się wszystkiego w kolejnych rozdziałach. Mam nadzieję, że nie uraziłam osób, które chciały inaczej. Jeśli tak, przepraszam :*



REZIsz mnie... [Wracamy do żywych!]Where stories live. Discover now