4.4K 516 119
                                    

·٠•● Rozdział ② ●•٠

Tak jak Sherlock telepatycznie obiecał, wrócił do domu dopiero następnego dnia.
Nie spieszyło mu się. Szedł powolnym krokiem obserwując coraz mocniejsze promienie słońca zmieniające kolor budynków i... Obserwował ludzi. Większość spieszyła się do pracy, której nienawidzili chociaż jeden mężczyzna był wyjątkowym przypadkiem. Spieszył się do swojej żony mając nadzieję że ta nie odkryje jego niewierności.
Chociaż nie. To nadal był nudny, irytująco normalny przypadek.
Sherlock nie mógł nic na to poradzić. Ludzie zdawali się być schematyczni, przewidywalni. Nie było w nich nic ciekawego.

Otworzył wejściowe drzwi od swojego domu, po czym wkroczył do przedpokoju. Głuche echo odbiło się od ścian, kiedy przeciąg zatrzasnął drzwi. Być może Sherlock się wzdrygnął ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
- Sherlock - powiedział sztucznie miły głos. Chłopak spojrzał na opierającą się o futrynę kobietę w wąskiej sukience, która podkreślała jej kształty i szczupłą talię. Uczesana były w wysokiego koka i jak zwykle miała na sobie buty na wysokim obcasie. Sherlock wiedział, że jego matka nienawidziła tego, że ubierała się każdego dnia w coraz to lepszą, elegancką kreację, a łapcie cały ten efekt by popsuły.
- Tak mi dałaś na imię - stwierdził, zdejmując płaszcz.
- Tak dałam ci na drugie imię. Nie rozumiem, czemu nie lubisz imienia "William" - przyznała niby wesoło niby nie. Sherlock wiedział co to oznacza. Kobieta próbowała uciszyć swoją irytację, która mówiła jej: Powiedz mu. Powiedz mu o tym co w tej chwili o nim myślisz, by czuł się choć troszkę tak samo źle jak ty. - Spóźniłeś się na śniadanie.
- Obawiam się, że tak właśnie się stało - odpowiedział, po czym przeszedł obok kobiety, by wyjść na dużych rozmiarów korytarz, prowadzący do ogromnego salonu, po bokach znajdowały się kuchnia i łazienka, a po środku salonu znajdowały się mocne drewniane schody, które idealnie wypełniały przestrzeń. Mieszkanie było urządzone w stonowanych kolorach, takie jak beż, brudny róż, biały, szary oraz kremowy.

Sherlock nawet nie musiał patrzeć na matkę, by czuć jej białą furią. W głowie zaczął obliczać czas. 5....4....3....2....1....0
- Williamie Sherlocku Scottcie Holmesie, proszę do mnie! - krzyknęła zanim ten zdążył postawić stopę na pierwszym stopniu schodów. Sherlock zgarbił się nieco, wewnętrznie irytując. Nie może tego pokazać, nie może pozwolić tej kobiecie wygrać. Wrócił do matki i spojrzał na jej chłodną twarz i spojrzenie ostrych, zielonych tęczówek.
- Zdawało mi się, czy mnie wołałaś? - spytał Sherlock z tępą miną. Tylko w rozmowie ze swoją matką udawał głupiego. To zazwyczaj doprowadzało ją do szału.
- Nie udawaj głupiego! Gdzie byłeś tej nocy!?

Pani Hudson otworzyła mu kluczem wolny pokój. Nigdy nie odmówiła Sherlockowi noclegu, zawsze znalazło się dla niego miejsce. Sherlock nadal nie rozumiał dlaczego. Dlaczego tutaj ucieka, dlaczego to tutaj czuje się dobrze i zawsze znajdzie się dla niego miejsce, kiedy reszta świata zdaje się go pozbyć.

Sherlock nie przebywał długo w przydzielonym mu pokoju. Zawsze wychodził z pomieszczenia, przechadzał się korytarzem i zaglądał do pokoi dzieciaków, których dobrze znał.
Tamtym razem zrobił tak samo. Wyszedł na zewnątrz i zajrzał do pierwszych znajomych mu drzwi.
- Ricky, czemu nie śpisz? - spytał Sherlock szeptem, wchodząc do środka i zamykając cicho drzwi za sobą.
- Ricky czyta książkę - odpowiedział chłopczyk mający 11 lat. Sherlock podszedł do blondyna i uśmiechnął się widząc działania matematyczne. Ricky był w tym niesamowicie dobry, pomimo autyzmu.
- A czy Ricky mógłby odłożyć to na później? Jest już późno, a nasz organizm potrzebuje snu - oznajmił, kucając przy jego łóżku.
- Sherlock też potrzebuje. - Sherlock roześmiał się.
- Obiecuję, że pójdę spać zaraz po tym jak Ricky zrobi to samo - odpowiedział, patrząc na smutniejącą twarz dziecka.
- Ale nie chcę! - podniósł głos. Sherlock nie zwrócił na to uwagi.
- Ja też, ale musimy pójść spać, bo jutro nie będziemy mieć siły. Ricky odda mi grzecznie książkę i pójdzie spać, ponieważ jest grzecznym chłopcem, prawda? - zapytał Sherlock, sięgając po książkę. Ricky przytulił ją do siebie, odsuwając się od ciemnowłosego. - Proszę, co mam zrobić, byś poszedł spać? - dodał po chwili, ignorując fakt, że Sherlock nie jest znany z próśb czy przeprosin.
- Sherlock nigdy nie przychodzi w dzień siódmy, chcę żeby jutro przyszedł - powiedział cicho, ściskając kołdrę.
- Nie mogę ci obiecać, że będę, ale postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy, by być - odpowiedział Sherlock, opierając policzek o swoją dłoń. Ricky wyciągnął rękę z książką w stronę Sherlocka i chociaż ten musiał ją praktycznie wyrwać, to obyło się bez krzyku. Sherlock odłożył podręcznik na komodę i zgasił lampkę.
- Dobranoc. - Po tym wyszedł i pokierował się na dalsze zwiady.

ⒹⓩⓘⓦⓐⓚOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz