3.5K 471 195
                                    

·٠•● Rozdział ⑥ ●•٠

Kiedy John szedł następnego dnia do pracy zastanawiał się nad powiedzeniem szefowi o Sherlocku. Mijając szkołę średnią, myślał nad tym czy to właśnie do tej chodzi genialny dzieciak, którego poznał zaledwie wczoraj. Przyglądał się budynkowi, zauważając, że był o wiele większy niż mu się wcześniej zdawało. Zmrużył oczy, by zobaczyć co dzieje się zaraz obok, przy solidnych murach edukacyjnej budowli. Czy chłopcy nie powinni być w środku i się uczyć?



John, zaniepokojony całą sytuacją podszedł bliżej. Miał się nie mieszać. Nawet to sobie obiecał, podchodząc bliżej. Złamał tą obietnicę, zaraz po tym, jak zobaczył, że ciemnowłosy chłopak kopał bezbronną osobę, która nawet się nie ruszała.
– Cholera, jebać to – mruknął, podbiegając do chłopaków. – Zostawcie go! – krzyknął. Kopiący chłopak odwrócił się do Johna z kpiną wyrysowaną na całej jego pięknej buźce.
– Bo co karzełku? – Chłopak podszedł do Johna z pewnością siebie. John nie wahał się, gdy wykonywał kolejne celne, uderzenia w stronę chłopaka. Kiedy jego grupa przyjaciół chciała mu pomóc, John z łatwością ich wszystkich znokautował. Pobiegli do szkoły z płaczem.
– Za około pięciu minut zjawi się tu nauczyciel. Jeśli Paul będzie przekonujący, może nawet dyrektor się pofatyguje – powiedział zduszony głos, który John rozpoznał by wszędzie. Z zszokowaną twarzą, John spojrzał na Sherlocka, od razu rozumiejąc skąd wczorajszy siniak...
– Kurwa, Sherlock – zaklął, podchodząc szybko do młodszego chłopaka. Jedyne co John mógł dostrzec przez swoją wściekłość to krew na jego bladej skórze. John delikatnie podniósł go do pozycji siedzącej. Chłopak syknął z bólu.
– Wiem, że boli, Sherlock, ale musisz wstać. Pojedziemy taksówką do szpitala.
– Nie jedziemy do szpitala... Jeśli rodzice się dowiedzą. – I przez krótki moment John mógł przysiąc, że zobaczył istną grozę w oczach Sherlocka.
– Jasne, szpital odpada, mój dom jest za daleko... To jak? Chcesz zobaczyć, gdzie pracuję?
– Trzeba było mnie tu zostawić – mruknął Sherlock.
– Cholera, Sherlock. Mogli cię zabić!
– O to właśnie chodzi... Kłopot z głowy. – John nie miał pojęcia jaki kłopot i z czyjej głowy. Wiedział jednak, że Sherlock Holmes jest rozbity w środku. Zastanawiał się kiedy się tak potłukł i ile osób brało w tym udział. Najważniejszym jednak pytaniem było jak posklejać szkło, zanim pokruszy się tak bardzo, że nie będzie można nic już zrobić. Jedynie wyrzucić, by nikt nie pokaleczył się odłamkami.
– Okay, na trzy spróbuj się podnieść – polecił John, pozostawiając wcześniejszą wypowiedź Sherlocka bez komentarza. W obecnej chwili nie było czasu na gadanie.                                           – Raz...Dwa...Trzy
Chłopak wstał z pomocą Johna, sycząc z bólu, pięść zaciskając na kurtce blondyna.
– Więc... Lubisz swoją pracę, John? – zapytał Sherlock konwersacyjnym tonem. John zmarszczył brwi. – Nieodpowiedni moment?
– Ta... Trochę nieodpowiedni, zgadza się – odpowiedział John. Sherlock zamilknął.


***


– Spóźniłeś się – zaczął Angelo, ucinając, gdy zobaczył kogo John niesie. – Och, na litość boską, co się stało?
– Długa historia – stwierdził John.
– Właściwie to nie – mruknął Sherlock, zgięty w pół. Podniósł głowę i spojrzał na Angela z uśmiechem. Pamiętał go. – Wyszedłeś z więzienia, ale zatrzymałeś skradzione auto, wmawiając policji, że je sprzedałeś. Sprytnie – dodał, ledwo mówiąc.
– To ty! – krzyknął Angelo rozradowany. – Urosłeś! – zauważył z uśmiechem. Był niczym ten dobry wujek, który dawno nie widział swojego siostrzeńca.
– Odstawmy rozmowę na później – zaproponował blondyn czując niemałą ulgę, gdy Angelo wpuścił go na zaplecze i przyniósł apteczkę.

– Sherlock, ta rana potrzebuje szycia, ale nie mam znieczulenia – stwierdził John, patrząc na rozciętą skórę na ręku Sherlocka.
– A umiesz przynajmniej szyć? – spytał chłopak ironicznie, przymykając oczy.
– W teorii tak – odpowiedział John.
– Co za ulga – burknął szatyn.

ⒹⓩⓘⓦⓐⓚOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz