3.3K 484 275
                                    

·٠•● Rozdział ⑦ ●•٠

Sherlock nie powinien wpuszczać Johna tak blisko, pokazując mu niemal każdą słabość, ale ciągle mówił sobie, że to tylko po to, by nie iść do tego pieprzonego internatu. Kiedy John usiadł obok niego i wsunął palce w jego loki, nie mógł się oprzeć delikatnemu dotyku. Właściwie nie pamiętał kiedy ktoś obchodził się z nim tak delikatnie. Matka trzymała się raczej daleko, mocny uścisk ojca wcale nie sprawiał, że czuł się bezpiecznie, Mycroft unikał kontaktu fizycznego z kimkolwiek, a reszta... Cóż... Cynthia nie naruszała zbytnio jego prywatności, czasem jedynie subtelny dotyk, pani Hudson lubiła go czasem przytulić, a Ricky mający stalowy uścisk nie wiedział jak się zachować ze względu na swoją przypadłość.

I pojawił się John.

John.

Chłopak o imieniu tak pospolitym, że Sherlock, pomimo małej ilości znajomych znał kilkunastu.

Blondyn.

Jego włosy były jasnego blondu, który lekko wpadał w kolor platynowy. Nieco rozrzucone i nierówno przycięte.

Niebieskie oczy.

Niebieskie oczy, wyglądające jak spokojny ocean. Sherlock będąc małym dzieckiem, marzył o byciu piratem, o sterowaniu wielkim statkiem pirackim po ogromnej, otwartej wodzie. Przeszło mu przez myśl, że być może mógłby spokojnie dryfować, patrząc na oczy chłopaka.

Uśmiech.

Rzadko kiedy Sherlock widział Johna bez uśmiechu. Nie ważne czy na niego spojrzałeś czy nie. John był uśmiechnięty. Czasami był to smutny, empatyczny uśmiech, czasami ten pozytywny i promienny, a niekiedy ten kompletnie głupi uśmiech, kiedy coś go rozbawiło.


John delikatnie przejeżdżał dłonią po włosach chłopaka, a tego co chwilę przechodziły miłe dreszcze. Czuł się bezpiecznie, mimo tego, że po głowie krążyło mu mnóstwo czarnych scenariuszy.


Ludzie odchodzą. John odejdzie, nie odwracając się nawet za Sherlockiem. A Sherlock nie mógł pozwolić na to, by w jakikolwiek sposób to na niego wpłynęło, czy zabolało.

Trzask drzwi, dłoń Johna zatrzymuła się we włosach Sherlocka, a ten miał ochotę poprosić, by zaczął z powrotem delikatnie przeczesywać jego włosy. W końcu mogą tu posiedzieć trochę dłużej. Jego matka ich tu nie znajdzie. Nie może ich tu znaleźć. Nigdy.


Ale Sherlock nie może zamieszkać w szafie z Johnem. No ogólnie nie może zamieszkać w szafie. To nie tak, że chciałby zamieszkać z Johnem... No bo przecież znają się dopiero dwa dni. Jeszcze tylko kolejne dwa dni i blondyn odejdzie. Po co miałby zostawać?


- Sherlock, pójdę, ty odpoczywaj - poprosił John, ale tym razem Sherlock nie mógł nie zaprotestować. Zatrzymał Johna gestem ręki i z kwaśną miną, powoli wstał z podłogi. Bolało, a on ugryzł policzki od środka i wyszedł z szafy, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak idiotyczne i dziecinne było leżenie tam. Blondyn wstał zaraz za nim, ale Sherlock nie pozwolił wyjść mu z pokoju.
- John, nie róbmy z tego wielkiego widowiska. Po prostu poczekaj tu - powiedział Sherlock, wychodząc z pokoju i przymykając za sobą lekko drzwi, zostawiając lekko zdezorientowanego blondyna, który zdążył już ułożyć w głowie milion wersji tego jak może przebiec jego rozmowa z matką Holmes.



Sherlock wyszedł z pokoju i czekał, aż matka wejdzie na górę. Kiedy tylko pojawiła się na schodach, Sherlock wstrzymał oddech, w środku był kłębkiem nerwów, a kostki u stóp piekły go niemiłosiernie, po ostatniej sytuacji, kiedy nie mógł poradzić sobie z emocjami.


ⒹⓩⓘⓦⓐⓚOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz