3.5K 429 273
                                    

·٠•● Rozdział ⑧ ●•٠ 

John wrócił do domu po dwudziestej.

– Zrozumiałeś, że marnujesz życie, więc wybrałeś się na imprezę? – zapytała Harriet, popijając przez słomkę wiśniowy soczek.
– Nie – zaśmiał się John. Z kuchni dochodziły rozmowy ich rodziców. Harriet pociągnęła go za rękę i wepchnęła do swojego pokoju, sadzając Johna na łóżku.
– Jakbym miała lampkę to zaświeciłabym ją... Byłoby jak na tych wszystkich przesłuchaniach – stwierdziła rozbawiając tym samym brata.
– Dasz radę bez tego – powiedział pewnie blondyn, patrząc jak Harriet siada w swoim fotelu, zakładając nogę na nogę.
– Oczywiście, że dam – potwierdziła z uśmiechem. – Gdzie ostatnio znikasz?
– To dosyć długa historia.
– Ugh! Gadasz jak na tych wszystkich filmach, ostatecznie i tak opowiadają tą niesamowicie długą historię, bo druga postać mówi, że mają czas! Albo im ktoś przeszkadza. No dawaj – pogoniła go dziewczyna z ciekawością w oczach.
– A więc poznałem kogoś-
– AHA! Jak ma na imię? – zapytała ze świecącymi oczami.
– Sherlock – odpowiedział szczerze.
– Wow... Ciekawe imię... Trochę dziwne, ale przynajmniej nie nazywa się Cece. – John spojrzał na nią ze zdziwieniem, cofając głowę w tył, przez co zrobił mu się drugi podbródek. Harriet zaśmiała się. – Tak, takie imię istnieje. Ile ma lat?
– Szesnaście. – Harry wybałuszyła oczy.
– I jest stabilna emocjonalnie!? Słuchaj John. Uważam, że odpowiednia dziewczyna to-
– Sherlock to chłopak. – No i masz babo placek, dziewczyna spadła z fotela, chcąc szybko wstać.
– Chłopak – zaśmiała się dziewczyna, leżąc na dywanie. – O kurwa mać, chłopak!
– Nie przeklinaj – poprosił John ze skrzywieniem na twarzy. – O co ci chodzi z tym chłopakiem? Poznałem go niedawno i myślę, że fajnie byłoby się z kimś przyjaźnić.
– Tak, tak jasne – powiedziała ironicznie, wstając z podłogi i siadając obok Johna. – Czemu nie?? Opowiedz jaki jest.
– Użyłbym słowa wyjątkowy-
– Oczywiście, skoro chciałbyś się z nim przyjaźnić to na pewno jest – stwierdziła pozytywnie. John zignorował jej nacisk na słowo "przyjaźnić".
– Nie przerywaj. A więc... Jest geniuszem i jest w cholerę bogaty, ale o tym dowiedziałem się troszkę później. Ma – Czy powinien jej mówić o problemach, które nawet nie są jego? – problemy rodzinne... Myślę, że jest dosyć skrzywdzony w środku.
– John... Nie musisz mówić o czymś, o czym nie możesz... Jak wygląda? – zapytała, zmieniając temat. Doskonale widziała to, że jej brat nie czuł się komfortowo mówiąc o sytuacji Sherlocka. To było widać w jego oczach, które uciekały z jednego miejsca na drugie.
– Wygląda jak... Gdyby przeszedł obok ciebie, nie byłoby opcji byś się za nim nie odwróciła. Ma jasną cerę, pełne usta, niebieskie, lodowate oczy, chociaż jeśli się przyjrzysz dostrzeżesz ciepło, a czasem odcień zieleni. Ma czarne włosy, loki! I kilka piegów na obojczyku – odpowiedział, starając się nie opisywać zbyt... Szczegółowo?
– Piegi na obojczykach... Wpadłeś John – powiedziała śmiejąc się, a John kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi zmarszczył nos.




〤〤〤




Sherlock nie ruszał się z łóżka, gdy John wyszedł. Leżał. Został w łóżku niemal do końca dnia, bez jedzenia ani picia... Nie poszedł do Cynthi, właściwie nie chciał do niej iść. Musiałby po raz kolejny założyć swoją maskę. Przyjaźń z tą dziewczyną to dla niego niesamowita presja, ponieważ nie mógł jej zawieść, musiał być tą idealną osobą, tym charakterem, który sobie wymyślił. Musiał być odważny, uszczypliwy, śmieszny, musiał być kimś kim nie jest. Nie był odważny, nie był też śmieszny, był w jakiś sposób okropnie nudny. Oczywiście, jakby inaczej.



Podciągnął nogawkę i zaczął drapać się po jeszcze nie zagojonych bliznach i ranach. To tak jakby coś go zjadało od środka, albo nie. To tak jakby coś go ciągnęło w stronę ciemności, tyle, że Sherlock nie bał się ciemności, więc to nie jest ciemność, tam jest coś innego. Być może tam jest on sam, bez masek. Słaby, tchórzliwy Sherlock. Czuł się jakby żył podwójnie. Jedno życie było pod publikę, a drugie... Drugie to kiedy nikt go nie widział, ciemność panująca w jego pokoju, a on leżał przykuty do łóżka z mokrą od łez poduszką. Nie był pewien czy nawet Mycroft zdawał sobie sprawę z tego jakiego miał brata, jakim wrakiem i nic nie wartym człowiekiem był. Sherlock nie rozumiał czemu się tak czuł. Nie chciał się tak czuć. Chciał być Sherlockiem Holmesem, do cholery. Nerwy ze stali, lodowate oczy, odwaga... Może rzeczywiście nim był... Przez chwilę.



ⒹⓩⓘⓦⓐⓚOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz