Rozdział 2

9.9K 563 141
                                    


Ten niesamowity błysk w jego oku, to musi być on. Niestety czas się skończył i był nakaz powrotu do siebie. Z wielką niechęcią wróciłem do pokoju, jak mi kazano. Słyszałem jednak, że rozmawia z kierowniczką. Ciekawe tylko o czym.

Popędzany przez resztę nie mogłem jednak zostać i posłuchać. Nie, jeśli on teraz pójdzie to raczej jutro nie przyjdzie a ja... chciałbym być z nim... Całą drogę do miejsca mojego pobytu rozmyślałem o nim, o moim mate, którego w sumie zobaczyłem przez przypadek. Tym razem nie wyrżnąłem w drzwi, jak poprzednim razem. Ucieszyło mnie to w sumie, nie będę dokładał roboty kierowniczce jutro, a siniak prawdopodobnie już zblednie i będzie mało widoczny.

Pierwsze, co zrobiłem po wejściu do pokoju to przebranie się w coś wygodniejszego. Cały czas noszenie niewygodnych ciuchów sprzedażowych jest uporczywe, więc założyłem jakąś luźną koszulkę, na to bluzę, oczywiście czarną z czerwonym  napisem  Whatever, moją ulubioną. Gdybym się na tym znał, to jeszcze powiedziałbym jaki krój, ale jakoś pewnie mało to kogokolwiek obchodzi. Jakieś luźne spodnie, ale nie dresy. Zadowolony, że w końcu zmieniłem swoje odzienie położyłem się na łóżku wzdychając. Niestety moje myśli znów poleciały do szatyna. Mimo, że próbowałem o nim nie myśleć, cały czas to robiłem. Z plątaniny myśli wyrwało mnie pukanie do drzwi. Leniwie wstałem, i powoli je otworzyłem.

-Boże- powiedziałem, widząc kto za nimi stoi i je czym prędzej zamknąłem.

-Bogiem jeszcze nie jestem. -zapytał zza nich -Nie wpuścisz mnie?

-N-nie masz prawa tu b-być- trochę zacząłem się jąkać, co nie zdarzało mi się tak jakby od... nigdy.

-To czemu tu jestem?-dalej stał pod drzwiami.

-Sam powinieneś wiedzieć- powiedziałem uspakajając się- kto cię wpuścił do tej części budynku?

-Ja sam.

-Będziesz mieć kłopoty jak cię ktoś tu zobaczy.

-To może otworzysz drzwi?

Po chwili wahania to uczyniłem. On pewnym krokiem wszedł, zamykając drzwi za sobą. Uśmiechnął się do mnie, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jego ust.

Mimo wszystko się cofnąłem w głąb pomieszczenia, nie wiedziałem jakie ma zamiary. Alfa to alfa, z początku się im nie ufa.

-Więc co tu robisz?- spytałem z nadzieją na odpowiedź.

-Hmm... tak właściwie to nie wiem, chciałem cię zobaczyć i tyle.

-Więc zobaczyłeś, idź już stąd- prawie że syknąłem.

-Co ty taki nie miły? Ja szukam innego omegi, bez charakterku.

Auć, czyli mój mate mnie nie chce.. zabolało.
-To se szukaj- powiedziałem jednak z delikatnie wrogim nastawieniem.

Niespodziewanie objął mnie. Nie zdążyłem się cofnąć, będąc między ciepłymi ramionami. Czułem ciepło w całym ciele.

-Nie, za leniwy jestem.

-t..twój problem, puszczaj...-po kilku chwilach próby ucieczki, na którą on nie pozwalał, poddałem się. To było w końcu bez sensu, i tak jest silniejszy ode mnie.

-Czy marzeniem omegi nie jest znalezienie tego jedynego?

Spośród kilku odpowiedzi, które pojawiły się w mojej głowie stwierdziłem, że milczenie jest najlepszą opcją.

-Tak też myślałem. - odpowiedział krótko, biorąc mnie na ręce i zanosząc na łóżko.

-Tak, czyli jak?- spytałem bez sensu.

Dziękuje, że mnie kupiłeś |abo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz