Było już grubo po północy, a my dalej byliśmy w tym samym pokoju. Ja nie spałem, odczuwając skutki pobudzenia kofeiną. Zaś Blase był pogrążony we śnie, mrucząc słabo wyraźne wyrazy. Zrozumiałem z nich tylko dwa przepraszam i wróć. Nie rozumiałem o co mu chodziło, lecz przypomniał mi o wiadomości do mnie. Praktycznie już o niej zapomniałem.
Powędrowałem do pokoju, by ją odnaleźć. Po dłuższej chwili znalazłem ją w jednej z kieszeni w walizce. Otworzyłem kopertę i ponownie przeczytałem. Znów w oczach stanęły mi łzy z niewiadomego powodu. Ocierałem je rękawem bluzy, starając się nie wybuchając płaczem. Odłożyłem go szybko na szafkę nocną, podejmując próby szybkiego zaśnięcia.
Nagle się zerwałem, chowając list do jednej z kieszeni bluzy. Nie chciałem, by Blase go przypadkiem znalazł.
Po porannym ogarnięciu, zszedłem po schodach do chłopaka. Już nie spał, ale z tego co widziałem bolały go plecy. No nie dziwię się zbytnio, po przespaniu nocy na kanapie. On nie jest przyzwyczajony do takich mało wygodnych rzeczy. Trochę mnie to w sumie rozbawiło. Ja bym nie miał problemów ze spaniem na tej kanapie. Moim zdaniem była wygodniejsza od mojego łóżka w sierocińcu.
Wspólnie wzięliśmy się za przygotowywanie śniadania. Ja byłem odpowiedzialny za kanapki, on za kawę. W końcu i tak wyszło na to, że to on je zrobił. Nie moja wina, że przez przypadek przeciąłem sobie palec i teraz mnie bolał oraz krwawił. Blase, gdy skończył bawić się z jedzeniem, zaciągnął mnie do swojej małej apteczki. Ostrożnie ucałował ranę, przystępując następnie do jej dezynfekcji. Przesadzał jak zwykle, bo rana miała tak z centymetr. Po naklejeniu słodkiego plastra z pingwinkami, ujął moją twarz w dłonie i pocałował w usta. Byłem zdezorientowany, zawsze pytał się czy może, a teraz postąpił jak chciał. Ale w sumie mi to nie przeszkadzało. Nawet lubiłem gdy mnie całował... Tylko niekoniecznie z języczkiem... i sadzał na blacie... odepchnąłem go, czując rosnące podniecenie. Jednocześnie tego chciałem i nie, także wolałem zrezygnować, niż później żałować. A nie jestem pewny czy by na czymś więcej się nie skończyło.
-No kochanie, muszę przyznać, że coraz lepiej ci idzie. - uśmiechnął się, opierając głowę na moim barku.
Objąłem go ramionami, w sumie nie wiem po co. Prawdopodobnie nie miałem co zrobić z rękami. Na ten gest wsunął swoje ręce pod moją koszulkę, powolnymi ruchami przesuwając ręce na plecach. Tylko i wyłącznie nimi jeździł, nie próbując jej ze mnie ściągnąć. Do czasu...Na razie mu pozwalałem, ale gdyby spróbował zrobić coś więcej byłem gotów w każdej chwili go odepchnąć.
-Chciałbyś mieć dzieci? - zapytał nie przerywając czynności.
-Huh?- zdziwiło mnie to pytanie- n..nie myślałem o tym....
-Jak to nie? Taki duży dom, aż się prosi żeby go zapełnić .
Spojrzałem się na niego spode łba.
-Właśnie, po co Ci taki duży dom?
-Dla... dzieci i ciebie oczywiście - zastanowił się, a nie powinien...
Nie spodobało mi się jego zawahanie.
-Blase...- mógłbym się założyć, że kogoś miał przede mną, kupionego czy nie. Tylko mógłby nie kłamać...
-Co kochanie? - kochanie?
-.. nic, nie ważne- stwierdziłem po krótkiej chwili milczenia. Nie będę tworzył problemów gdzie ich nie ma...
-Ważne. - rzekł przenosząc ręce na moją talię.
-Nie ważne.
-Ej, ja tobie nic nie zrobię za to co powiesz. Także tego... możesz mówić
-Na prawdę nie ważne. I tak już zapomniałem co
chciałem powiedzieć- wymigałem się.
-Kochanie...
-tak?
-Mow
-...przecież to niemalże oczywiste, że byłeś z kimś wcześniej. Więc dlaczego nie powiedziałeś prawdy?
-Bo... - zawiesił się, spuszczając głowę. - chciałem o nim zapomnieć...
-Dobrze, rozumiem- uśmiechnąłem się lekko.
Uniósł twarz do góry patrząc na mnie z zdezorientowaniem. Próbował coś powiedzieć jednak, zaprzestał na otworzeniu buzi. Ręką zamknąłem mu ją, zastanawiając się, czemu niby się dziwi. Czyżby mój uśmiech był aż tak przekonujący? Chyba jednak nie, gdyż przytulił mnie mocno. Nie odzywał się nadal, mając wciąż zablokowane usta moją dłonią. Zabrałem więc rękę zastanawiając się, o ile mocniej by musiał mnie przytulić, by mnie udusić. Chyba niewiele. Przynajmniej poczułem się lepiej.
-Może i byłem w nim zakochany, ale teraz kocham tylko ciebie.
No to mnie pocieszył. To zdanie mi się wydaje można dodać do listy "czego nie mówić drugiej połówce". Albo to tylko moje odczucia. Chociaż myślę, że dla większości takie same jak moje. Mimowolnie nazbierała mi się nadmierna ilość wody w oczach. Pocieszyciel roku się znalazł. Pozbyłem się jej szybko mrugając. Nie popłaczę się bo się zacznie pytać dlaczego, a nie chce mi się tłumaczyć.
-Przepraszam Jeyden. No wiem nie jestem dobrym pocieszycielem, ani nikim. Przepraszam, że tobie kłamałem, mówiąc o tym domu. To on tak naprawdę mi pomagał go urządzać, twój ulubiony kocyk był jego ulubionym... tak bardzo go przypominasz.
-aha...- nie wiedziałem w sumie co na to odpowiedzieć.
NIezbyt mi się to co powiedział podobało... bo to znaczy że traktuje mnie jako zastępstwo. super. Nie zauważyłem kiedy łzy zaczęły mi wypływać spod zamkniętych powiek, dopóki szatyn nie zaczął ich ocierać.
-Bożesz, jak ja cię przepraszam.
Odepchnąłem go, wychodząc z pokoju, mówiąc "daj mi spokój".
Zatrzasnąłem się na klucz w pokoju. potrzebowałem chwili spokoju. Dłuższej. Bez tego idioty, który z każdą chwilą pogarsza sytuację. Przez to, co powiedział mam ochotę wyjść stąd i nie wracać... Skoro tak bardzo chce o tamtym zapomnieć czemu się po prostu nie wyprowadzi? Albo w ogóle czemu mnie kupił? Miałem rację, woląc zostać w sierocińcu. Ale z drugiej strony, jestem ciekawy jakie myśli i pragnienia nim kierowały...może jednak lepszym pomysłem będzie zacząć myśleć o czymś innym. Bo zaraz wyskoczę z okna.
Ciekawe, co by zrobił, gdybym to zrobił. Znalazłby kogoś innego? Wydaje mi się, że tak. Ale z drugiej strony, ja jestem jego przeznaczonym przez naturę i chyba można mieć tylko jednego... A do partnera więzi czuje się z podwojoną siła... Tak nam przynajmniej mówiono w sierocińcu. Mam nadzieję, że to prawda, i wszystko się jakoś ułoży...
Do pokoju zaczął mi się dobijać następnego dnia, gdy nie wychodziłem z pomieszczenia od tamtej sytuacji. Nawoływał mnie, ciągle przepraszając.
Nie byłem pewny, czy chciałem wychodzić. Miałem ochotę spędzić tu jeszcze jakiś czas. Długi. Tylko mój brzuch domagał się jedzenia, a gardło nawodnienia. Więc kiedy zamilkł odczekałem jeszcze chwilę i ostrożnie wyjrzałem za drzwi, sprawdzając, czy poszedł. Nie odszedł jakoś daleko, ale szedł w stronę łazienki, więc szybko przemknąłem po schodach na dół.
Siema!
W sumie nie będę pisać, że to kolejny rozdział, skoro widać, nie?
Mam za to szczerą nadzieję, że przypadł on Wam do gustu :D

CZYTASZ
Dziękuje, że mnie kupiłeś |abo|
Genç KurguSiedzimy zamknięci w sierocińcu. Obcy ludzie zastępują nam matki, wychowują nas na wzorowe żony, dają najpotrzebniejsze rzeczy... Całe poświęcenie tylko dla tego, aby później spodobać się temu ,,jedynemu". On daje określoną sumę pieniędzy i już, mo...