Rozdział 4

8K 493 46
                                    

Pizzę zjedliśmy siedząc w salonie i oglądając coś w telewizji, znaczy, ja oglądałem. Na codzień nie miałem dostępu do telewizora. W sumie nawet nie miałem na to czasu. Tak więc teraz zaznajamiałem się z tym urządzeniem. Odkryłem, że to wielce ciekawe zajęcie. Zwłaszcza pijąc pyszne kakao i jedząc jeszcze pyszniejsze ciasteczka korzenne. Tylko Blase ciągle gdzieś chodził, to do łazienki, to do kuchni, to do pokoju.... Nie mogąc usiedzieć w miejscu, tym samym rozpraszając mnie nieco.

Zjedliśmy wspólnie kolację, składająca się z sałatki warzywniej i kawałka kurczaka. Przyznam, że mi to przypadło do gustu. Oby gotował codziennie, bo ja nie lubię gotować. Jedynie lekcje gotowania pójdą na darmo, lecz co mnie to. Jeśli mam być szczery nigdy nie nauczyłem się gotować, nawet pani która nas uczyła tego kunsztu stwierdziła, że mnie to lepiej do kuchni nie wpuszczać. Chyba się jej posłucham. Moja alfa powinna to zrozumieć.

Po kolacji już wiedziałem za czym tak chodził, przygotował mi kąpiel. Wydaje się taki opiekuńczy... bez dłuższego namysłu wszedłem do wielkiej wanny, przypominającej średniej wielkości jacuzzi. No tak alfa to alfa, ma przepychu tyle, że głowa boli. Mimo, że mnie nie pośpieszał ani nic wyszedłem zanim woda zrobiła się zimna. Nie lubiłem marnować czasu na kąpiele, a teraz kiedy nie musiałem użerać się z uporczywym myciem długich jak cholera włosów było lepiej. Z przyzwyczajenia, szukałem dużego ręcznika do osuszenia włosów. I też tak zrobiłem, dużym wytarłem włosy, a mniejszym o połowę, ciało. Następująco ubrałem wybraną przez niego piżamę i ruszyłem do salonu. Zastałem go tam, siedzącego na kanapie. Przez chwilę się wahałem, czy chce wejść czy nie, ale potem stwierdziłem, że w sumie gdzie indziej bym poszedł. Usiadłem więc koło niego. Z bliska dostrzegłem, że również ma mokre włosy. Czyli już się nie pójdzie myć.

Spędziliśmy z dwie godziny razem, starając się nawiązać dłuższą rozmowę. Blase głównie zaczynał tematy, a ja słuchałem go, gdy opowiadał o swojej karierze, czy jakiś niby nudnych rzeczach. Jednak on potrafił opisać zwyczajne wybieranie domu, w bardzo ciekawy sposób. Co tylko bardziej udowadniało, że jest dobrym rozmówca. Ja w porównaniu z nim byłem beznadziejnym. No cóż, przynajmniej potrafiłem słuchać. I lepiej go poznawałem. Mniej więcej. Mimo wszystko na poznanie się mamy dużo czasu, nawet bardzo. Nikomu się nie śpieszy.

Czując ogromne zmęczenie, zostałem zaniesiony do jednego z pokoi, a najlepsze było to, że go o nic nie prosiłem. On jakiś nietypowy jest, robi coś czego chcę, zanim wypowiem to na głos. Może czyta mi w myślach? Chyba pora się bać... Położył mnie na wielkim, miękkim łóżku. Pościel przyjemnie pachniała, jakby dopiero co wyprana. Owinąłem się całą kołdrą, robiąc naleśnika. Łóżko tutaj i ta pościel, było o niebo lepsze od tych w sierocińcu. Chyba prędzej się przekonam co do... partnera? Jest to w sumie możliwe. Krótko po ułożeniu się w wygodnej pozycji zasnąłem.

Rano obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno. Nie lubiłem marnować czasu na leżenie, ale taki materac wręcz o to błagał i nakazywał... Z wielką niechęcią, podniosłem się do siadu. Przeczesałem swoje, wreszcie, krótkie włosy. Dalej do nich nie przywykłem, ani do tej lekkości. Takie długie to mają sporo wad, głowa waży o wiele więcej, trzeba o nie bardziej dbać... Nareszcie z tym skończyłem.

Dostrzegając lustro na jednej ze ścian przejrzałem się w nim dokładnie, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co tu się dzieje. Gdy zaprzestałem podziwiać siebie wstałem i pościeliłem łóżko, z nawyku. Tylko co teraz? Przeciągnąłem się, postanawiając zajrzeć do kuchni. Może on też już wstał? Przydałoby się, bo głodny jestem. I tak właściwie czemu on ze mną nie spał? A tam spał?

Zastałem go w salonie, co mnie w sumie nie zdziwiło. Większość ludzi przesiaduje w pokoju dziennym w dzień. Takie typowe ludzkie zachowanie.

-Jeżeli jesteś głodny, to idż do kuchni, otwórz lodówkę i sobie coś wybierz do jedzenia. - powiedział zaraz, gdy mnie zobaczył. Fajne przywitanie. - Ew...

-Nie jestem głodny - powiedziałem, przecząc swoim wcześniejszym myślą, i tak w sumie w sierocińcu śniadanie byłoby za dwie godziny. Oparłem się o oparcie kanapy, nie chciało mi się na niej siadać. Zapatrzyłem się we włączony telewizor.

-To może usiądziesz? - spojrzał tymi swoimi niebieskimi paczałkami w moje. Wydawało mi się przez chwilę, że jest o krok od zajrzenia wgłąb mojego umysłu... Chyba za dużo seriali... Tak, zdecydowanie.

-Postoję - odparłem. Nie wiem dlaczego, ale nie miałem ochoty siadać koło niego.

-Coś ci zrobiłem? - zmartwił się, delikatnie marszcząc czoło. - Źle się czujesz?

-Nie, po prostu chce sobie postać, nie można?-zdziwiłem się.

-Możesz...

Nie powiedziałem nic więcej, stojąc i patrząc się niby to w telewizor, ale tak nie do końca. Przypomniał mi się list, który miałem dostać za jakieś trzy dni. Dalej go miałem gdzieś... W sumie to nie pamiętam, gdzie go podziałem. Ale jestem pewny, że na sto procent jest tutaj. Poszukam go może potem. Tymczasem poszedłem się ubrać w standardowo moją ukochaną bluzę i jakieś stare spodnie. Tak średnio chce mi się na razie nosić te nowe ciuchy. Wolę być jak najdalej myślami od tych zdarzeń, które w końcu nastąpią. A noszenie starych rzeczy, pozwoli bardziej tego unikać... przynajmniej mi się tak wydaje.

Wkrótce zszedłem na dół, będą niemal do niewytrzymania głodny. Brzuch burczał i bolał, tak, że miałem ochotę zwymiotować. Więc czym prędzej powędrowałem do kuchni i zrobiłem sobie kanapkę. Po zjedzeniu posiłku i po zmywaniu po sobie, zastanowiłem się co teraz. Do salonu czy może... nie, do salonu. Zająłem miejsce na wygodnym, nowym i cholernie drogim fotelu. Szatyn siedział dalej na kanapie, przestając zwracać na mnie uwagę. To będzie najcięższy okres... Podkuliwszy kolana oparłem na nich brodę, znów wpatrzony w telewizor. Stawało się to już nudne, więc powędrowałem po jedną z książek, którą zabrałem z sierocińca. Znałem ją już prawie na pamięć, jednak lubiłem ją czytać. Wróciłem na swoje miejsce na fotelu, siadając bokiem, przerzucając nogi przez podłokietnik i zagłębiłem się w lekturze.

-Jeyden, nie chciałbyś może...- zagadnął, przerywając ponad półgodzinne czytanie. Patrzył się ciągle na mnie, co było niekomfortowe... - Zwiedzić ze mną okolicy?

Spojrzałem się nad niego zad książki.

-Okej... czemu nie- odparłem, zastanawiając się po co pyta. Przecież możemy posiedzieć tak do wieczora, a potem do usranej śmierci.

-A lubisz chodzić czy wolisz jeździć? - pytał dalej, z tym wkurzająco troskliwym wyrazem twarzy.

-Lubię i to i to - odparłem zastanawiając się, co na to odpowie.

-W takim razie pojedziemy najpierw autem, a później przejdziemy. - wymyślił niemalże od razu, kierując swoje ciało do przedpokoju. 

Ważne ogłoszenie!(chyba)

Z powodu ferii...
Następny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie :v

Dziękuje, że mnie kupiłeś |abo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz