Rozdział 6

6.3K 445 112
                                    




Sączyłem w spokoju ciepłe kakao. Siedząc po turecku zajmowałem miejsce na wygodnej sofie, zastanawiając gdzie znowu poszedł alfa. Tym razem się nie bałem zostać samemu, a przynajmniej nie tak jak za pierwszym razem. Wiedziałem bowiem, że w razie jakiegoś hałasu w ogrodzie, nie musiałem dzwonić po policję, ani uciekać. Wbiłem sobie do głowy, że winowajcą będzie kot. Słuchając zapewnień szatyna, iż na tyły nie wejdzie nikt niepożądany, bo nie ma jak, czułem się jeszcze pewniej.

Nie usłyszałem kiedy Blase wrócił, aż nie usiadł koło mnie. Wystraszyłem się odrobinę, biorąc szybki wdech. Nieomylnym okiem chłopak, spostrzegł mój odruch. Świadczyły o tym jego silne ramiona, powoli przyciągające mnie do siebie. Jego gesty były bardzo miłe i przyjemne, ale często jeszcze starałem się je odpychać. To było zbyt nowe uczucie, żeby od tak się do niego przywyknąć. Dla mnie przynajmniej było to spore wyzwanie.

-Chodz. - mruknął trącając  nosem o mój policzek - Ubierz Szybko i lecimy.

-Gdzie?- spytałem zaciekawiony jednak nie ruszając się z miejsca. Nie miałem zamiaru nawet tego robić dopóki nie dowiem się o celu domniemanej podróży.

-Dowiesz się jak będziemy na miejscu. - zaśmiał się przyjaźnie uśmiechając.

-Nie jestem pewny czy chce się pisać na podróż w ciemno.

-Niby możesz nie jechać, ale byłoby bardzo szkoda

-A gdzie jedziemy?

-N-i-e-s-p-o-d-z-i-a-n-k-a

-he? Jaka niespodzianka?

Blase westchnął zakładając mi na oczy jakiś materiał, i o ile dobrze zauważyłem był czarny. Biorąc mnie nagle na ręce, zadygotałem że strachu. Czułem się jakbym zaraz miał zostać przykuty do łóżka i... pomińmy szczegóły. Jednak poczułem, że zakłada mi kurtkę oraz buty po czym wynosi z domu i sadza na czymś. Słysząc następnie warkot silnika uświadomiłem sobie, że to samochód. Sięgnąłem ręka, by ściągnąć opaskę, jednak mnie powstrzymał.

-Spróbuj mi tylko to zrobić, a nie będzie żadnej niespodzianki. A możesz mi wierzyć że ci się ona spodoba.

-no ni wiem. Co ty kombinujesz..?

Przyłożył mi palec do ust, oznajmiając tym samym, żebym był cicho. Posłuchałem się go, wiedząc że i tak mi nie powie. Oparłem więc głowę na szybie, zastanawiając się gdzie mnie wywozi.

Droga dłużyła się i dłużyła. Zaczynałem się martwić czy kiedykolwiek tam dojedziemy. W tym właśnie momencie auto zaparkowało. Blase trzasnął drzwiami obok, otwierając następnie te z mojej strony. Poczułem chłód na skórze mimo, iż miałem kurtkę. Eh, że mu w taki mróz zachciało się wycieczek. Wyciągnął mnie ostrożnie z pojazdu.

Nagle uderzyła we mnie fala ciepłej masy powietrza. Uśmiechnąłem się czując lepiej, niż na tamtym mrozie. Wolę ciepłe budynki niż jakieś ziemne miejsca. Nie dał mi jednak pozostać w bezruchu na długo, gdyż pociągnął mnie w nieznane miejsce, po czym posadził chyba na ławce. Odszedł, a mnie ogarnął niepokój.

Czekałem na niego, rozważając zdjęcie opaski z oczu. Ciekawe jakby to on się czuł na moim miejscu. Nagle poczułem, że ściąga mi obuwie i zakłada inne. Kolejno zabrał mi kurtkę, dając gdzieś na bok.

-Teraz na 3 otwórz oczy. - poprosił, odblokowując dostęp do widzenia - trzy.

Otworzyłem oczy, mrugając oślepiony światłem. Zakryłem je następnie rękoma, gdyż jak dla mnie to było za jasno.

-Co do...?

-Teraz powoli wstań.

Widząc co mam na nogach, zaniemówiłem. Miałem na sobie łyżwy, ale... ja mu nic... a nie wróć... powiedziałem kilka dni temu. Z jego pomocą wstałem, trzymając się jego ramion. Pierwszy raz w życiu jestem na nich. Powoli zaprowadził mnie na lodowisko. Przez całą tą krótką drogę miałem wrażenie, że zaraz się wywale.

Gdy w końcu dotarliśmy na lód zawahałem się, czy chcę na pewno wejść. Jeśli mam być szczery to się bałem i to troszkę bardziej niż trochę. Niezbyt śpieszyło mi się do pocałunku z lodem. Odwróciłem się chcąc wrócić. Strach nade mną zwyciężył.

-Nie uciekaj, lód ci nic nie zrobi. - Blase przeniósł mnie pod samo wejście. Popchnął leciutko w stronę zamarzniętej tafli lodu. - Będę jeździł niedaleko ciebie i w razie czego cię złapie, okej?

-okej...- niepewnie wszedłem na taflę, od razu przytulając się do barierki, czyli mojej nowej przyjaciółki.

Usłyszałem cichy śmiech chłopaka, który jeszcze bardziej mnie zniechęcił... podjechał do mnie, a właściwie to podszedł.

Po krótkim wyjaśnieniu jak powinienem się poruszać, stwierdził, że sam powinien sobie przypomnieć jazdę. Łatwiej by mu było mnie asekurować, jak to ujął. Pojechał, a ja powoli przesuwałem się wzdłuż barierki, nie puszczając się ani na chwilę. Obawiałem się że jak to zrobię, to gleba będzie nieunikniona.

W pewnym momencie przystanąłem i spojrzałem się na Blase. Szło mu o niebo lepiej ode mnie... No tak, tylko, że ja jestem pierwszy raz na łyżwach. W sierocińcu zabraniano nam takich niebezpiecznych zabaw, ażeby nie było mnóstwa siniaków później.

Pokonałem z dziesięć okrążeń, w nawet nie najgorszym czasie. A najbardziej zadowolony byłem z tego, że ostatnie spędziłem tylko podtrzymując się ręką co jakiś czas. Chyba jeszcze dziś uda mi się całe okrążenie bez trzymanki, trzeba być optymistą.

Niespodziewanie znalazł się przy mnie szatyn. Splótł nasze dłonie razem, oddalając nas od bezpiecznego ogrodzenia. Nadał szybkie tępo jazdy, co spowodowało, że złapałem się go mocniej jeszcze drugą dłonią. Nie czułem się jeszcze na tyle pewnie w tym miejscu, by jeździć w takim tępie i to jeszcze slalomem. Ale jakoś się utrzymywałem.

W końcu zrezygnował z tej mordęgi, wjeżdżając przede mnie. Dobrze, że mnie złapał bo w tej chwili straciłem równowagę. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy, powoli jechał do przodu, zmuszając mnie tym samym do jazdy w tył. Niby mnie podtrzymywał na rękach, lecz w pewnym momencie noga mi się wykrzywiła i wpadłem w jego ramiona. On się zachwiał, ale zdołał nas utrzymać. Dobrze, że jest taki silny. Patrzyl mi się w oczy, a ja w jego. Nie wiem czemu, ale gdy już nasze gałki się spotkały, ciężko było je od siebie oderwać.

- Z tego co pamiętam nie lubisz zbytniej ilości słów, także te życzenia powinny cię zadowolić. - zbliżył się twarzą do mojej, kontynuując - A więc Życzę ci wszystkiego najlepszego, skarbie.

Zetknął się ze mną czołem, przymykając powieki. Wciąż jednak miał je otwarte na wpół. Przyłożył mi swoją dłoń do policzka, kciukiem dotykając kącika moich ust. Zrobiło mi się ciepło na całej twarzy, a serce waliło jak oszalałe. Oglądałem jak jego oczy całkowicie się zamykają. Po chwili poczułem jak jego wargi muskają moja dolna. Poszedłem w jego ślady, starając się odwzajemnić pocałunek. Ręce niepewnie owinąłem wokół jego talii. Szatyn swoje wsunął w moje włosy, pogłębiając nieco pieszczotę.


Siema!

Mam nadzieję, że rozdział przypadł do gustu :)

Ktoś czekał?

Dziękuje, że mnie kupiłeś |abo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz