Rozdział 6: Akceptujesz mnie? (1/2)

140 23 14
                                    

Wstawiam ten rozdział jeszcze przed północą z dwóch powodów, po pierwsze chciałem wszystkim tym którzy czytają moją książkę teraz lub już to zrobili życzyć szczęśliwego nowego roku i aby następny rok był lepszy dla nas wszystkich. A także, abyśmy mieli wystarczająco siły i cierpliwości na spełnienie wszystkich postanowień noworocznych. Przy okazji sory, że rozdział jest trochę krótszy, ale tak się złożyło, że miałem wolną chwilę i naszło mnie natchnienie, więc go napisałem.

31.12.2017
__________________________________________________________________________

Tyler Blake

Widok ten mnie zdziwił, ponieważ nie spodziewałem się, że luna zaprzyjaźni się z moją Liv. Przecież ona jest taka nieśmiała, krucha, delikatna, nawet przy mnie odczuwała niewielki lęk. Może to moja wina? Nie jestem wystarczająco delikatny, kochający lub troskliwy? Widząc ją tak szczęśliwą, w obecności innej osoby jednocześnie napawa mnie radością, ponieważ jest na tyle odważna, aby móc rozmawiać z obcymi nie chowając się od nich. Z drugiej strony odczuwam strach, ten, który jeszcze nie zanikł po tym, jak nie znalazłem jej nigdzie w pokoju i o tym, że będąc ze mną, nie będzie się czuła szczęśliwa i bezpieczna. Kocham ją, najbardziej na świecie i robię wszystko, co mogę, aby nic jej nie brakowało, ale nie wiem, co jeszcze mam w sobie zmienić. Jak będę zbyt czuły, to ją przestraszę, a jak zbyt surowy to ucieknie ode mnie. Z zamyślenia wyrwało mnie moje imię wypowiedziane przez Elizabeth.

- To, powiedz mi, co sądzisz o Tylerze?

- No cóż... ja... uważam, że jest uroczy. Troszczy się o mnie i stara się zrobić wszystko, żeby tylko mnie uszczęśliwić.

- Dobrze go wychowaliśmy.

- Jest pani synem?

- O nie, nie moja droga, kiedy był jeszcze mały, przygarnęliśmy go wraz z moim mężem i opiekowaliśmy się nim. Jego rodzice byli naszymi najlepszymi przyjaciółmi, więc moje przywiązanie do mojej najlepszej przyjaciółki nakazało się nim opiekować jak moim własnym dzieckiem, aż dorośnie i sam zadecyduje, co chce dalej robić.

Nie jestem zły, że Elizabeth wyjawiła część prawdy o mnie, wręcz przeciwnie wzruszyły mnie jej słowa. Jest dla mnie prawie jak rodzina i tak samo, jak Bryan, jest dla mnie kimś naprawdę ważnym w życiu.

- Ale skoro go przygarnęliście, to czy to znaczy, że coś się stało jego rodzicom?

- Tak. Tego dnia, kiedy go wzięliśmy pod naszą opiekę, miał wypadek samochodowy, w którym zginęli jego rodzice.

Mina Liv gwałtownie spoważniała i spytała głosem przepełnionym troską.

- Czy... był mocno ranny?

Martwi się o mnie? Czy to znaczy, że jej na mnie zależy tak samo mocno, jak mi na niej? Co do tego nie jestem pewien, ale jedno jest pewne, muszę powstrzymać Elizabeth przed powiedzeniem zbyt dużo o mnie.

- Właściwie to...

- Nie, nie byłem poważnie ranny, miałem tylko trzy obite żebra, jedno złamane, do tego kilka zadrapań i siniaków oraz wstrząśnienie mózgu spowodowane silnym uderzeniem po tym, jak wyleciałem z auta.

Zaskoczona Liv odwróciła się do mnie i szybko wstając z krzesła, przytuliła się do mnie, co od razu odwzajemniłem. Elizabeth uśmiechnęła się, patrząc na nas, nie był to taki zwyczajny uśmiech jak na widok malowniczego krajobrazu lub pięknego zachodu słońca. Ten bardziej przypominał uśmiech matki szczęśliwej z radości swojego dziecka.

Śpiąca wilczyca ✏️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz