Rozdział 2: To on (1/3)

229 25 3
                                    

Liv Reynolds

Jest prawie środek nocy, a ja biegnę przez las. Zapytacie, co ja tutaj robię? Uciekam. Uciekam od mojego alfy potwora i mam nadzieję, że tym razem mi się uda. 

Próbowałam uciekać wiele razy, ale za każdym razem mnie znajdował i wtrącał do lochu, albo kazał mi wykonywać jakąś trudną pracę jak na przykład zbieranie chrustu, koszenia trawy, rąbanie drewna, sprzątanie całego domu watahy lub gotowanie dla wszystkich. A nie jest nas mało, ponieważ wataha Białego Kła liczy ponad czterysta osób, ale nie można powiedzieć, że jest nam tu dobrze, bo tak nie jest. 

Jesteśmy bici, surowo karani i zniewoleni. Nikt nie ma łatwo, kobiety, mężczyźni, dorośli, nastolatkowie i dzieci, my wszyscy musimy ciężko harować, żeby alfa miał wszystko, czego tylko zechce. A spróbuj tylko powiedzieć, że nie masz siły, to albo ciebie wychłosta, jeśli ma dobry humor, bo jak nie, to skończysz ciężko pobity lub wrzuci cię do lochu jak każdego, kto nie może już pracować. 

Nie wiem, jak w ogóle dajemy radę odpierać ataki wygnańców, mężczyźni, którzy walczą, często oddają swoje jedzenie dla swych kobiet i dzieci, bo nie mamy go dużo i z resztą nie możemy mieć, już alfa tego dopilnuje. W sumie to wątpię, żeby walczyli, bo alfa im tak każe, do walki raczej zagrzewa ich myśl o wszystkich przyjaciołach w naszej watasze, o ich żonach i dzieciach, o ich rodzicach i rodzeństwie, jesteśmy jedną wielką rodziną, nie licząc jednego bardzo paskudnego typa. 

Troszczymy się o siebie nawzajem i mimo że nie okazujemy tego przy tym, którego imienia nie wolno wymawiać, to kiedy on wyrusza gdzieś na wyprawę i go nie ma, kupujemy jedzenie od sąsiedniej watahy w zamian za zioła, które rosną tylko u nas. 

Jak się nie mylę, to jest to wataha Czerwonego Księżyca i mają wspaniałego alfę, spotkałam go kilka razy osobiście, ale przez ostatnie parę lat przychodzili tylko jego ludzie. Natomiast oni zachowywali się jakoś inaczej, zwykle byli poważni, a teraz jakoś tak bardziej radośni, podczas jednej z ich rozmów usłyszałam o tym, jak wcześniej zginął im beta i teraz mają nowego. Ponoć to jakiś młody chłopak, w moim wieku i dodatkowo omal co nie zginął w wypadku samochodowym, ale ich alfa go ocalił, co czyni go jeszcze lepszym człowiekiem. O wypadku nie trudno było się dowiedzieć, ponieważ było o tym głośno i każdy w okolicy o tym rozmawiał. Za to nie udało mi się dowiedzieć, jak doszło do wypadku i czy uczestniczył w nim ktoś jeszcze. 

Okej dość wspominek wróćmy do rzeczywistości, a więc jak mówiłam, aktualnie próbuję uciec z terenu mojej watahy, jest ciemno, zimno i dodatkowo nie mam żadnych butów, a las to nie jest miejsce do chodzenia boso. A w szczególności z moimi delikatnymi stopami, może lata ciężkiej pracy w watasze zahartowały mnie odrobinę i muszę przyznać, że twarda babka jestem, to jednak nie jestem przyzwyczajona biegać bez obuwia po lesie. Zmieniłabym się w wilka, ale nie mogę, ponieważ moja wilczyca jest pod działaniem zaklęcia rzuconego przez moją mamę, kiedy jeszcze byłam mała, w celu uratowania mojej wilczycy. 

A było to tak, razem z moimi rodzicami byłam na spacerze, gdy ni stąd, ni zowąd pojawili się łowcy i mierzyli do nas ze strzelb. Mama z tatą stanęli przede mną w pozycji obronnej tak, żeby tamci nie mogli nic dla mnie zrobić. Zanim którykolwiek z nich zdążył wystrzelić, mama złapała ich bronie zaklęciem telekinezy i wyrwała im je z rąk, odrzucając daleko na bok. Tata w tym czasie zmienił się w wielkiego wilka i skoczył na nich, po kolei zabijając każdego jeden po drugim. 

Zapewne można było pomyśleć, o matko, toż tam stoi małe dziecko, a oni są zabijani z zimną krwią na jej oczach, ale szczerze to nie ruszało mnie to. Nie byłam jakaś chora czy też nie byłam potworem, ale do łowców przyjmowali same najgorsze szumowiny i według mnie zasłużyli na śmierć. A i zapewne jesteście zdziwieni jak to, moja matka jest czarownicą, a tata wilkołakiem? Tak, są bratnimi duszami, proste i logiczne.

Śpiąca wilczyca ✏️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz