Rozdział 7

10 1 1
                                    

Lekcje mijały dość spokojnie. Na chemii pani pytała tylko te osoby, które ostatnio dostały jedynki. Kolejne lekcje jako tako też przeleciały. Wiktoria zgodziła się pójść na trening z Kornelią. Nie widziała większych przeszkód, aby nie pójść. Nie miała na jutro nic do nauki, a w domu i tak by nie miała co robić.

Kiedy nadszedł czas pójścia na salę gimnastyczną Wiktorię zaczęły łapać wątpliwości. Sama nie wiedziała dlaczego. Ale zaryzykowała. Jak weszły na salę praktycznie nikogo tam nie było. W paru miejscach siedziały tylko grupki osób. Usiadły gdzieś tak w połowie i czekały, aż chłopcy wyjdą z przebieralni i zaczną grać. Zaczęły sobie rozmawiać o różnych rzeczach. W pewnym momencie Wiktoria kątem oka zauważyła, że drzwi na salę się uchylają. Zaczęli wbiegać zawodnicy. Jeden po drugim. Gdzieś w środku zauważyła że razem z nimi wbiega Bruno. A co lepsze jak się później okazało jest on kapitanem tej grupy. Wiktoria chciała wyjść jakoś nie znosiła jego towarzystwa, mimo to, że uratował ją. Powstrzymała ją Kornelia wmawiając jej, że on jej pewnie nawet nie zauważy. Po długich namowach przyjaciółki została, ale nie miała ochoty oglądać tej gry.

Gdzieś w połowie meczu Wiktoria musiała wyjść do łazienki. Wiedziała, że lepiej teraz niż na koniec. Kiedy już miała wracać na salę zobaczyła na korytarzu męską sylwetkę, jakiegoś zawodnika z liczbą 6. Nie wiedziała kto to, bo był odwrócony tyłem i jakoś nie interesowało jej to. Ominęła go i chciała iść dalej jednak ktoś się odezwał.
- Masz na imię Wiktoria ?
Niepewnie się odwróciła. Kiedy zobaczyła, że to Bruno nie wiedziała co odpowiedzieć. I skąd on zna jej imię ? I czego chce ? I tak w jej głowie zrodziło się milion pytań.
- T..tak. - odpowiedziała.
- Kojarzysz mnie może ?
- Jesteś Bruno typek ze starszej klasy na którego leci połowa lasek w tej szkole. I... - chwila zwątpienia czy aby na pewno w tym momencie powinna o tym wspomnieć.
- Ii..?
- I to najprawdopodobniej Ty uratowałeś mnie przed tym zboczeńcem wtedy na imprezie. -powiedziała to na jednym wydechu nie chcąc patrzeć mu w oczy. Jednak ku jej zdziwieniu on się zaśmiał. Pierwszy raz usłyszała jak się śmieje. Ma słodki śmiech ... Zaraz chwila ... On się zaśmiał
- Z czego się śmiejesz ?- zapytała patrząc na niego
- Po pierwsze słodko brzmi u Ciebie słowo "zboczeniec" po 2 fajnie wiedzieć, że leci na mnie połowa lasek w tej budzie po 3 nie ma za co.
- No właśnie. Dziękuję, że wtedy stanąłeś w mojej obronie. Nikt inny by raczej tego nie zrobił, a to mogłoby się źle skończyć. - na jej słowa Bruno dostał gęsiej skórki. Myśl o tym, że ona mogła cierpieć rozsadzała go od środka.
- Nie ma za co naprawdę.- Powiedział z lekkim uśmiechem
- Nie powinieneś być na sali ?-wskazała na grających chłopaków
- Może tak może nie.
- Mhm - powiedziała, odwróciła się i kiedy otwierała drzwi usłyszała jeszcze
- Miło się z tobą rozmawia
Odwróciła się jeszcze do niego i uśmiechnęła po czym ruszyła do Kornelii.

Przez resztę meczu Wiktoria myślała o tej rozmowie. W głowie nadal miała milion pytań na które nie znała odpowiedzi. Ale teraz przynajmniej już podziękowała Brunowi i nie musiała się dalej tym zamęczać. No nie do końca.

O. N. Ostatnia NadziejaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz