Rozdział 19

1 1 0
                                    

Kiedy Wiktoria obudziła się rano miała bardzo dobry humor i nic nie wskazywało na to, żeby miał się zepsuć. Z szafy wyciągnęła białe jeansy, krótki top w czarno białe kwiaty i skórzaną kurtkę. Dzisiaj jej włosy idealnie się układały, więc zostawiła je rozpuszczone. Zrobiła makijaż wzięła torbę i zeszła na dół. Wypiła kawę i skorzystała z toalety. Kiedy była już gotowa do wyjścia zadzwonił jej telefon. Odebrała nie patrząc na wyświetlacz
-Hej mała. Jestem pod twoim domem idziesz ?
-Ale...
-Nie ma ale chodź już.- powiedział niecierpliwy Bruno
-Sekunda
Włożyła swoje fluxy wzięła słuchawki i klucze od domu pożegnała się z mamą i wyszła. Przed jej domem stało już Porsche a z niego wysiadał właściciel. Bruno zmierzył ją wzrokiem. Poczuła się niezręcznie.
-Hej piękna.- powiedział z uśmieszkiem.
-Hej-odpowiedziała również się uśmiechając-czemu przyjechałeś?
-A nie chcesz ze mną jechać ?
-Nie okej, ale nie wspominałeś nic, że przyjedziesz więc myślałam że pojadę autobusem.
-Niespodzianka-zaśmiał się.
Wsiedli do samochodu, po czym ruszyli do szkoły.
-Jutro aktualne?-zapytał Bruno
-Jasne
-Pewnie masz dzisiaj dużo pracy?
-Trochę tak, ale Kornelia zadeklarowała się, że mi pomoże. Ale chyba będzie dość późno
-Może chcesz żebym ja przyjechał ?
-Nie musisz chyba sobie poradzę
-O której mam być?
-Bruno, ale naprawdę nie musisz nie chcę żebyś tracił czas.
-Ale i tak nie mam nic dzisiaj do roboty, a poza tym z tobą go napewno nie będę tracił- oderwał na chwilę wzrok od jezdni i spojrzał z uśmiechem na towarzyszkę. Wiktoria tylko odwzajemniła uśmiech.

Dzień mijał jej nadzwyczaj szybko. Miała dzisiaj 5 lekcji, więc skończyła dość szybko.
Bruno nie chciał siedzieć dłużej więc uciekł. Zauważył że Wiktoria kieruje się w stronę autokaru. Podbiegł do niej. Wszystkie oczy były skierowane na nich.
-Jedziesz ze mną księżniczko?
Wiktoria zamarła. Przecież tyle osób to słyszało. A co jak... Miała złe myśli.
-Nie mów tak proszę.- powiedziała ściszonym głosem.
-Chodź- pociągnął ją za nadgarstek na parking za szkołą gdzie był jego samochód. Nikogo tam nie było. Wiktoria tak pięknie była dzisiaj ubrana że Bruno ledwo się hamował żeby jej nie pocałować. On natomiast miał na sobie szare jeansy z dziurami i czarny sweterek przez głowę a na to kurtkę skórzaną. Zatrzymali się przed samochodem. Bruno stanął naprzeciwko Wiktorii. Zbliżył się do niej na odległość milimetrów. Chciał cholernie poczuć jej oddech. Pragnął jej. Nie w ten sposób w jaki kiedykolwiek kogokolwiek. Inaczej. Z większym uczuciem. Sam nie mógł tego pojąć. Stali tak przez chwilę jednak żadnemu to nie przeszkadzało. Jak by przez tą ciszę mówili sobie wszystko. Po chwili odsunęli się od siebie i wsiedli do samochodu. Jechali przez miasto. Wokół rozpościerał się piękny krajobraz. Wiktoria cały czas spoglądała przez okno.
-Ej jesteś na mnie zła?
-Nie. Ale chciałabym cię prosić żebyś nie mówił tak do mnie przy ludziach.
-Dobrze księżniczko
-Bruno!
-No o co ci chodzi tu nikogo nie ma
-Ale to nie ma znaczenia. To słowo nie ma największego sensu.
Bruno zatrzymał samochód na poboczu i obrócił się w stronę towarzyszki. Złapał jej podbródek i obrócił tak żeby na niego spojrzała.
-Jesteś moją księżniczką rozumiesz ? Jesteś śliczna i zasługujesz na wszystko co najlepsze.
-Dlaczego chcesz to dalej ciągnąć chociaż wiesz że możesz mieć problemy ? Nie rozumiem nic. Boje się że chcesz mnie wykorzystać.- jej mina posmutniała. Spuściła głowę.
-Bo cię kocham wariatko. Rozumiesz-znowu złapał ją za podbródek i uniósł głowę tak, że ich oczy natrafiły na siebie.-chce żebyś każdego dnia się uśmiechała i czuła się bezpiecznie. Nawet wtedy kiedy to ja mam cierpieć
Jej oczy się zaszkliły.
-Nie płacz księżniczko- powiedział po czym ją przytulił.
Wiktoria nie czuła się jeszcze tak cudownie. Coraz bardziej zależało jej na Brunie.
Podejchali pod dom Wiktorii, po czym pożegnali się, ale nie na długo.

Wiktoria wzięła przysznic i się przebrała. Po czym zeszła na dół żeby przygotować wszystkie rzeczy potrzebne do robienia przekąsek na jutro. W międzyczasie też zrobiła sobie herbatę. Kiedy już skończyła usiadła do stołu i czekała. Po 15 minutach dokładnie punktualnie zjawił się Bruno. Poszła otworzyć drzwi. Ledwo zdążyła je odkluczyc, a chłopak stal już w środku i ją przytulał. Poczuła dreszcze. Ale nie te co zwykle przy dotyku. Miłe dreszcze.
-Mi też jest ciebie miło widzieć- wyszeptała śmiejąc się.
-Tęskniłem- powiedział Bruno patrząc jej już teraz prosto w oczy.
-Nie widzieliśmy się zaledwie półtora godziny-powiedziała zaskoczona dziewczyna
-To jak wieczność.
Skierowali się do kuchni i od razu wzięli do roboty. Po ponad 2 godzinach cali w mące mieli już wszystko gotowe. Usiedli przy stole i zaczęli gadać. Po chwili usłyszeli, że ktoś wchodzi do domu, a zaraz potem w całym domu rozległ się głos Kornelii.
-Wiki cioto gdzie jesteś ?!-zawołała zanim weszła do kuchni-ooo nie wiedziałam, że będziemy miały pomocnika- zaśmiała się Kornelia stojąc na progu kuchni z siatkami w których miała alkohol.
-No widzisz-uśmiechnęła się Wiktoria
-Może byś mi pomogła?
-Za co ja ci płacę? Zresztą widzę, że ci całkiem dobrze idzie
Bruno się zaśmiał, a za nim dziewczyny
-Macie już wszystko? I dlaczego jesteście cali w mące?
Oboje zaczęli się śmiać
-Tak mamy wszystko i tak jakoś wyszło że wybuchła wojna-odezwał się Bruno
-Którą ja wygrałam-wtrąciła Wiktoria
-Nigdy was nie zrozumiem-pokiwała głową niezadowolona Kornelia-mam do ciebie pytanie Wiki. Bo przyjechał Max i mogę go jutro ze sobą przyprowadzić ?
-Ale mój pokój będzie zamknięty na klucz tak samo sypialnia mamy-zaśmiała się Wiktoria
-Bardzo śmieszne-odpowiedziała przyjaciółka z grymasem na twarzy
-No jasne, że możesz debilko
-Dzięki mała. To jak już macie wszystko to mnie nie potrzebujecie ?- Wiktoria z Brunem spojrzeli na siebie-słodcy jesteście-zarumieniła się Kornelia
-Dobra wyjdź już!-Wiktoria wskazała palcem drzwi
-To do jutra gołąbki
-Żegnam-powiedziała ozięble Wiktoria
Kornelia wyszła zamykając za sobą drzwi. Wiktoria wstała i wzięła się za wypakowywanie alkoholu. Bruno po chwili wstał stanął za nią i objął ją rękoma w pasie tak że skrzyżowały się na wysokości brzucha, a głowę położył na jej ramieniu. Wiktoria zamarła.
-C.. Co robisz ?
-Przytulam cię. Mam się odsunąć?
-Tak proszę.
Bruno wziął ręce i się odsunął. Wiktoria odwróciła się. Widziała, że był niezadowolony. Podeszła do niego i wtuliła się.
-Przepraszam-wyszeptała-nigdy jeszcze nie czułam takiego czegoś i nie wiem jak się zachować.
Bruno objął ją.
-Nie masz za co kruszynko. Pojadę już. Jutro twój wielki dzień.- powiedział i pocałował ją w głowę.
-O której będziesz jutro?
-A o której mam być?
-Ogólnie zaczyna się na 16
-To będę o 15
Podszedł do niej dał jej buziaka w czoło i wyszeptał, że ją kocha po czym wyszedł.
Wiktoria poczuła, że go potrzebuję. Tak zwyczajnie. Jego obecności. Już nie mogła doczekać się jutra. Miała coś ważnego zaplanowane.

O. N. Ostatnia NadziejaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz