,,Starszy Puchon"

363 20 4
                                    

 
                  Poprawiony

  Obudziły mnie promienie słońca przedostające się przez niedokładnie zasłonięte okno. No bo po co sprawdzić czy dobrze się je zasłoniło. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, który wskazywał 7:30. Karcą się w myślach, za niedokładne zasłonięte tego głupiego okna wybrałam ciuchy. Następnie skierowałam się do łazienki. Tam odbyłam poranną rutynę. Ubrana w czarne dzinsy i bluzkę z napisem, wyszłam z łazienki, wszystkie dziewczyny już wstały.

-Nie wierze- Powiedziała Hermiona, patrząc na mnie.
-O co chodzi?- Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
-Pierwsza wstałaś.- Wtrąciła Parvati- Idę się umyć.
-Poczekam na ciebie, Hermiona.- Schowałam piżame i usiadłam na łóżku.
-Jak chcesz.

Po 15 minutach razem z moją siostrą zeszłyśmy do WS. Po drodze spotkałyśmy Harry'ego i Rona.

-Jakieś ambitne plany na dziś?- Zpytałam jedząc jajka z bekonem.
-Odrobić prace domowe.- Oczywiście to zdanie wypowiadała Hermiona.
-Ja przejde się do biblioteki. Sama.- Dodałam widząc mine Miony.- Z Blaisem się umówiłam.
-Cześć wam!- Ginny dosiadła się do nas.
-Hej! Jak pierwszy dzień w szkole?- Zagadnełam. Mała dopiero zaczynała naukę w Hogwarcie.
-Dobrze. A u was?
-Może być.- Odpowiedział Harry, a Ginny strzeliła buraka. Reszta śniadania mineła spokojnie. Po posiłku siostra Rona poszła do swoich koleżanek, a my postanowiliśmy odrobić lekcje.
-Dobra, to jakie są skutki uboczne tego eliksiru?- Ron popatrzył na mnie i Hermionę.
-Na 15 stronie masz wszystko opisane.- Powiedziałam, otwierając podręcznik na danej stronie.
-No powiedz. Jak nam pomożecie nic wam się nie stanie.- Upierał się dalej, aby im ,,pomóc".
-A tobie nic się nie stanie jeżeli czasem przeczytasz temat.- Powiedziałam, zaczynając wypisywać skutki uboczne Eliksiru Słodkiego Snu.
-Ale jesteście...- Ron w końcu odpuścił i otworzył podręcznik.
-Jesteśmy piękne, inteligętne, miłe...- Zaczełam wyliczać na palcach.
-Nad tym ostatnim zastanowiłbym się.- Mrukną rudy.
-Pff...- Udawałam obrażoną, a Harry i Hermiona wybuchneli śmiechem.

Po 30 minutach skończyliśmy odrabiać prace domową. Postanowiłam wyjść na dwór..

-Idę na błonie. Ktoś idzie ze mną?- Wstałam z kanapy i spojrzałam na nich.- Nikt? Dobra, jak chcecie. Z kufra zabrałam ciepłą bluze wkładaną przez głowę i książkę.

Wyszłam z PW i skierowałm się na błonie. Kiedy byłam na zewnątrz wciągnełam powietrze i głośno je wypuściłam. Od razu skierowałam się do najbardziej oddalonego drzewa i usiadłam opierając się o nie plecami. Zaczełam przyglądać się osobom, które postanowiły skorzystać ze świetnej pogody. Były to zakochane pary, grupki przyjaciół starszych ode mnie oraz nowi uczniowie zapoznający się ze szkołą. Po pewnym czasie przypomniałam sobie o książce, którą ze sobą zabrałam. Zaczełam ją czytać, ale nie mogłam się skupić na jej treści. Miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam. Przypomniałam o listach, które miałam wysłać. Od razu wstałam i wróciłam do zamku. Poszłam do dormitorium, zabrałam list i skierowałm się do sowiarni. Tam była tylko Cho Chang.

-Hej.- Zaczeła Krukonka.
-Cześć.- Uśmiechnełam się do niej i podeszłam do Midasa (moja sowa, jakby ktoś zapomniał).-Jak tam?
-Dobrze. Właśnie wysłam list do mamy.
-To tak jak ja tylko przy okazji Hermiony.
-A u ciebie? Wszystko dobrze?
-Jak najbardziej. No, poza tym co zrobili Ron i Harry.
-Słyszałam. Latający samochód i tak dalej. Wieszc, bo ja tak sobie pomyślałam...
-Tak?
-Bo ty jesteś dobra z eliksirów a ja mam problemy z tym. I, czy nie chciałabyś mi pomóc?
-Krukonka i problemy z nauką?-
Zażartowałam.- Żartuje. Oczywiście, że ci pomogę. W środy po lekcjach w bibliotece?
-Dobra. Dziękuje!- Była bardzo szczęśliwa.
-Króra godzina?- Zapytałam wskazując na zekarek na jej nadgarstku.
-10:20
-Ja będę lecieć. Do zobaczenia w środę! Paaa...
-Pa. I jeszcze raz, dzięki.
-Nie ma za co.

Wróciłam do PW. Tam, opowiedziałam Hermionie, Ronowi i Harry'emu o proźbie Cho. Poszliśmy na obiad i wróciliśmy do PW. Później dosiedli się do nas Fred z Georde'm. Razem (orócz Hermiony) zagraliśmy w. Eksplodującego Durnia. Trochę porozmawialiśmy i powygłupialiśmy się. Postanowiłam pójść wcześniej do biblioteki na spotkanie z Blaisem.
Gdy doszłam tam od razu skierowałam się do mojego ulubionego działu. Czyli dział z książkami o eliksirach. Przeglądałam książki o różnych tytułach. Miałam, miałam, nieciekawa, czytałm.- Takie myśli przebiegały przez moją głowę, kiedy czytałam kolejne tytuły. Aż w końcu napotkałam książkę o nieznanym mi tutule. A brzmiał on ,,Eliksiry świata". Ale oczywiście, kiedy mam jakąś ciekawą książkę, to musi być ona za wysoko. Postanowiłam poprosić kogoś o pomoc. Zobaczyłm wysokiego chłopaka. Przyjrzałam mu się, i rozpoznałam w nim Marcusa Flinta- Starszy Ślizgon, kapitan drużyny Quiditha Slytherinu. Zrezygnowałam z pomysłu poproszenia go o pomoc i szukałam dalej. Mój wzrok zatrzymał się na wysokim brunecie. Widziałm go przy stole Huffepufu. Czyli jest miły i pomocny, na pewno mi pomoże.- Pomyślałam i podeszłam do niego.

-Hej! Wiesz, mam mały problem.
Chciałabym wyporzyczyć książkę, ale jest za wysoko. Mógłbyś mi pomóc? Zdiąłbyś mi ją?- Wypowiedziałam na jednym wdechu.
-Jasne!- Uśmiechnął się do mnie.- To chodź.

Razem wróciliśmy do nieszczęsnej książki, a raczej do miejsca, w którym ona znajdowała się.

-To ,,Eliksiry świata"- Wskazałam palcem na książkę, a chłopak zabrał ja z półki.
-Proszę. Strasznie gruba.- Podał mi ją.
-Racja, trochę większa niż się spodziewałm. Ale nic. Dam radę. Dziękuję!
-Nie ma za co. Tak w ogóle to Cedrik Digorrny jestem.- Powiedział i wyciągnął do mnie dłoń.
-Aleksandra Geanger. Ale mów mi Alex.- Uścisnełam jego dłoń.
-Dobrze, Alex. Problemy z nauką?- Wskazał na moją książkę.
-Nie. Lubie eliksiry i po prostu chciałam poznać inne, niż te w podręczniku.
-Z której jesteś klasy?
-Z drugiej. A ty?
-Z piątej. Słuchaj, muszę lecieć.
Miło było poznać!
-Mi też! I dzieki za pomoc!-Pomachałam mu i odprowadziłam go wzroliem do drzwi.
Za moment pojawił się Blaise.

- O, hej! Nie zauwarzyłam cię.
-No dzięki, wiesz?- Udał obrażonego.
-Nie ma za co.

Opowiedziałam mu o Cedriku i o proźbie Cho. On opisał jak mu miną pierwszy dzień w szkole. Ogólnie to zapomnieliśmy o kolacji i kiedy wszyscy wracali z WS, my szliśmy do PW (każdy do swojego).
-Ej! Alex!- Ktoś krzyknął. Odwróciłam się i zobaczyłam Freda i George'a.
-No co tam?- Również krzyknełam, byli daleko.
-Złapiesz?- Ktoś z klonów pokazał coś czerwonego.
-Spróbuje!- I rzucił, a ja złapałam. Tym czymś, okazało się jabłko.
-Dzięki.- Powiedziałam kiedy doszli do mnie.
-To było super!- Krzyknął, któryś z nich.
-Ale co?- Ugryzłam jabłko.
-To, jak złapałaś!- krzykną drugi.- Fred, myślisz o tym co ja? Myśle, że tak.
-Umiałabyś do nasz rzucić coś, gdy byśmy byli bardzo daleko?- Zapytał George.
-Nie wiem. Ale na pewno nie jabłko.
-Dobra. Masz.- Podał mi gruszke.- Rzuć ją do nas.- Podbiegli bardzo daleko. Ja zamachnełam się i rzuciłam w ich strone, nie złapali. Zabrali owoc i przybiegli do mnie.
-Chciałabyś grać w Quiditha?-Zapytali razem.
-Chetnie, ale nigdy nie grałam...- Nie dokończyłam, bo jeden z nich złapał mnie za rękę i pociągną do PW. O co chodzi?- Pomyślałm

***

Hejka!😘
Dziękujemy za ponad 100 wyświetleń ale mamy nadzieję, że po tym rozdziale będą też się pojawiały również gwiazdki i miłe komentarze. Ale dziękujemy za tyle wyświetleń.

Przepraszamy za błędy.
Mamy nadzieję że wam się spodobało. Zostawiajcie gwiazdki🌟 i miłe komentarze.

Następny rozdział będzie za tydzień 03.03.2018 w sobotę.

W poprzednim rozdziale było równo 690 słów.

Panna GrangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz