-rozdział 23-

922 42 29
                                    

Obudziłam się przypięta do krzesła. Głowę miałam spuszczoną, a gdy ją podniosłam i spróbowałam otworzyć oczy, powieki opadły mi bezwładnie. Powtórzyłam próbę kilka razy, a obraz, który powoli pojawiał mi się przed oczami, był niewyraźny.

- Susan, cała jesteś? - usłyszałam, przez mglę, a kiedy już "odzyskałam" wzrok, spojrzałam w prawo, gdzie spotkałam się ze wzrokiem Scotta. Siedział on przywiązany łańcuchami do krzesła, tak że ręce miał przypięte do podłokietników.

Jego widok jakby mnie ożywił i spoglądając na swoje ręce - ułożone w ten sam sposób - szarpnęłam kilka razy za łańcuchy.

- To na nic, już próbowaliśmy. - odezwał się głos oddalony o parę metrów od nas. Odruchowo tam spojrzałam i zauważyłam Jamesa, Briana, Lucy oraz Lydię związanych tak samo.

- Łańcuchy są pokryte tojadem. - tym razem głos dobiegł z mojej lewej strony, gdzie siedziała Rose z Michaelem.

- Co się dzieje?

- Dobre pytanie - mruknął Brian. 

Rozejrzałam się po pomieszczeniu - wszędzie ciemno, czarno, a przez dwa małe okna wpadał blask księżyca. Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Peter wraz z jakąś dziewczyną. Stanął kilka metrów przed nami, a nastolatka przy dźwigni. Wtedy ją rozpoznałam.

- Claudia?

- Jest zahipnotyzowana. - szepnął Scott.

- Czego od nas chcesz, Peter? My nie mamy Dereka! - odezwał się James wyraźnie zły. 

- Oj tu wcale nie chodzi o Dereka. Chodzi o was. Otóż mam zamiar stworzyć swoje własne stado. Jednak przez te kilka miesięcy, gdy was obserwowałem, zauważyłem, że jesteście dobrymi dzieciakami, co równa się z tym, że nie przejdziecie do mnie po dobroci. I tutaj zaczyna się rola waszych kompanów.

- I co zamierzasz? - podszedł do mnie i pochylając się, schował część moich włosów za lewe ucho. 

- Pomyśl Susan, co mogę zrobić, mając tutaj cztery wilkołaki i osoby, na których zależy im najbardziej. - wstrzymałam oddech. - Dla Rose najważniejszy jest Michael, dla Jamesa Lydia, dla Lucy Brian, a dla Scotta... ty.

- Dla niego najważniejsza jest Allison.

- Naprawdę tak myślisz? Oj Susan Susan... A miałem cię za bystrą dziewczynę.

Spojrzałam na szatyna w momencie, gdy Hale odszedł do Claudii, a on zrobił to samo.

- Po co ci Claudia? - odezwała się Rose. - Sam nie dasz rady bandzie nastolatków? W końcu jesteś niby tym krwiożerczym Alfą, Peter. - rzekła z pogardą.

- Wyobraź sobie, złotko, że przez spory czas byłem w śpiączce. Ale wracając, może ktoś już wie co się zaraz stanie? Nikt? No cóż...

Dziewczyna bez żadnego wyrazu pociągnęła za dźwignię, a ja poczułam, jak przez moje ciało przepływa prąd. Zresztą nie tylko przez moje - wszystkie nie-wilkołaki, zatrzęsły się i krzyknęły pod wpływem elektryczności. Po chwili uczucie ustąpiło, a moje serce znacznie przyspieszyło. Scott i reszta mówili coś na raz do oprawcy, ale mało zrozumiałam. 

- Co się dzieje do cholery?! 

- Lyds, obiecuje, że wszystko ci potem wytłumaczę. - rzekł James.

- Och, jakie to słodkie.  - zadrwił Peter i spojrzał na zahipnotyzowaną. - Kochana czy byłabyś tak miła...? 

- Czekaj! - wrzasnęła Lucy. - Przyłączymy się do ciebie, tylko ich wypuść!

Among The Werewolves | Teen Wolf |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz