-rozdział 43-

623 33 12
                                    

Zajechałam pod dom Lydii najszybciej, jak to było możliwe i wbiegłam do środka. Muzyka była wyłączona, a w domu nikogo nie było.

Wybiegłam do ogrodu i gdy zauważyłam leżące na ziemi ciało, wyminęłam basen i podbiegłam bliżej.

Zakryłam dłonią usta, a do moich oczu napłynęły łzy, gdy zobaczyłam zmasakrowane ciało Briana.

Brunet leżał bezwładnie na trawie. Jego klatka piersiowa, widoczna przez rozerwaną koszulkę, była pokryta licznymi, głębokimi ranami, z których wypływała krew. Twarz chłopaka również nie prezentowała się najlepiej. 

Nie mogłam patrzeć na martwe ciało przyjaciela, więc odwróciłam wzrok. Czułam, jak nogi się pode mną uginają. Ktoś położył rękę na moim ramieniu. Spojrzałam na tę osobę, którą okazał się Scott.

- Sus... - szepnął i przytulił mnie mocno.

- Jak? - zapytałam drżącym głosem i odsunęłam się od szatyna.

- James nie dał rady zapanować nad pełnią...

Scott spojrzał w kierunku ciała Floresa. Zrobiłam to samo i dopiero teraz dostrzegłam siedzącego na kolanach, zrozpaczonego i przerażonego nastolatka opryskanego krwią. White patrzył pusto w trawę, a z jego pazurów kapała krew.

- Lucy wie?

- Pojechała z Lydią za Kanimą... Dzwoniłem do niej, zaraz powinna wrócić.

Rozejrzałam się, zauważając naszą grupkę rozsianą po różnych częściach ogrodu. Nigdzie nie zauważyłam tylko Allison, a wtedy przez rozsuwane drzwi wbiegła Lucy, a za nią Lydia.

- Brian! - krzyknęła szatynka i podbiegła do chłopaka. Ułożyła jego głowę na swoich kolanach i położyła dłoń na jego policzku. - Nie... Brian! Brain ocknij się! Słyszysz? Brian proszę cię... Otwórz oczy... Kochanie nie rób mi tego... Nie zostawiaj mnie...

Po moich policzkach spłynęły łzy, które również płynęły po twarzy Smith. Scott objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w ciało przyjaciela. Lucy płakała, krzyczała i błagała, aby Brian jej nie zostawiał.

Czułam się okropnie. Właśnie straciliśmy przyjaciela, a Lucy chłopaka... Ogarnęła mnie bezsilność, pustka i smutek. Czysty smutek.

- Ty... - szatynka uniosła wzrok na Jamesa. - Zabiłeś go! To wszystko twoja wina!

- Lucy, ja... Ja nie chciałem... - powiedział drżącym głosem, a dziewczyna położyła Briana na ziemi i wstała. White powtórzył jej ostatnią czynność.

- Nie chciałeś? Zobacz, co zrobiłeś! Nienawidzę cię! Nie chce cię znać, słyszysz?!

- Lucy...

- Wypierdalaj! - krzyknęła łamiącym głosem. - Nie chce cię więcej widzieć! - chłopak zawahał się - Wynoś się stąd, zanim cię zabije.

James spojrzał na mnie i Scotta, a następnie skierował się do wyjścia. Gdy mijał Lydię, ich spojrzenia na  chwilę się spotkały, ale rudowłosa szybko odwróciła wzrok i odsunęła się od chłopaka.

White wyszedł, a ja podeszłam do zrozpaczonej Lucy.

~^^~

Przez następne kilka godzin leżałam w łóżkuna plecach, nie mogąc zmrużyć oka. W mojej głowie ciągle powracał obraz martwego Briana, załamanej Lucy i przerażonego Jamesa...

Gdy tylko księżyc w miarę zniknął za horyzontem, w moim pokoju ktoś się pojawił i położył obok mnie.

- W porządku? - zapytał Isaac.

Among The Werewolves | Teen Wolf |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz