Uwaga! Rozdział poprawiony!
Jak co rano budzi mnie krzyk mojej "kochanej" mamusi. Przewracam się z niechęcią na drugi bok, zerkam na zegarek i wiem, że mam przejebane jest 8:00, a na nogach powinnam być od 30 minut, super - ciekawe co czeka mnie na dole. Ubieram się szybko, myję zęby i swoje włosy upinam w nie dbały kok. Schodzę na dół bardzo powoli, słyszę w myślach, że bardzo mam przejebane, a jeszcze poprzednie siniaki i zadrapania mi nie zeszły. Wchodzę do salonu i nim się wychylam dostałam w twarz, upadam, ojciec łapie mnie za włosy, a przed twarzą pojawia się moja matka.
-O której miałaś wstać dziwolągu?!
Nie odpowiadam - błąd, dostaje w twarz i w brzuch, w moich oczach ukazują się łzy, a kobieta znów pyta.
-Pytam się o której miałaś wstać suko!
-O 7:30.
-A jest ?!
Zerkam na zegarek wiszący na ścianie. Kurwa 8:30
- 8:30 - odpowiadam cicho.
-O jedzeniu zapomnij !
Nie jadłam nic od trzech dni, jednak próba odezwania się to kolejny błąd.
-Ale...
Czuję kolejne szarpnięcie za włosy, matka uderza mnie w twarz, ojciec podnosi mnie boleśnie za ramiona i pcha na ścianę. Nie wiem co się dzieje, bo widzę jedynie ciemność.
Budzę się na ziemi w salonie. Jest ciemno i cicho, prawdopodobnie nie ma ich w domu, więc oddycham z ulgą. Wszystko mnie boli, dotykam mojej głowy. Lepkie włosy od krwi nie zbudzają u mnie żadnych emocji, gorzej być nie mogło. Wstaje... a jednak może być gorzej - zawroty głowy mdłości. Cóż, muszę iść do pokoju. Powoli ruszam, nienawidzę tego miejsca mam dość, nie wytrzymam tu ani minuty dłużej ! Czy ja sobie zasłużyłam na takie cierpienie ? A no tak, jestem dziwolągiem, nic nie wartym człowiekiem, a dlaczego ? Jestem czarownicą i mam dar czytania w myślach.
Wchodzę do mojego pokoju na oknie widzę Ami, sowę Jamesa. Biorę list do ręki, karzę zostać sowie i piszę kilka słów na czystym pergaminie.
James!
Uciekam stąd! Nie wytrzymam tu więcej !
Zatrzymam się u ciebie na kilka dni ! Za nie długo będę !
Mel.Przywiązuje list do nóżki sowy i wypuszczam ją przez okno. No nic, pora się pakować, dobrze, że w Hogwarcie rzuciłam na kufer zaklęcie zmniejszająco-zwiększające , dzięki czemu kufer zmieści mi się do kieszeni i wszystko w nim zmieszczę. Pakuje każda moją rzecz, nawet brudną. Kończę się pakować i spoglądam w lustro. Wyglądam tragicznie - całe włosy we krwi, twarz sina i także pokryta krwią, trudno założę kaptur. Biorę kufer do ręki i wkładam, go do kieszeni. Potem schodzę na dół. Rodzice już wrócili, super naprawdę super. Schodzę po schodach i ruszam w stronę drzwi. Zatrzymuję rękę na klamce i krzyczę.
-Żegnajcie ! Więcej mnie nie zobaczycie mugole.
Wybiegam na ciepłe powietrze, w mojej głowie słyszę myśli rodziców. Są zdezorientowani, nie wiedzą co mają zrobić. Ojciec biegnie za mną, ale mnie nie potrafi mnie dogonić. Wyciągam różdżkę i podnoszę ją do góry. Kilka sekund później zjawia się Błędny Rycerz. Z trudem wsiadam do autobusu i mówię.
-Dolina Godryka.
-8 galeonów - podaje wyliczoną sumę i siadam na pierwszym wolnym miejscu.
Patrzę na mój domu i rozumiem, że nic prócz bólu mnie tu nie spotkało.

CZYTASZ
Wszystko potoczyło się inaczej - Huncwoci
أدب الهواةIch trzech i ona. Dar i świat, który trzeba uratować. Ona i on. Sekrety, które powinny zostać ukryte i miłość, której nie sposób powstrzymać. I co z tym wspólnego ma Severus Snape ?