25. Ratunek

35 6 5
                                    

cześć ~ vein

23 stycznia, czwartek, godzina 06:49

Gleb docisnął pedał gazu do podłogi samochodu, jakby zamierzał wypchnąć go na zewnątrz. Ani razu nie spojrzał w lusterko wsteczne. To, co się stało nie miało już znaczenia. Podjął słuszną decyzję.

Siedząca za nim Samantha obejmowała wyczerpanego i zakrwawionego Kevina, leżącego z głową na jej kolanach. Po jej różowych od zimna policzkach obficie płynęły łzy.

- Zostawiliśmy tam dziecko...

- To żadne dziecko, to morderca. Wyrósłby na takich samych ludzi jak oni. Zresztą, tacy ciągną najdłużej, pewnie już wstaje. Poradzi sobie. Nie powinnaś się nim przejmować - Rosjanin westchnął.

Sam cała się trzęsła. Adrenalina opuściła jej ciało i teraz temperatura dawała o sobie znać.

- Nie wierzę - łkała, bezskutecznie próbując nawiązać kontakt wzrokowy z prowadzącym chłopakiem w lusterku. - Nie wierzę, że to już koniec... Zabiłeś ich obu...

Gleb nie odpowiedział. Nie potrafił znaleźć słów, które odpowiednio opisałyby jego obecny stan. Był w takim samym szoku jak dziewczyna, lecz nie mógł dać po sobie tego poznać. Musiał zabrać ich w bezpiecznie miejsce, na słabość przyjdzie czas później. Cały czas czuł się nieswojo i dosyć niepewnie za kierownicą, miał również wrażenie, że obraz delikatnie wiruje przed jego oczami. Potrzebował teraz wyjątkowego skupienia. Prowadził samochód zaledwie trzeci raz w całym swoim życiu, a przed nim była długa i ciężka droga. W duchu dziękował Andriejowi za to, że kilka lat temu użyczył mu swoją starą wołgę i pokazał co do czego służy w samochodzie i jak się z nim obchodzić. Przez cały dzień Gleb wraz ze swoim kolegą przemierzał leśne uliczki Poszechonje, starając się jak najlepiej opanować technikę jazdy. Była to jedna z najmilszych chwil od śmierci matki. Mimowolnie uśmiechnął się słabo na myśl o tym wspomnieniu.

Na ich szczęście Dmitri z myślą o pościgu wypełnił bak paliwem do ostatniego centymetra sześciennego. Dzięki temu mogli uciec najdalej jak tylko to było możliwe, bez obaw o nagłą utratę środka transportu.

Gleb szybko przeanalizował ich możliwości. Nie było ich wiele. Nie mogli udać się do miasteczka, nadal znajdywali się tam ludzie pod różnym stopniem wpływu Krushnica. Nie warto było podejmować takiego ryzyka. Najlepszą opcją była podróż do Jarosława, miasta położonego około dwóch i pół godziny jazdy od Poszechonje. Znajdował się tam szpital oraz port lotniczy.

To dobre miejsce, pomyślał Gleb, przy tej pogodzie powinniśmy dojechać tam w trzy godziny.

Odwrócił się na chwilę i rzucił Sam spojrzenie pełne troski.

- Prześpij się, obudzę cię na miejscu.

- Dokąd w ogóle jedziemy? - zapytała dziewczyna, już układając się wygodniej na kanapie.

- W bezpieczne miejsce.

Pokiwała głową ze zrozumieniem, dając mu do wyraźny znak, że mu ufa. Gleb znów skupił wzrok na drodze. Wyjechał na drogę, którą normalnie udałby się do miasteczka. Zamiast tego skręcił w lewo i pokierował się na południe, wzdłuż części Zbiornika Rybińskiego.

W pewnym momencie po raz drugi odbił w lewo po łuku i pojechał znaną jedynie miejscowym drogą przez las. Minęło półtorej godziny i już jechali wzdłuż rzeki Wołgi. Dalej kierował się wedle znaków drogowych. Przez ten czas zdążyło się rozwidnić, a śnieżyca zelżała. Warunki do jazdy wyraźnie się poprawiły, można było zatem przyspieszyć.

- Jeszcze godzina i wszystko będzie dobrze - wyszeptał Gleb do samego siebie. Droga przed nim była prosta, przeszłość została w tyle. Żadna siła ich nie zatrzymywała, nikt im nie groził. Nic nie trzymało go w tym mieście koszmaru.

Rosja [Россия]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz