5. Komplikacje

67 12 2
                                    

12 stycznia, niedziela

- Kevin? Kevin!

Głos matki boleśnie wdarł się do głowy chłopaka i momentalnie go obudził. Głowa mu pękała, miał odrętwiałe ciało i czuł, jakby się gotował.

- C-co... - wymamrotał sennie.

- Jest druga po południu!

Kurwa.

Przez całą akcję, stres oraz narkotyk chłopak całkowicie zapomniał o normalnym życiu. Nigdy nie wstawał tak późno.

- Przepraszam - powiedział cicho, ze zmęczeniem w głosie. - Już wstaję, proszę cię, wyjdź.

Kobieta pokręciła głową z zawodem. Wstała i mamrocząc coś pod nosem wyszła zamykając za sobą drzwi.

Chłopak od razu wyczołgał się spod kołdry i usiadł. Był cały mokry od potu. Uniósł dłonie na wysokość twarzy i zauważył, że mu się trzęsą.

Jestem chory? pomyślał i wstał. Nonsens, muszę się spotkać ze Sniperem.

Ubrał swoje standardowe spodnie, koszulkę z nadrukiem zespołu Metallica i czarną bluzę z kapturem. Spojrzał za okno. Niebo spowiły szare chmury, pojedyncze krople już pojawiały się na szybie. Dzisiaj musiał ubrać też kurtkę.

Otworzył szafę i wyciągnął z niej plecak. Od razu przełożył kominiarkę, rękawiczki i latarkę do kartonu do ubrań. Przez chwilę zastanawiał się, co zrobić z własną bronią. Wystarczyła jedna akcja by z powrotem przyzwyczaił się do noszenia jej przy sobie. Wsunął ją za pasek spodni i ukrył pod długą bluzą. Ostrożności nigdy za wiele. Zabrał plecak akcyjny i wsadził go do swojego plecaka codziennego. Sprawdził jeszcze, czy wszystko jest dobrze ukryte i zamknął szafę.

Zanim wyszedł z pokoju po raz ostatni spojrzał na materac. To, co pod nim leżało było dobrze ukryte.

Co się ze mną dzieje?

Nie powinien był wczoraj wciągać. Po odwyku każda dawka mogła przywrócić wcześniejsze pragnienia. Teraz nie był jednak czas na roztrząsanie. Stało się, i już.

- Trudno. To było jednorazowe - powiedział sam do siebie i wyszedł. Miał nadzieję, że właśnie tak było.

Zszedł na dół i wszedł do kuchni. Matka siedziała przy stole otoczona papierami. Widocznie robiła kontrolę ile już wydali w pierwszej połowie miesiąca. Zawsze tak robiła. I zawsze kłamała, że wszystko się zgadzało.

Nigdy nic się nie zgadzało. Wciąż brakowało im pieniędzy, wszystkie oszczędności topniały szybciej niż lodowce. Na szczęście kobieta nigdy nie pytała, skąd Kevin miał pieniądze. Wierzyła, że ma normalną pracę, dlatego tak znika. Chłopakowi bardzo to odpowiadało.

- Wychodzę - powiedział zaglądając do szafki. Zabrał suchą bułkę i wyszedł. Matka nie powiedziała ani słowa.

Dzisiaj był ostatni dzień, kiedy mógł pożyczyć auto, więc wsiadł do forda i od razu odpalił. Ugryzł bułkę i wyszukał numer do Snipera w telefonie.

- Sniper? Cześć, mam fanty... Tak tak, dobra. Bar Pod Diabłem? No jasne, będę.

Rozłączył się. Dlaczego Sniper nie chciał się spotkać w swojej kryjówce w hangarze? On nigdy nie opuszczał swojej kryjówki.

- No dobra... - powiedział Kevin i pojechał do centrum, do zamkniętego do dziewiętnastej Baru Pod Diabłem.

Lokal był własnością jakiegoś gostka będącego w hierarchii wyżej niż Sniper, dlatego mieli tam dostęp cały czas. Zaparkował ulicę dalej i przeszedł się na miejsce.

Rosja [Россия]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz