20.1

209 10 5
                                    

Chyba straciłam przytomność, bo gdy otworzyłam oczy, byłam w kompletnie innym pomieszczeniu. Niby wpadało trochę światła, ale to nic nie dawało.

 Próbowałam się ruszyć: NIC. Poczułam, że jestem zawiązana do krzesła. Przynajmniej nie mam już nic na oczach i na buzi.

 Na razie nie mogłam się tak łatwo narazić, więc nic nie krzyczałam. Chwilę poczekałam, starałam się usłyszeć jakikolwiek dźwięk: też NIC. To było nie tylko straszne, ale i denerwujące, bo co niby miałam robić? 

Po dłuższym zastanowieniu, wymyśliłam konkretny plan. Być może ten moment to jedyny jaki mam, żeby się uwolnić.

 Pod odpowiednim kątem dostrzegłam świecący przedmiot w rogu pokoju. Był on dość daleko, do tego niebezpiecznie blisko drzwi. Nie miałam innego wyjścia, cokolwiek by to było, to już jakiś krok do przodu.

 Pohuśtałam się na krześle i na szczęście spadłam na mój prawy bok. Razem z przywiązanym do siebie krzesłem przeczołgałam się do kąta. Był to nóż. Ustawiłam się w ten sposób, by po jednym, odpowiednim ruchu, nóż przeciął kawałek liny. Gdy to zrobiłam delikatnie ruszyłam rękę. 

Jedna jest! Chwyciłam nią nóż, przecięłam przy drugiej ręce, a także przy nogach. Nie wierzę... UDAŁO SIĘ! Byłam z siebie bardzo dumna.

Po schowaniu noża do kieszeni (bo mógł mi się przecież jeszcze później przydać) ruszyłam do małego okna. Za wysoko. Przystawiłam krzesło, stanęłam na nim i spojrzałam. W sumie nic specjalnego, zwyczajny krajobraz. Była pochmurna pogoda, ale to nie było ważne.

 Zeskoczyłam z krzesła, ruszyłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę, ale niestety - zamknięte. Drugi koniec pokoju był całkowicie ciemny, nie wpadała tam ani odrobina światła, więc nie tylko nie wiedziałam, jak długi może to być pokój, ale też co lub KTO może tam być...

Z każdą chwilą mój niepokój rósł. Krzyczeć, spróbować wejść w ciemność czy przecisnąć się przez to jedyne, małe okno? Niestety przerwało mi zgrzytanie klucza w zamku. Miałam ułamek sekundy. Ciemność. Wbiegłam tam.

Pokój miał tak na oko z 10 m, po drodze nic nie zauważyłam i nie poczułam, ukryłam się po prostu w kącie, mając nadzieje, że ten ktoś, kto właśnie wszedł, nie użyje latarki czy coś. 

Kroki zbliżały się w moją stronę. Chyba wszystkie szanse przepadły. Chociaż...

Gdy stał już 1 m przede mną, najciszej jak tylko mogłam przeszłam na drugi kąt. A potem pobiegłam w stronę drzwi, usłyszałam tylko krzyk: "HEJ, TY!" za mną, ale trzasnęłam drzwiami i popędziłam w pierwszym, lepszym kierunku.

 Nie miałam czasu na zwracanie uwagi na szczegóły, ale byłam pewna, że znajdowałam się w więzieniu. 

Nie mogłam chyba na nikogo liczyć, ani spytać się gdzie jest wyjście. W takich miejscach nikomu nie można ufać. 

Starałam się iść po prostu do przodu, gdzieś w końcu dojdę, najlepiej, żeby do wyjścia.

Niestety przypomniałam sobie o pozostałych problemach. Nie było teraz na nie czasu, ale jak wróciły, teraz tak łatwo nie odejdą...

-BRAĆ JĄ! - usłyszałam za sobą ten sam głos, odwróciłam się : trójka łysych, ubranych na czarno, z tatuażami i licznymi kolczykami gangsterów. Ruszyłam przed siebie ile sił w nogach, jednak było pewne, że mnie złapią.

Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Złapali mnie za ręce, dali je do tyłu, tak, jakbym została złapana za jakieś przestępstwo. Zaczęłam się szarpać i wyrywać, do tego z krzykiem pytałam: KIM JESTEŚCIE? CZEGO ODE MNIE CHCECIE? 

Gdyby jednak...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz