P. I / TOMMY, TOMMY, TOMMY

814 40 28
                                    

Thomas zapatrzył się na słońce znajdujące się wciąż wysoko nad horyzontem. Siedział na szczycie klifu z nogami przewieszonymi przez krawędź, u stóp mając coraz lepiej wyglądającą Kolonię Odpornych. Oczyma wyobraźni wciąż widział tę bezwładną masę, którą byli, gdy wpadli tu po raz pierwszy. Pamiętał, jak Kanclerz Paige odwiedziła go w jednej z głównych siedzib DRESZCZU by wręczyć mu wszystko, czego potrzebował by odkupić winy. By uratować grupę Odpornych. Nie wiedział, co się później z nią stało. Czy udało jej się zbiec z walącego się na łeb na szyję budynku? Co, jak co, ale Thomas musiał przyznać, że Prawe Ramię skutecznie rozmieściło ładunki wybuchowe.

Gdy tu przybyli nie łączyło ich zupełnie nic poza tym, że chcieli przetrwać i byli odporni na wirusa. Nikt nikogo nie słuchał, nikt z nikim nie rozmawiał. Każdy bał się, że raj, który odnaleźli to tylko kolejny podstęp DRESZCZU i za chwilę ktoś ich siłą stąd wyciągnie. Trzymali się w małych grupkach, czując się w ten sposób bezpieczniej. Thomas nie mógł im się dziwić. On sam przebywał w końcu tylko w towarzystwie Minho, Patelniaka, Brendy, Gally'ego i Jorge'a.

Aż w końcu, któregoś dnia ich roztargnienia, Minho uznał, że czas najwyższy wziąć się w karby, bo leżeniem brzuchami w górę tylko ściągną na siebie zgubę. Jeśli Labirynt czegokolwiek realnie nauczył Streferów to właśnie porządku i tego, jak jest ważny. Dlatego po kilku dniach lenistwa nastąpiło wydarzenie, które zmieniło wszystko.

Azjata podszedł do sterty głazów, które znajdowały się na plaży, wyglądając niczym zabawki rozrzucone przez olbrzyma. Wyciągnął nóż, zakręcił kilka razy młynka, wzrokiem szukając odpowiedniego miejsca. W końcu oparł się lewą ręką o chropowatą powierzchnię, w prawej wciąż dzierżąc nóż, którym zaczął systematycznie sunąć po powierzchni głazu. Thomas, zaciekawiony nagłym, dziwnym zachowaniem przyjaciela podszedł i stanął tuż za nim, zaglądając mu niejako przez ramię.

Alby

Thomas przez chwilę nie rozumiał tego, co widział. Minho wyrył na kamieniu imię ich dawnego przywódcy. Thomasowi zdawało się, że minęły wieki albo i dłużej od kiedy ostatnio rozmawiał z tym chłopakiem. Od kiedy Alby jeszcze żył. Spojrzał w oczy przyjaciela żeby znaleźć z nich coś, co może pozwolić mu zrozumieć jego motywy. Dostrzegł w nich pokłady determinacji i dumy, te same, które widział co rano, gdy wybiegali razem do Labiryntu, lub gdy udało im się przetrwać na Pogorzelisku kolejny dzień. Widział ogromne zmęczenie, ale któż mógłby go za to winić. Życie w takich warunkach nie mogło nie mieć wpływu na psychikę człowieka. Dostrzegł też niesamowitą ilość smutku. Tęsknotę za tymi, którzy dawno odeszli. Niewielkie wyrzuty sumienia, że im się udało, a tamtym nie.

- Tommy? - spytał cicho Minho, nieświadomie sprawiając, że serce Thomasa skurczyło się boleśnie.

Azjata podrzucił nóż i złapał go za ostrze, wyciągając rękę w stronę Thomasa. Chłopak pewnie chwycił rączkę i tuż obok imienia Alby'ego dopisał inne. To, które ostatnimi dniami nie potrafiło wyleźć mu z głowy, nieważne, jak mocno tego chciał. W kieszeni spodni miał tylko niewielki kawałek papieru, ale nagle zaczęło mu się zdawać, iż ten świstek ciągnie go w dół z niesamowitą siłą. Podniósł ręce i wyrył prześladujące go imię.

Newt

Rycie nożem w skale nie należało do najcichszych zadań, więc już wkrótce zebrał się wokół nich spory tłumek, obrzucający ich zaciekawionym spojrzeniem. Thomas podał nóż dalej, Streferom. Najpierw dobrał się do niego Gally, później Patelniak, później reszta ich ekipy wraz z Jorgem i Brendą. Jorge napisał imię żony, Brenda brata. Na kamieniu pojawiały się kolejne imiona. Na razie po jednym, maksymalnie po dwóch. Zaczynali od tych, za którymi najbardziej tęsknili. Później przyjdzie czas na resztę. Minho wbił w Thomasa poważne spojrzenie, zupełnie jakby chciał telepatycznie go o coś spytać.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz