P. XXVII / OSTATNIA ODPRAWA

180 12 1
                                    

Thomas wiedział, że poranek musiał nastać. Nawet jeśli poprzedni dzień był tak przyjemnym, że miał nadzieję, że będzie trwał wiecznie. Niestety rzeczywistość, zwłaszcza rzeczywistość, w której jesteś chrzanionym Mesjaszem, a świat jest na granicy wymarcia, rzadko bywała na tyle łagodna, by spełniać ludzkie marzenia. Dlatego z samego rana, gdy tablet położony tuż obok łóżka zapikał, chłopak zaczął zbierać się niechętnie z łóżka. Przez chwilę rozważał pocałowanie Newta w czoło na pożegnanie, ot bez budzenia go, ale powstrzymała go przed tym pełna niedowierzania mina w pełni rozbudzonego ukochanego, którą widział doskonale nawet w słabym świetle awaryjnym, które wąskim paskiem obiegało całe pomieszczenie parę centymetrów nad podłogą. Cóż, może z jednej strony była to niepotrzebna strata energii, ale niestety na światło dziennie nie mieli co liczyć, bo nie dość, że samo w sobie mogłoby okazać się zabójcze przy ich szczęściu, to jeszcze oddzielała ich od niego gruba warstwa ochronnych murów. Tylko niestety grafiki osób przebywających w Obiekcie były tak różne, że nie mogli pozwolić sobie na pełną ciemność. 

Thomas skłamałby, gdyby stwierdził, że mu to przeszkadza. Zdawał sobie sprawę z tego, że w obiekcie jest ogromna ilość ludzi. Był tego więcej, niż świadom, bo miał ich listę na rozwijanym tablecie, centralnie pod ręką. Miał też świadomość, że lista jest jeszcze uzupełniana i poprawiana, ale ogólna liczba nowych mieszkańców Obiektu nie miała się zbytnio zmienić. I jasne, nie była to taka ilość ludzi, jak wtedy, gdy Obiekt funkcjonował w czasach swojej największej świetności przy Pierwszym Zarządzie, ale Thomas zdawał sobie sprawę z tego, że nowe osoby tworzą chaos i hałas. Więc nietypowe godziny jego funkcjonowania pozwalały mu na uniknięcie większych grup. Plus, na razie członkowie Ruchu Oporu raczej trzymali się własnego towarzystwa i mało wychodzili z pokoi, które zostały im przypisane. Ot kolejny problem, którym Thomas będzie musiał się zająć, a który odkładał na tak późno, jak tylko mógł. Powoli zaczynał żałować, że nie mógł mieć prostszej rzeczywistości. Na przykład takiej, w której z Minho, Newtem i paroma sztamakami uciekają przez Pogorzelisko. Stare, dobre czasy.

Zgodnie z wyświetlającą się na tablecie godziną było dziesięć po trzeciej, gdy Minho, Thomas i Newt dotarli do laboratoriów. Może to paranoja, może zdrowy rozsądek, ale żaden z chłopców nie chciał ryzykować. Woleli choćby i pięć razy sprawdzić, czy na pewno w każdym plecaku i w obu autach znajdowało się wszystko, czego potrzebowali. Noże, apteczki, woda, jedzenie, grubsze ubranie. W autach znajdowały się zapasy, które powinny im wystarczyć na trzy dni, tak na wszelki wypadek. Niby zgodnie z planem mieli wrócić przed dwudziestą, maksymalnie dwudziestą drugą, ale Thomas wiedział, że ich plany mają tendencję do przyjmowania nagłych skrętów, które wymagały absolutnej improwizacji. I o ile chłopak czułby się o niebo pewniej jadąc z Minho, o tyle wiedział, że byłoby to absolutnie nielogiczne. 

Trzyosobowe grupki dawały radę dobrze się ukryć. Jedna osoba zostająca na straży, zabezpieczenie auta i dwie osoby, które przeczesywały okoliczne budynki. I później zamiana. Pojechanie dwoma autami oznaczało, że zbiorą dwa razy więcej zapasów, a i tak przecież rozdzielali się dopiero w mieście i mieli poruszać po zaznaczonych na mapach obszarach, które i Thomas, i Minho mimowolnie kojarzyli. A i tak wbrew wszelkiej logice Thomas wolałby wsadzić Minho i Newta do auta i ruszyć przed siebie.

Minho przyciągnął Newta do braterskiego uścisku, nim wyszedł z pomieszczenia, zostawiając sztamaków na chwilę samych tak, by mogli się pożegnać. Thomas oparłszy swoje czoło, o czoło ukochanego, cicho obiecał mu, że wróci i przywiezie Minho całego, po czym uśmiechnął się pocieszająco, splótł razem ich dłonie, by mogli przejść ten kawałek razem. Zwiadowcy z nawyku i dla ukrycia nerwów rozgrzewali się stojąc obok ciężarówek, które Minho kończył właśnie sprawdzać, ostatecznie klepiąc je po maskach i oznajmiając, że są gotowi do ostatniej odprawy. Wszyscy z wyczekiwaniem patrzyli na Thomasa, gdy ten rzucał sztamakom po plecaku, które ci łapali w locie.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz