Wsiadłam do auta, a oczy bolały mnie już od płaczu. Przyłożyłam rękę do szyby i to samo tylko, że z drugiej strony zrobiła Camila. Obie płakałyśmy, a gdy auto ruszyło oderwała rękę od szyby i stała tylko patrząc się jak odjeżdżam. Łzy spływały i nie umiałam ich zatrzymać. Tak bardzo chciałam żeby to był tylko zły sen...
-Wszystko w porządku Nancy?
-Szczerze? Nie. Nic nie jest w porządku.-odpowiedziałam wrednie kobiecie.
-Wiem, że to wszystko cię przytłacza, ale zobaczysz, że będzie dobrze. Wszystko się ułoży.
-Oczywiście. Będzie dobrze. Każdy tak mówi po czym okazuje się inaczej. Nawet nie wiem gdzie jedziemy.
-Do Canady słonko.
-Super dużo się dowiedziałam.
-Jedziemy do Vancouver. To duże miasto gdzie będziesz również lądować.
-Okej.
-Przechodząc do rzeczy to dużo muszę ci powiedzieć, więc słuchaj. Po pierwsze jedziesz do bardzo bliskiej dla ciebie osoby czyli siostry twojej mamy. Po drugie jak już wiesz, mieszkasz w Vancouver no i po trzecie jak wsiądziesz do samolotu będziesz leciała około 10h, a potem na lotnisku spotkasz tą Panią, widzisz?-pokazała mi zdjęcie w telefonie.-To twoja ciocia. Na messengerze prześlę ci screenshota tego zdjęcia i numer do cioci żebyście umówiły się gdzie macie spotkać. My z tobą nie lecimy.
-To wszystko?-spytałam. Było to niegrzeczne z mojej strony, ale kobieta raczej by mnie zrozumiała, że tak się odzywam w takiej sytuacji.
-Tak.
Od razu kiedy to powiedziała założyłam słuchawki i włączyłam smutną muzykę. Pozwoliłam moim łzą płynąć. Musiałam się wypłakać, bo na lotnisku-przy ludziach-nie chciałam.~~~
-Dalej! Nie motaj się Bob tylko otwórz jej te drzwi!-wrzeszczała kobieta.
Mężczyzna podszedł i otworzył drzwi od auta.
-Dziękuję, ale sama potrafię otwierać sobie drzwi i nie musi się Pani tak drzeć na Pana Boba, bo niczym nie zawinił.-powiedziałam i odeszłam w stronę bagażnika by wyciągnąć walizki itd.
-Tylko żebyś u ciotki nie była taka wyszczekana.-powiedziała wkurzona.
-Jasne, jasne.
Bob pomógł mi przeprawić się z walizkami i ogółem całym bagażem, a Emily tylko szła i nic nie robiła. W końcu z głośników usłyszeliśmy: "Pasażerowie lotu z Londynu do Vancouver proszeni są kierować się już w stronę samolotu. Dziękujemy." Powoli zaczęłam udawać się w stronę wyjścia. Pożegnałam Emily wraz z Bobem i weszłam do autobusu, który miał mnie przetransportować do samolotu. Wszystko było dla mnie takie trudne, a teraz nawet chodzenie czy zwykłe powiedzenie"Dzień dobry.", po prostu sama myśl o tym wszystkim tak mnie przytłaczała, że nie umiałam nic robić.
Mówiłam sobie w duchu, że będzie dobrze, ale nawet to nie pomagało. Weszłam do samolotu mając nadzieję, że nie umrę przez te 10h. Pierwsze godziny minęły spoko. Siedziałam na telefonie i tablecie, a gdy tylko jedno z nich się rozładowało zostało podłączone do powerbanka. Oczywiście na telefon bardziej uważałam jak chodzi o baterię, bo musiałam mieć zdjęcie i numer do cioci. Następne 2-3h spałam i jak się obudziłam zaczęłam czytać książkę. Bardzo produktywnie jeśli mogę tak powiedzieć spędziłam te całe 10h no i lot w sumie nie był taki zły. Kiedy wysiadam z samolotu udałam się do budynku inaczej zwanego 'lotniskiem'. Patrzyłam w telefon no i nigdzie nie widziałam kobiety ze zdjęcia, więc postanowiłam zadzwonić.
-H-halo?-powiedziałam lekko zestresowana.
-Dzień dobry. Z kim mam przyjemność gadać?-odpowiedziała kobieta. Po jej głosie mogłam rozpoznać, że była to pozytywna i raczej otwarta osoba.
-J-jestem...Jestem Nancy. Córka Pa-cioci siostry.
-Czekam na ciebie przed lotniskiem. Nie będziemy się tam gdzieś pchać.
-A co jak nie dam rady z walizkami?
-Zadzwoń wtedy dojdę, okej?
-No spoczko.
Wszystko poszło sprawnie, ale z walizkami już był problem. Było ich 5, więc no tak jakby nie dałabym rady. Wybrałam numer do cioci.
-Już idę. Przy którym stoisz? Tym z "1" z "2" czy z "3".
-Przy tym z napisem "3".
-Okej już podchodzę, widzisz mnie?
-Nie za bardzo...
-BUU!-usłyszałam głos za sobą a potem w telefonie. Rozłączyłam się.
-Cześć Nancy!-uśmiechała się kobieta. Była trochę grubsza, a jej włosy były koloru takiego lekko wyblakłego rudego. Różniła się od mojej mamy bardzo. Moja mama była brunetką no i była bardzo chuda.
-Cz-cześć ciociu.-odpowiedziałam trochę się jąkając.
-Dobra to masz już wszystkie walizki czy jeszcze jakaś?
-To już wszystkie.-uśmiechnęłam się do niej.
-Dobra to daj mi te 2 duże i jedną małą, a ty weź resztę.
-Okej.-odpowiedziałam cioci. Była bardzo miła, ale i tak czułam się przy niej trochę nieswojo.
Wyszłyśmy z lotniska i weszłyśmy do samochodu.
-Stresujesz się, hm?-spytała.
-Trudno powiedzieć, że nie.-odwzajemniłam uśmiech, którym mnie obdarzyła.
-Zobaczysz, że wszystko się ułoży. Pozatym w końcu się poznamy.-zaśmiała się.-Jak już pewnie wiesz, jestem Elizabeth i Rose jest moją siostrą. Nie lubię jak się na mnie mówi 'Elizabeth', więc nazywaj mnie po prostu ciocia Eli albo zwyczajnie Eli. To już zależy od ciebie.-odwróciła się do mnie, bo siedziałam z tyłu.-Nie płacz skarbie.
Nie umiałam się powstrzymać. Łza spływała po łzie.
-N-nie umiem. To w-wszystko się tak sz-szybko dzieje, ż-że nie umiem sobie z t-tym poradzić.-płakałam.
-Zostawiłaś tam kogoś ważnego oprócz mamy?
-Camilę...Przyjaźnimy się od malucha i zawsze przy mnie była. Kocham ją jak siostrę i dla nas obu to było ciężkie się rozstać.-powiedziałam ledwo, bo łzy nie dawały mi mówić.
-Przykro mi kochanie. Ale jak mama wyjdzie ze szpitala to przecież tam wrócisz.
-A co jak nie wyjdzie? Coś się nie uda?
-Uda się, na 100%. Musisz w to po prostu mocno wierzyć, bo jak nie to...-widziałam jak po policzku spływa jej łza.-Po prostu musisz wierzyć i trzymać za nią kciuki.
Dalej jechałyśmy w totalnej ciszy. Obu nam było ciężko po tej rozmowie. W końcu dojechałyśmy.
-Wow...Ładnie tu.-rozglądałam się po całej parceli i była taka inna niż u nas w Londynie. To znaczy wszystko było bardziej nowoczesne.
-Cieszę się, że ci się podoba. Zaraz cię oprowadzę, a walizki wyjmiemy po tym "zwiedzaniu".-zaśmiała się. Bardzo ją polubiłam i nie wiedziałam czemu mama nie lubiła o niej wspominać.
Kiedy weszłyśmy do domu otworzyłam szeroko buzię.========
Ten kto czytał wstęp przed 14.05 niech wie, że zmieniłam czas wydarzeń, że nie było to zakończenie roku szkolnego, tylko że był to kwiecień.
Czekajcie na następny rozdział hehe. Zastanawiałam się i będą na 100% wychodzić co 2 dni, a jak wybije jakaś tam liczba wyświetleń to zrobię maraton.
CZYTASZ
Hell, love's strange! | Finn Wolfhard
Fanfiction"-Czemu wcześniej nic nie mówiłeś?-spytałam. -O czym? -O tym, że mnie kochasz."