- Ali! - zawołałam za chłopakiem. - Ali Murat! Ali no! Chodźże do domu! Zobacz jaka ulewa!
- Chodź tu do mnie! - pociągnął mnie za rękę. - Nie jesteś z cukru, Deniz...
- Ali, za chwilę będziemy mieli kłopoty! - jęknęłam. - I będziemy cali mokrzy... Ale nam się oberwie! Proszę chodźmy już!
- Ale z ciebie maruda. - pobiegliśmy pod zadaszenie sierocińca. - Niektórzy przeczekują deszcz, a inni pod nim przemakają... - powiedział chwytając mnie za dłoń.
- Kto ci to powiedział, Ali? - zaciekawiłam się.
- Obserwowałem ludzi, a szczególnie ciebie, niebieskooka. - pstryknął mnie w nos i znów pociągnął za rękę tak, że wpadliśmy do błotnistej kałuży.
Śmialiśmy się w niebogłosy dopóki nie przyszła nasza opiekunka, z długą drewnianą linijką w ręce.
- Ali Murat! Deniz! - krzyknęła pani Ayşe, a my zamarliśmy i od razu podnieśliśmy się do pionu.
Otworzyłam oczy i spojrzałam w pochmurne niebo. Zawsze kiedy padał deszcz przypomniałam sobie tą chwilę z dzieciństwa. Ali Murat był moim jedynym pozytywnym wspomnieniem z sierocińca. Oczywiście dopóki nie zostałam adoptowana. To znaczy, najpierw on był adoptowany, później ja... Oboje trafiliśmy do dobrych rodzin, jednak te rodziny były z dwóch różnych światów. To znaczy on trafił do dobrej rodziny, moja nie koniecznie była taka dobra jak sobie o tym marzyłam, ale grunt, że wyciągnęli mnie z tej dziury i nie musiałam tam gnić sama... I najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja i Ali straciliśmy kontakt. Mimo tego, że ja miałam wtedy 5 lat, a on 12, zupełnie nie ma dla mnie znaczenia. Wciąż go pamiętam, jakby to było wczoraj.
- Deniz! Deniz! - krzyknęła moja przyjaciółka Haziran, którą poznałam w dniu, kiedy przeprowadziłam się do dzielnicy mojej nowej rodziny. - Nie uwierzysz!
- No nie uwierzę, Haziran. Co się stało? - spytałam.
- Słyszałam jak twój tata powiedział moim rodzicom, że "skoro nasza córka ma tak dobre wyniki, to niech jedzie do Stambułu. Niech tam idzie na studia do najlepszej szkoły i tam zarabia". Na to mój ojciec "to niech nasza córka jej towarzyszy, będą się wspierały w wielkim mieście". Czaisz to?! Jedziemy do Stambułu! - pisnęła radośnie. - Mięli ci powiedzieć o tym jutro, jako urodzinową niespodziankę, ale nie mogłam wytrzymać i musiałam ci powiedzieć!
No i tak ja i Haziran trafiłyśmy do Stambułu. Jesteśmy tu już od roku. Haz się poszczęściło, udało jej się otworzyć kawiarnię na nabrzeżu. Za to ja... Z każdej pracy mnie wyrzucają. Bo niezdarna, bo wulgarna, bo momentami zbyt agresywna...
- I co ja mam zrobić, Hazi? - oparłam głową na szklany stolik.
- Tyle razy ci proponowałam, żebyś pracowała ze mną, ale się nie zgadzasz. - wywróciła oczami, po czym głośno westchnęła. - Telefon nadal milczy?
- Milczy. Wydrukowałaś te ulotki? - spytałam.
- To już się nazywa desperacja, ale tak, wydrukowałam. Przyniosę ci je. - zaśmiała się i na chwilę zniknęła na zapleczu.
Po otrzymaniu swoich ulotek wyszłam z kawiarenki przyjaciółki i... Obiłam się o czyiś tors.
- Aj! - upadłam.
- Wszystko w porządku? - mężczyzna podał mi rękę.
- Tak, tak. Zagapiłam się. Przepraszam. - wstałam z jego pomocą.
I znowu, zaczął padać deszcz. Mężczyzna uciekł do środka kawiarenki, a ja... Uciekłam w drugą stronę, bojąc się, że utracę swoją ostatnią deskę ratunku. Dopóki nie wpadłam w kałużę błota.
oto nowe opowiadanie - jak wrażenia?
CZYTASZ
when the rain begins to fall
Romance× where our eyes are never closing hearts are never broken and time's forever frozen still × kiedy zatrudniona jako ou pair dziewczyna okazuje się być przyjaciółką z dzieciństwa swojego rygorystycznego szefa... * okładkę wykonałam samodzielnie.