- Więc to ma być praca ou pair, tak? - dopytała Haziran. - W jego domu? Tego ciasteczka z kremem i jego przesłodkiej córeczki?
- Wstyd mi za ciebie, Haz, ale tak. Właśnie tego faceta. Płaci krocie za opiekę nad jego córką. W końcu będę mogła spłacić dług jaki mam u ciebie i pospłacać długi rodziców. - powiedziałam.
- Tym potworom chcesz pieniądze dawać? Deniz... Robili z ciebie służącą i już nie wspomnę o tych bliznach i siniakach... - zdenerwowała się. - Spójrz, Deniz, zawsze byłaś dobrym i pilnym dzieckiem, nigdy się nie buntowałaś, chyba że chłopakom z dzielnicy, ale nigdy swoim rodzicom, a oni w zamian za to wszystko, traktowali cię jak śmiecia. Ciągle cię bili i dawali kary za coś, czego nie robiłaś. Jak możesz teraz im dawać coś, na co nie zasłużyli?
- Haziran, oni mnie adoptowali. Jestem im wdzięczna za to, że nie zgniłam tam sama. Mogłabym gdyby Ali został tam ze mną... Czekałam dwa lata, aż mnie ktoś adoptuje. Dwa długie lata, Haz... Zabrali Aliego kiedy miałam 5 lat i od tamtego czasu, modliłam się o to, żeby albo on wrócił do mnie, albo żeby ktoś mnie adoptował. Po tych dwóch latach zabrano mnie do twojej dzielnicy. Dali mi dom, wychowali... Dług jaki mam u tych ludzi jest ogromy. Niemalże niespłacalny. Ocalili mnie. - wyjaśniłam.
- Aj, kochana... - Haziran przysunęła się bliżej mnie. - Tylko ty to wszystko tak widzisz. Uratowanie ciebie z tamtego miejsca to jedno, katowanie cię przez resztę życia to drugie. Przemyśl to jeszcze. - objęła mnie ramieniem.
Wiedziałam, że Haziran ma rację. W pewnym sensie, ale to nadal byli moi rodzice. Adopcyjni czy nie, to nie ma znaczenia.
I wprawdzie, po wysłuchaniu oferty pracy u Aliego Murata, czułam się jakbym podpisała pakt z diabłem. Umowa to umowa, pieniądze za pracę, okay, ale wiedziałam, że gdzieś musi być haczyk. Duży czy mały, nie wiadomo, ale jednak!
Następnego dnia, z samego rana, bo już przed 11 rano byłam na miejscu. Posiadłość ogromna, bardzo nowoczesna, ze spokojem pomieściłaby całą armię turecką... Podeszłam bliżej drzwi i nawet nie musiałam pukać, bo ktoś się zjawił w progu, by mnie powitać. Była to smukła, młoda kobieta, z czarnymi jak smoła włosami, ściśniętymi w idealnie ułożonego koka. Na sobie miała białą koszulę i czarną spódnicę do kolan, a na swoich nogach miała wysokie obcasy, wyglądające na bardzo kosztowne.
- Panna Deniz Kaya, prawda? - spytała z lekko skrzywioną miną, jakby czuła obrzydzenie, albo coś w tym rodzaju. - Pan Yanan czeka.
I wcale się nie dziwię, byłam jej totalnym przeciwieństwem, jeśli chodzi o ubiór. Niebieskie jeansy przetarte na kolanach, prawie biały t-shirt z różą na obojczyku i białe trampki. Za grosz klasy.
- Przyszłaś! - pisnęła mała dziewczynka, natychmiast przyklejając się do mnie niczym rzep do psiego ogona.
- Cześć Zeyno. - poczochrałam ją po głowie. - Przyszłam, ale chyba nie jestem ubrana odpowiednio. - mruknęłam rzucając tamtej kobiecie lekki, niezbyt szczery uśmiech.
- Nie przejmuj się nią, ona robi to tylko na pokaz. - szepnęła do mnie. - Ona nikogo nie lubi i jest strasznie nie miła.
- Panno Deniz. - usłyszałam za sobą głos Aliego. - Proszę do mojego gabinetu... - odchrząknął.
A ja poczułam się, jakbym szła na dyrektorski dywanik. Ah, ciężkie moje życie, ah...
pytanko, czy chcecie rozdziały codziennie dodawane o stałej porze (np. popołudniowo-wieczornej), czy rozdziały dodawane raz w tygodniu (w sensie w jednym dniu będzie dodane 3-5 rozdziałów), a może wtedy kiedy będą napisane (czyli że na bieżąco)?
i ah... Kim jest kobieta która raczyła powitać Deniz w progu, już pierwszego dnia w pracy?
CZYTASZ
when the rain begins to fall
Romance× where our eyes are never closing hearts are never broken and time's forever frozen still × kiedy zatrudniona jako ou pair dziewczyna okazuje się być przyjaciółką z dzieciństwa swojego rygorystycznego szefa... * okładkę wykonałam samodzielnie.