otuz

126 8 9
                                    

- Ali Murat? Co ty tu robisz? - do sali, w której znajdowały się noworodki, weszła Deniz.

- Patrzę na nie. - powiedziałem. - Mama tej dziewczynki, jest po ciężkiej operacji... Żeby ratować to maleństwo musieliśmy zrobić cesarkę... - wskazałem na jedno z niemowląt.

- Wiem, Ali, bo byłam przy tej operacji. Problemy z sercem. - odparła. - Wracam właśnie od Selima. 

- I co? - moje oczy się zaświeciły.

- Powiedział jedynie, że życzy mi powodzenia i wręczył mi moje wyniki z ostatniego badania. - podała mi kartkę. - Uznałam, że powinieneś to zobaczyć.

Uważnie się przyjrzałem.  Od razu na twarzy namalował mi się szeroki uśmiech. 

- Mógłbym powiedzieć, że w końcu, ale za bardzo boję się, że mnie uderzysz. - powiedziałem.

- I słusznie. - wywróciła oczami. - Myślisz, że damy sobie radę?

- Skoro daliśmy sobie radę z Zeynep, to damy radę z każdym dzieckiem. - przytuliłem ją. - Znasz płeć?

- Ali... - fuknęła. - Nie, nie znam i nie chcę jej poznawać.

- Żartujesz ze mnie. - odsunąłem się. - Dobra, ty nie chcesz znać płci, ale ja chcę.

- Nie, Ali Murat. Ani ty, ani ja, nie poznamy płci. -  machnęła ręką.

- Dobra, dobra, ja i tak wiem, że to będzie syn. - prychnąłem. - Czuję to. 

- Obyś się nie zdziwił. - wytknęła mi język. - Może dziewczynka?

- Zwariuję. Na pewno nie dziewczynka. Mam zginąć pośród trzech kobiet? O nie, nie, szanowna pani. Musi być chociaż jeden potomek płci męskiej, bym miał w nim jakieś oparcie mentalne. - powiedziałem i wyszliśmy z sali.

- Jesteś głupi. - fuknęła.

- A ty jesteś wariatką. - mruknąłem.

- Jestem wariatką, ale przynajmniej jestem mądrzejsza od ciebie. Ledwie co się dowiedziałeś o mojej ciąży, a już mi dyktujesz co mam urodzić. - prychnęła.

- Zadaniem męża, jest denerwowanie swojej żony, nic nie poradzisz. Nie mogę zaburzyć schematu. - wzruszyłem ramionami.

- Za chwilę ci walnę. - machnęła ręką.

- Też cię kocham. - mocno ją przytuliłem.

- Ta, to rób to z odległości, ja pojadę odebrać Zeynep ze szkoły. - wyrwała się z mojego uścisku.

Deniz pomachała mi na pożegnanie i zjechała windą na dół. 

Cieszyłem się jak głupi. Zostanę ojcem. To znaczy, już jestem, no ale... Zostanę ojcem po raz drugi. 

Akurat mój dyżur się skończył, więc pojechałem do domu, uprzednio zahaczając o sklep. Znów wykupiłem połowę produktów, by ugotować kolację dla moich dziewczyn i mojego nienarodzonego syna. 

Na szczęście zdążyłem wrócić przed Deniz i Zeynep. 

- Coś się pali? - usłyszałem jak weszły do domu.

Deniz rzuciła klucze na stolik, przy drzwiach wyjściowych.

- Pewnie tak, ale spokojnie, to tylko twój ojciec gotuje. - prychnęła Deniz.

- Nic nie przypaliłem. - fuknąłem z kuchni. - Jeszcze... - dodałem ciszej.

- Mi tam smakuje, jak jest takie lekko przypalone. - Deniz pocałowała mój policzek. - Poważnie.

when the rain begins to fallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz